-Berlin, błagam - zaszlochałam. -Idź! - popchnął mnie, przez co upadłam. -Nie jestem w ciąży! Nie ma żadnego dziecka! Jestem chora, słyszysz?! - krzyknęłam. Berlin przestał strzelać i spojrzał na mnie. -Kłamiesz. -Przysięgam na wszystko, że to prawda. Nic po sobie nie zostawisz, bo nie jestem w ciąży. Berlin szybko wstał i wziął mnie na ręce. Szybko wbiegł do tunelu i oboje wspieliśmy się po drabinie. -Boże jedyny! - wykrzyknęła Nairobi i mocno mnie przytuliła, kiedy dotarliśmy do kryjówki profesora. -Zwariowaliście?! - wrzasnął zdenerwowany Denver. Helsinki jednym przyciskiem, wysadził tunel. Profesor podał nam ubrania, w które mieliśmy się ubrać i po chwili wszyscy opuściliśmy budynek. Wsiedliśmy do furgonetki, która stała za nim. Helsinki prowadził, a profesor siedział obok. Ja siedziałam obok Denvera i Nairobi wtulona w nią. Teraz już wiem, dlaczego się nie zabezpieczał. On chciał tego dziecka. Musiał je mieć. Taki był jego plan. On doskonale wiedział, że umrze w mennicy. Dlatego chciał, żebym zamieszkała z Palermo. On wszystko miał dokładnie zaplanowane. Berlin siedział naprzeciwko mnie. Nawet się na niego nie spojrzałam. Nie chciałam na niego patrzeć. *** -Jesteśmy na wodach międzynarodowych! - oznajmił profesor, kiedy płynęliśmy łodzią. Wszyscy zaczęli krzyczeć i skakać ze szczęścia. Ale nie ja, ani nie Berlin. Tylko uśmiechnęłam się i poprawiłam potargane przez wiatr włosy. Później profesor rozdał każdemu z nas teczki z przydatnymi informacjami oraz miejscem, w które mieliśmy się udać. Ja i Berlin zatrzymaliśmy się na Filipinach, na wyspie Panay. Zamieszkaliśmy w małym domku nad morzem. Były w nim 2 pokoje, kuchnia oraz łazienka. Chociaż z zewnątrz nie robił wrażenia, to w środku było naprawdę pięknie. Wcale nie bylo wytworne, a przytulne i przyjemne. W kuchni stała wystawiona prawdziwa maselnica, na ścianach w drewnianych ramkach wisiały zdjęcia moje i Andrésa, które zrobiliśmy przed napadem. Z Andrésem szybko wróciliśmy do normalnego życia. Po tygodniu, nadszedł czas na wizytę u lekarza. Bałam się diagnozy. Było to pewne, że jestem chora. -Czy ma pani jakieś dolegliwości? - zapytał ginekolog, kiedy siedzieliśmy w jego gabinecie. -Częste zawroty głowy, wymioty, omdlenia, wypadanie włosów i takie tam. -Hmm, czyli typowe objawy ciąży? -Tak, ale nie jestem w ciąży - odparłam. - Około 2 tygodnie temu dostałam okresu, jednak trwał on tylko jeden dzień, ale i tak się liczy - wzruszyłam ramionami. -Jest pani pewna, że nie poroniła? - dopytywał lekarz. -Tak. Czytałam o tym w internecie i to napewno nie poronienie. Jestem prawie pewna, że jestem chora. -Proszę położyć się tutaj - wskazał niewielkie łóżko. Posłusznie wykonałam polecenie i po chwili lekarz przystąpił do badania USG. Andrés siedział obok i trzymał mnie za rękę, cały czas wpatrując się w mały ekran obok łóżka. Pewnie miał nadzieje, że zobaczy w nim mały punkcik. Małą fasolkę. Jego dziecko. -To prawda, nie jest pani w ciąży - potwierdził mężczyzna. Ten moment zapamiętam do końca życia. To ukłucie w sercu. Nie byłam w ciąży, ale śmiało mogę powiedzieć, że straciłam dziecko. -Mam pewne podejrzenia, ale musi pani wykonać badanie krwi i jeszcze kilka innych badań - zmarszczył brwi. -Jakie podejrzenia? - zapytał zdenerwowany Andrés. -To może być wczesna menopauza. Ukryłam twarz w dłoniach. Szanse na dziecko, malały z każdą sekundą.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.