Cała zapłakana znów wróciłam do tunelu. Nie przestawałam kopać. Rio też kopał, ale ze zmęczenia robił to wolniej ode mnie. Nagle mój kilof wbił się na wylot. Gołymi rękami zaczęłam odkopywać ziemię. Poczułam dotyk. Dotyk profesora. Momentalnie chwyciłam go za rękę. Nie mogłam przestać płakać. Ledwo go widziałam przez zaszklone oczy. Jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa. Cały tunel był już gotowy. Kiedy przekopaliśmy całą ścianę, mocno przytuliłam profesora. Zaprowadziliśmy go do sejfu, gdzie wszyscy już czekali. Po kolei z każdym się przywitał. Większość osób też płakała, łącznie z profesorem. Nie było tylko Denvera, który nadal opłakiwał ojca. Profesor oczywiście od razu do niego poszedł. Zapewne chciał złożyć kondolecje i zwyczajnie go pocieszyć. Moskwa, był jedyną osobą, jaką miał Denver. Był najważniejszy. Nie wyobrażałam sobie, jaki ból musiał czuć.
-Sahara, chodź ze mną - poprosił Rio.
-O co chodzi? - zmarszczyłam brwi.
-Wiem, że to nie jest odpowiedni moment, ale musimy założyć ładunki wybuchowe na dole.
-Nie ma sprawy - pociągnęłam nosem. - Pomogę ci.
Oboje zeszliśmy na dół i zabraliśmy się do pracy.
-To zajmie policji trochę czasu. Trzeba je po kolei rozbroić - powiedział Rio. - Co zamierzasz zrobić jutro?
To był już sam koniec napadu. Dopracowywaliśmy już tylko szczegóły.
-Jutro? Będę na luksusowym jachcie. Opalać się z cyckami na wierzchu - zakpiłam.
-Na wierzchu? - zaśmiał się. - Berlin na to pozwoli? Wszystko będzie na widoku przy marynarzach, którzy dawno nie widzieli nagiej kobiety?
-Myślisz, że nie potrafię się obronić? - uniosłam brwi do góry.
-Nie o to chodzi. Prawdopodobnie, to nasz ostatni dzień. Kocham cię i zawsze będę - uśmiechnął się lekko. - Jeszcze raz przepraszam. Z tobą spędziłem najlepsze lata życia. Dziękuję za wszystko. Mam nadzieję, że jeszcze urodzisz piękne, zdrowe dziecko. Życzę udanego życia tobie i Berlinowi. Wbrew wszystkiemu, oboje na to zasługujecie - przytulił mnie.
-Dziękuję, za bycie moją pierwszą prawdziwą miłością. Kiedyś, to nas wyobrażałam sobie na jachcie. Jednak nie było nam to dane. Trzymaj się, Rio. Kocham cię - pożegnałam się i ze łzami w oczach poszłam na górę.
-Co się stało? - zapytał Berlin.
-Nic - odparłam. - Po prostu zdałam sobie sprawę, że to koniec napadu - zaszlochałam.
Berlin uśmiechnął się lekko i mnie przytulił.
Jednak spokój nie trwał długo.
-Zakładać maski! - rozkazała Tokio wchodząc do holu głównego razem z Palermo.
-Zaatakowali nas. Musimy uciekać - oznajmił mężczyzna.
-Co robimy z zakładnikami? - zapytała Nairobi.
-Wypuść ich - odpowidzial Berlin.
-Wymieszajcie się i na kolana! - wrzasnęła Nairobi.
-Helsinki i Sahara! Chodźcie! - Berlin pociągnął mnie za rękę do sejfu.
-Wszyscy są już w tunelu! - oznajmił Helsinki. - Pospieszcie się!
Na środku stała wielka skrzynia z karabinem maszynowym.
-Wiedzą, gdzie jesteśmy. Uciekaj - rozkazał Berlin.
-Berlin...
-Uciekaj! - przerwał mu.
Helsinki ostatni raz spojrzał mi w oczy i wszedł do tunelu.
-Świetna zabawka, co? - zaśmiał się Berlin wskazując na broń.
Nie do końca rozumiałam, dlaczego akurat my zostajemy, aby zatrzymać policję. Ale skoro został Berlin, to ja też zostałam.
Nagle w korytarzu pojawiła się policja, więc Berlin zaczął strzelać. Aż się wzdrygnęłam. Słyszałam wiele strzałów, ale nigdy tak głośnych.
-Ładuj! - rozkazał po kilku sekundach.
Posłusznie wykonałam polecenie i znów schowała się za skrzynią. Zrobiłam to jeszcze kilka razy, aż policja podrzuciła bomby. Oboje szybko wbiegliśmy do sejfu.
-Berlin, chodźmy do tunelu - poprosiłam.
-Ty idź, ja zostaje - odparł.
-Co? Co ty pieprzysz?
-Wychowaj nasze dziecko tak, aby wyrosło na dobrego człowieka. Wiesz, jak bardzo cię kocham? - dotknął mojego policzka. - Nie płacz za mną, ale nigdy nie zapomnij. Nie zapomnij tego skurwysyna, który zniszczył ci życie.
CZYTASZ
Not time to die
RomanceCo jeśli w drużynie profesora pojawi się jeszcze jedna kobieta? Czy plan powiedzie się, a Sahara da radę przezwyciężyć chorobę Berlina?