-I co? - zapytała Nairobi, po piętnastu minutach ciszy.
Ja natomiast, wpatrywałam się w 3 testy z szeroko otworzonymi oczami. Wiem, co wskazuje każdy test ciążowy - dwie kreski.
-Sahara, kurwa! - dobijała się Nairobi, po chwili wchodząc do kabiny.
Wyrwała mi jeden test, a ja nie mogłam się ruszyć i nawet nie próbowałam wyrwać jej go z ręki. Opadłam na podłogę i zaczęłam przyglądać się mojemu brzuchowi, w którym prawdopodobnie rozwija się żywa istota.
-Możesz mi pogratulować, a w sumie, to Berlinowi, to on będzie najbardziej szczęśliwy.
To wszystko stało się zbyt wcześnie. Nie powinno się wydarzyć nawet i później, ale wiem, że było to nieuniknione.
-Cholera jasna - westchnęła, po chwili przytulając mnie. - Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć?
-Tak - odpowiedziałam, patrząc się w jeden punkt na podłodze.
-Musisz powiedzieć Berlinowi.
-Zrobię to, dzisiaj wieczorem - obiecałam.
***
Po wszystkich skończonych zajęciach, oboje z Berlinem weszliśmy do pokoju.
-Gdzie byłaś dzisiaj z Nairobi? - zapytał odrazu.
-W sklepie, ale muszę ci coś powiedzieć - zaczęłam.
-Słucham - odparł.
-Jestem w ciąży - oznajmiłam, na co szeroko się uśmiechnął.
-Ester, to wspaniale - przytulił mnie szczęśliwy.
-Zrobiłeś to specjalnie - powiedziałam poważnie wyrywając się z jego uścisku.
-O co chodzi? - zmarszczył brwi.
-Przecież się nie zabezpieczaliśmy - prychnęłam. - Tylko nie mów, że zapomniałeś.
-Musiałem to zrobić, bo nie było innego wyjścia.
-Powiedziałam, że chce zacząć starania po napadzie - odpowiedziałam trochę głośniej. - Nie uszanowałeś mojej dezycji. Wiedziałam, że z nikim się nie liczysz, ale żeby zrobić mi dziecko?!
-Nie krzycz - uspokajał mnie.
-Teraz już nie mam wyboru, bo muszę urodzić, ale jeśli podczas napadu, coś mu się stanie, to będzie twoja wina - wyszłam trzaskając drzwiami.
Tym razem Berlin wyszedł za mną. Podbiegł do mnie i złapał za rękę.
-Musiałem to zrobić. Później nie mielibyśmy szans na dziecko.
-Jak to nie? Mogłabym spokojnie zajść w ciąże odrazu po napadzie - wzruszyłam ramionami.
-Nie masz pewności, że napad się uda.
-A ty masz? - prychnęłam.
-Wróć do pokoju - spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
Nic nie odpowiedziałam, tylko wróciłam do pomieszczenia. Pospiesznie przebrałam się w piżamę i położyłam, po chwili dołączył do mnie Berlin.
-Dobranoc - powiedział obejmując mnie, na co nie zareagowałam.
***
Napad miał się rozpocząć za 2 dni, a ja prawie ciągle wymiotuje. Niby to normalnie, ale dla mnie, to koszmar. Moje cogodzinne wizyty w toalecie, to już rutyna. Rano, wracając z niej natknęłam się na Rio i Tokio, którzy obściskiwali się na korytarzu. Na ich widok, znowu zrobiło mi się niedobrze i musiałam się wrócić. Nie widzieli mnie, ale to dobrze. Rio jeszcze pomyślałby, że mnie to zabolało i byłby zadowolony, ale to nie prawda. Wcale mnie to nie zabolało, a co więcej mam to gdzieś. Jego romans, to ostatnia rzecz, jaka mnie teraz obchodzi. Od początku nie polubiłam się z Tokio. Niby nic do niej nie mam, ale zawsze wydawała się taka wybuchowa i zawsze musiała postawić na swoim. Teraz, to jeszcze nie problem, ale boje się, co będzie podczas napadu. Berlin ma nim dowodzić, to już ustalone od dawna, ale z jej charakterem może to popsuć. Wole na nią uważać, a Rio szybko wymieni. Kiedy znów wyszłam na korytarz, już ich nie było. Odetchnęłam z ulgą, że nie będę musiała się wracać. Moje relacje z Berlinem od ostatniej kłótni poprawiły się znacznie. Przemyślałam to i doszłam do wniosku, że nie warto się obrażać o coś, czego już nie zmienię. Powoli godzę się z faktem, że mój brzuch niedługo powiększy się, a z nim znajdująca się tam istota. Berlin bardzo się o mnie troszczy, codziennie pyta jak się czuje i pomaga mi. Odkąd powiedziałam mu o ciąży, jest naprawdę bardzo szczęśliwy. Wiem, że najchętniej ogłosiłby to całemu światu, ale oczywiście nie może tego zrobić. Kiedy powiedzieliśmy profesorowi o ciąży, to bardzo się wzruszył. Wcale się nie dziwie. Chyba nie wierzył w to, że jego umierający brat znajdzie jeszcze szczęście. Weszłam do swojego pokoju, który dziele z Berlinem oczywiście i wyjęłam swoje notatki dotyczące napadu, po czym zaczęłam się uczyć. Zawsze na 2 godziny po śniadaniu pokój mam cały tylko dla siebie, ponieważ Berlin z profesorem dopracowują szczegóły planu. Nieraz korzystam z okazji i zapraszam Nairobi, a nieraz po prostu się uczę.
Po godzinie dołączył do mnie Berlin.
-Jak się czujesz, kochanie? - zapytał wchodząc.
-Pomijając to, że ciągle chce mi się żygać, to dobrze - uśmiechnęłam się sztucznie.
-To minie - usiadł obok mnie. - Jesteś dobrze przygotowana do napadu?
-Tak - westchnęłam - Dla mnie to totalny kosmos, jestem bardzo ciekawa, jak to wyjdzie.
-Wszystko na pewno się uda.
-Skąd ta pewność? - zmarszczyłam brwi.
-Każdy możliwy element planu jest w 100-procentach dopracowany - odparł. - Nie może się nie udać.
-Miejmy taką nadzieje.
CZYTASZ
Not time to die
RomanceCo jeśli w drużynie profesora pojawi się jeszcze jedna kobieta? Czy plan powiedzie się, a Sahara da radę przezwyciężyć chorobę Berlina?