Witajcie w ostatnim rozdziale maratonu! Od razu piszę wam, że przez niecałe dwa tygodnie nie będzie rozdziału tej opowieści. Ponieważ w następny wtorek i piątek piszę egzaminy.
Po chwili odwróciłam się dookoła siebie i pobiegłam na swoje terytorium (bo te należało do mojego wroga, jak i całe miasto było pod jego władzą) tą samo drogą co przedtem.
Te samo pole, szosa i las. Ale nie widziałam już ciała tego wilka, zamiast tego okoliczne drzewa koło niego były owinięte policyjną taśmą. Dlatego ominęłam to miejsce. Ponieważ nie chciałam mieć czasami kulki ze środkiem usypiającym w mojej skórze. A zapewne właśnie takie naboje mają policjanci. Chociaż ja też tak twierdzę. I nawet nie muszę tego sprawdzać, ponieważ w moim mieście, a nie tutaj mam kolegę, który pracuje w laboratorium kryminalnym, jednak nie zna mojego sekretu, chociaż ja znam jego. Miał kiedyś watahę, ale wszyscy oprócz niego zostali zabici przez kundli.
Po kilku minutach nadal wściekła znalazłam się w miejscu, gdzie zostawiłam przedtem swoje ubrania. Zmieniłam się w człowieka przez co byłam naga, więc szybko ubrałam na siebie poprzednie ubranie. Co z tego, że koszula potrzebowała żelazka. Chyba nie będę musiała z nikim się teraz spotykać.
Jednak moje przepuszczenia okazały się złe. Będąc jeszcze w lesie zobaczyłam na swojej posesji stojące niedaleko domu radiowozy policji. No to pięknie. Kolejny raz będę musiała ich unikać. Gdyby zobaczyli, że wychodzę z lasu od razu pomyśleliby, że to ja zabiłam członka swojej watahy, a teraz uciekam z miejsca zbrodni. Jednak to przecież nie byłoby prawdą.
CZYTASZ
She alpha
RandomWiecie jak to jest być tą inną. Inni na moim miejscu by się cieszyli,a ja zamiast tego uciekłam od obowiązków, które zdobyłam. A teraz muszę wracać z powrotem do miejsca, w którym się wychowała. Okładka mojego autorstwa.