7

137 11 7
                                    

Witajcie w ostatnim rozdziale maratonu! Od razu piszę wam, że przez niecałe dwa tygodnie nie będzie rozdziału tej opowieści. Ponieważ w następny wtorek i piątek piszę egzaminy.



Po chwili odwróciłam się dookoła siebie i pobiegłam na swoje terytorium (bo te należało do mojego wroga, jak i całe miasto było pod jego władzą) tą samo drogą co przedtem.

Te samo pole, szosa i las. Ale nie widziałam już ciała tego wilka, zamiast tego okoliczne drzewa koło niego były owinięte policyjną taśmą. Dlatego ominęłam to miejsce. Ponieważ nie chciałam mieć czasami kulki ze środkiem usypiającym w mojej skórze. A zapewne właśnie takie naboje mają policjanci. Chociaż ja też tak twierdzę. I nawet nie muszę tego sprawdzać, ponieważ w moim mieście, a nie tutaj mam kolegę, który pracuje w laboratorium kryminalnym, jednak nie zna mojego sekretu, chociaż ja znam jego. Miał kiedyś watahę, ale wszyscy oprócz niego zostali zabici przez kundli.

Po kilku minutach nadal wściekła znalazłam się w miejscu, gdzie zostawiłam przedtem swoje ubrania. Zmieniłam się w człowieka przez co byłam naga, więc szybko ubrałam na siebie poprzednie ubranie. Co z tego, że koszula potrzebowała żelazka. Chyba nie będę musiała z nikim się teraz spotykać.

Jednak moje przepuszczenia okazały się złe. Będąc jeszcze w lesie zobaczyłam na swojej posesji stojące niedaleko domu radiowozy policji. No to pięknie. Kolejny raz będę musiała ich unikać. Gdyby zobaczyli, że wychodzę z lasu od razu pomyśleliby, że to ja zabiłam członka swojej watahy, a teraz uciekam z miejsca zbrodni. Jednak to przecież nie byłoby prawdą.

She alphaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz