Strzały

266 19 0
                                    

Ocknęłam się przez niespodziewany strzał, leżąc na kolanach Berlina.
-Co się dzieje? - wzdrygnęłam się.
-Spokojnie - odparł gładząc mnie po policzku. - Nic takiego się nie dzieje.
-Przecież ktoś strzelał.
-Jak się czujesz? - zmienił temat.
-Już lepiej - westchnęłam.
-Za bardzo się stresujesz, a powinnaś odpoczywać.
-Odpoczynek podczas napadu? - zakpiłam.
-Odpocznij tutaj - powoli wstał i delikatnie położył moją głowę na poduszce. - Później po ciebie przyjdę - wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi.
Minęło już 26 godzin, od rozpoczęcia napadu. Nie wiem, kiedy to się skończy, ani czy w ogóle stąd wyjdę. Berlin ma racje, za bardzo się stresuje. Tym razem go posłucham i odpocznę. Ułożyłam się wygodnie i starałam się zasnąć, jednak znów usłyszałam strzał. Nie no, po prostu muszę sprawdzić, co się dzieje. Powoli wstałam, chwyciłam broń i zeszłam do holu głównego. Berlin akurat rozmawiał z zakładnikami. Stanęłam obok
oszołomionej Nairobi.
-Skąd te strzały? - zapytałam.
-Nie mam pojęcia - wzruszyła ramionami.
-Słyszeliście strzały, ponieważ mieliśmy problemy z policją - powiedział Berlin do zakładników.
-Co on pieprzy? - Nairobi zmarszczyła brwi.
-Wszystko przez zakładniczkę, która próbowała skontaktować się z policją, przez tę komórkę - pokazał urządzenie. - Mam telefon pani Gaztambide, więc zastanawiam się, czyj jest ten. Kogo to telefon? - zapytał, ale nikt nie odpowiedział.
Szybkim krokiem podeszłam do niego.
-Wytłumaczysz mi, co się dzieje?
-Miałaś odpoczywać - westchnął. -Nie tutaj - wziął mnie za ramię i prowadził na górę. - Helsinki i Oslo, zostajecie! Reszta za mną! - rozkazał.
Weszliśmy do pomieszczenia, w którym znajdowało się jedzenie oraz telefony zakładników.
-Mónica Gaztambide nie żyje - ogłosił. - Kazałem Denverowi ją zabić.
-Ona była w ciąży - wydyszałam oszołomiona.
-Miało nie być ofiar - Nairobi złapała się za głowę.
-Miała komórkę, to miałem dać jej klapsa? - zapytał z ironią.
-Wystraszyć, albo strzelić w rękę, ale nie kurwa zabić - odpowiedziała zdenerowawana.
-Gdyby powiedziała coś policji, już byś nie żyła.
-Profesor zakazał zabijania, to pierwsza zasada - wtrącił Rio.
-Zaszła mała zmiana planów, to ja kontroluje zakładników, jasne? Nie denerwujcie się, a opinia publiczna jest po naszej stronie i narazie to się nie zmieni. Nie będzie nas już tu, kiedy zauważą, że ktoś nie żyje.
-Profesor wie, że złamałeś pierwszą zasadę jego planu? - zapytała Tokio.
-Ty też nie jesteś święta - zaśmiał się krótko. -Prawie zabiłaś policjanta, bo postrzelił twojego fagasa.
-Profesor musi wiedzieć - Rio zaczął wykręcać numer. - Nie odbiera - powiedział kilka sekund później.
-Nie może kontrolować wszystkiego przez całą dobę. Musi jeść, spać, brać prysznic, dlatego ja tu dowodzę. Żeby stąd wyjść, musimy być profesjonalistami - Berlin wzruszył ramionami.
-Co się tutaj dzieje? - wszedł nagle Moskwa. -Słychać was na korytarzu.
-Berlin kazał zabić zakładnika - odpowiedziałam, na co skarcił mnie wzrokiem.
-Kto to zrobił? - zapytał zdezorientowany Moskwa.
-Twój syn - odpowiedziała Tokio.
Oszołomiony Moskwa wyszedł z pokoju, a za nim reszta. Zostałam sama z Berlinem. Uznałam, że to idealny moment, aby poruszyć temat jego rozmowy z Rio.
-Czyli kiedy zesram się podczas porodu, to przestanę być dla ciebie atrakcyjna? Ten gnojek, będzie bombą atomową dla związku, prawda? - zapytałam z ironią.
-Ester, to nie tak...
-A i powiedziałeś, że miałeś 5 rozwodów i 5 razy uwierzyłeś w miłość. Ja jestem szósta, więc ze mną nie uwierzyłeś?
-Chciałem tylko nastraszyć Rio, żeby zniechęcił się do Tokio i żeby więcej niczego nie zepsuli - wytłumaczył się.
-Mówiłeś to tak, jakbyś naprawdę tak myślał.
-Jeśli cię to zabolało, to przepraszam. Wiesz, że ty i nasze dziecko, jesteście moim największym szczęściem - przytulił mnie.
-Dlaczego powiedziałeś Rio o ciąży?
-Chciałem, żeby wiedział o tym, że ułożyłaś sobie życie ze mną.
-Tokio też wie, a niedługo pewnie wszyscy się dowiedzą.
-I tak by się dowiedzieli. Nie przejmuj się tym.
-No dobra - lekko się uśmiechnęłam.
Berlin odwzajemnił uśmiech, po czym wyszliśmy z pomieszczenia. Berlin poszedł wzdłuż korytarza, a ja zbiegłam po schodach do holu głównego.
-Sahara, pomóż mi - nagle na schodach pojawił się Denver.
-Co się dzieje?
-Chodź - zaprowadził mnie do męskiej toalety, gdzie na podłodze pełnej krwi, leżał Moskwa.
-Boże kochany - złapałam się za głowę. - Jest lodowaty - dotknęłam jego ręki. - Denver, przynieś koc - rozkazałam, na co chłopak wybiegł z pomieszczenia.
-Nie wiem, co się stało - odezwał się Moskwa. - Może to przez to, że kilka godzin kopałem.
-Odpocznij, szczególnie ty nie możesz się przemęczać - odparłam.
-Mam koc! - przybiegł Denver, po chwili przykrywając swojego ojca miękkim materiałem.
-Trzeba go przenieść na kanapę - powiedziałam.
Helsinki i Denver, zanieśli Moskwę do naszego pokoju spotkań i położyli go na kanapie. Na fotelu siedział Berlin ze szklanką w ręku.
-Skończ czyścić łazienkę - rozkazał Denverowi.
Godzinę później zbierałam od zakładników śmieci, typu zużyte kubeczki, razem z Tokio i Helsinkami, kiedy nagle w holu głównym pojawił się Moskwa i zmierzał do drzwi frontowych. Momentalnie rzuciłam worek i pobiegłam za nim razem z Helsinkami i Denverem, który po chwili się pojawił. Pospiesznie założyłam maskę i zaczęłam celować w policjantów, kiedy Moskwa otworzył drzwi. Denver momentalnie rzucił się na niego i kazał założył maskę, jednak nie posłuchał go. Kiedy na miejscu pojawiła się Tokio, szybko podbiegłam do przycisku i nacisnęłam go, patrząc jak zamykają się drzwi. Odetchnęłam z ulgą, jednak spokój nie trwał długo.

 Odetchnęłam z ulgą, jednak spokój nie trwał długo

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Not time to dieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz