Decyzja

463 29 0
                                    

-Chciałabyś mieć dzieci? - zapytał następnego tygodnia, gdy leżałam w jego objęciach.
Od naszego pierwszego razu, więcej tego nie robiliśmy. Sama nie wiem dlaczego, ani ja, ani on więcej tego nie inicjowaliśmy. Nie jestem przyzwyczajona do takiej brutalności podczas seksu. Może on to lubi. Może on taki jest. Może mam takie wrażenie dlatego, że pierwszy raz ktoś tak brutalnie mnie zerżnął. Może kolejny raz nie będzie już taki zły, o ile w ogóle będzie kolejny raz.
-Raczej tak - odpowiedziałam. - Ale jak już, to za kilka lat.
-Posłuchaj - westchnął. - Mam pewną chorobę, za 2 lata umrę - powiedział prosto z mostu.
-Że co? - gwałtownie wstałam. - Ale jak to...
W oczach momentalnie pojawiły mi się łzy. On nie może umrzeć. Nie on... Pokochałam go. Naprawdę w ciągu tego miesiąca go pokochałam. Potrzebuje go.
-Myśle o nas poważnie - zaczął. - Dam ci najlepsze 2 lata życia, a później odziedziczysz po mnie wszystko.
-Co ty pieprzysz? Chcesz żebym za ciebie wyszła i urodziła ci gromadkę dzieci? Będziemy szczęśliwą rodzinką przez 2 lata, a później nas zostawisz? Mam przez 2 lata każdego dnia patrzeć, jak powoli umierasz? - podeszłam do drzwi i złapałam za klamkę.
-Poczekaj - wstał z łóżka i podszedł do mnie. - Dam ci wszystko o czym marzysz, tylko wystarczy, że przy mnie będziesz.
Wyszłam trzaskając za sobą drzwiami. Czy on oszalał? Co mam teraz zrobić? Kocham go, ale takie coś? Za kilka dni napad, a on proponuje mi założenie rodziny i najlepsze 2 lata życia. Jeśli się nie zgodzę, mogę tego żałować do końca życia. Po napadzie, już nigdy się nie zobaczymy. Nasze drogi się rozejdą. Jeśli się zgodzę, po dwóch latach on umrze. Umrze i zostawi mnie samą z dziećmi, przecież mogę dostać depresji. Będę miała traumę do końca życia. Możliwe, że nikogo już nigdy nie pokocham. Za 2 lata nadal będę młoda. Powinnam bawić się, imprezować, a nie siedzieć w pieluchach i zwijać się z tęsknoty za zmarłym mężem. To może być najważniejsza decyzja w moim życiu. Bez zastanowienia weszłam do pokoju profesora. Siedział przy biurku, a na mój widok, wzdrygnął się.
-Nie wiem, co robić - westchnęłam i usiadłam na łóżku.
-Co się dzieje? - wstał i usiadł obok mnie.
-Wiem, że jesteś bratem Berlina, to znaczy Andrésa - poprawiłam.
-Zależało nam, na zachowaniu tej tajemnicy, jednak wyszło jak wyszło - westchnął poprawiając okulary.
-Zostały mu 2 lata życia - zaczęłam. - On chce, żebym została jego żoną i urodziła mu dzieci, a później mnie zostawi - wytarłam łze spływającą po moim policzku. - już na zawsze.
-Jeśli naprawdę go kochasz - położył swoją dłoń na moim kolanie. - pozwolisz żeby zrujnował ci życie. Zdajesz sobie sprawę, że jeśli się zgodzisz to później będziesz musiała wychować to dziecko lub dzieci. Jego już nie będzie, a ty będziesz przeżywać najgorsze chwile swojego życia. Nawet nie masz stuprocentowej pewności, że uda ci się wyjść z tego stanu, ale będziesz musiała być silna dla dziecka. Możliwe, że żadnego faceta już nigdy nie pokochasz tak jak jego i zostaniesz wdową, już na zawsze. W końcu on dał ci dziecko, to najlepszy prezent jaki mogłaś dostać.
-Ty to wiesz jak pocieszyć człowieka - prychnęłam.
-Nie będę owijać w bawełnę - wzruszył ramionami. - powinnaś wiedzieć, na czym stoisz. Mogę ci jednak zapewnić, że jeśli się zgodzisz, to będziesz miała moje oparcie już zawsze. Będziesz mogła na mnie liczyć w każdej sekundzie swojego życia.
Spojrzałam na niego oczami pełnymi łez i przytuliłam go. Niedawno przytulałam Berlina, a teraz przytulam jego brata. Pojebane, ale i tak w ramionach Berlina czuje się o wiele lepiej. Pospiesznie wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi.
-Dziękuje za pomoc - ostatni raz spojrzałam na profesora i wyszłam.
Pobiegłam w stronę drzwi obok i otworzyłam je. Andrés siedział na łóżku oczywiście z kartką i ołówkiem w ręku, które po chwili odłożył.
-Zostanę twoją żoną i urodzę ci dzieci.

 -Zostanę twoją żoną i urodzę ci dzieci

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Not time to dieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz