Nowe odkrycie

269 20 1
                                    

-Wychodzimy na dach - oznajmił Denver. - Zbierzcie ludzi do wyjścia - polecił nam.
Pierwsza wróciłam do holu i rozkazałam wszystkim założyć maski oraz kaptury. Po chwili, dołączyli do mnie Oslo i Helsinki, wspólnie utworzyliśmy 3 grupki i gęsiego prowadziliśmy zakładników do wejścia na dach.
-Nie musicie się obawiać - zaczął Denver. - Proszę was, o przysługę, jako człowiek, a nie bandyta. Idźcie na dach, ale nie róbcie nic głupiego. Tylko na 10 minut. Przewietrzycie się trochę i wrócicie.
Po jego słowach, wszyscy weszliśmy gęsiego na dach. Nie było z nami tylko Berlina, Nairobi i Rio. Ustawiłam się na skraju dachu celując w policjantów, podobnie jak reszta. Nagle zobaczyłam jak jeden z zakładników, a dokładnie Arturo Román, wyrywa broń Denverowi i zaczyna do niego celować. Szybko podbiegłam do niego i starałam się załagodzić sytuacje.
-Opuść broń, bo cię zastrzelę!
-Na ziemie! - krzyknął niezwracając uwagi na moje słowa.
-Sahara, padnij! - zawołał Denver. - Niech myślą, że jesteśmy zakładnikami.
Po jego słowach rzuciłam broń i klęknęłam.
W tej samej chwili rozległ się głośny dźwięk. Strzelili. Arturo padł na ziemie nieprzytomny. Denver i Moskwa podbiegli do niego i sprawdzili puls. Zebrałam wszystkich zakładników i wszyscy zeszliśmy z dachu. Denver i Moskwa nieśli rannego Arturo, po chwili kładąc go na stół, przypominający diagnostyczny. Zrobiłam mu zastrzyk, który częściowo uśmierzał ból, a inni przystąpili do zabiegu, którego celem było wyjęcie kuli. Ja w tym czasie pobiegłam do Berlina, aby zawiadomić go o tym, co się stało.
-Poradzą sobie bez nas - odpowiedział bezuczuciowo na moją historie.
-Ale zakładnik się wykrwawia...
-Shhh - przyłożył mi palec do ust. - Chodź, dawno się nie kochaliśmy - powiedział ciągnąc mnie za rękę.
Weszliśmy do jednego z gabinetów, zamykając za sobą drzwi. Berlin gwałtownie przyparł mnie do ściany i zaczął namiętnie całować. Odwzajemniłam pocałunek i zaczęłam rozsuwać jego kombinezon. Zjechał pocałunkami na moją szyje zdejmując mi koszulkę, a następnie na moje piersi. Zsunęłam z siebie kombinezon, jednocześnie zdejmując majtki. Berlin zdjął swoje bokserki i bezzabezpieczeń wszedł we mnie. Jeknęłam dosyć głośno. Niespodziewanie poczułam, jak zaczyna boleć mnie brzuch. Przełknęłam ślinę, nieprzerywając stosunku. Kiedy oboje doszliśmy, momentalnie zebrało mi się na wymioty. Pół naga wybiegłam z gabinetu i zwymiotowałam. Na szczęście zdążyłam wejść do kabiny.
-Muszę się położyć - oznajmiłam ubierając się.
Berlin wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju spotkań, po czym położył na kanapie.
-Prześpij się może - pocałował mnie w czoło i wyszedł.
To bardzo dziwne, ale udało mi się zasnąć.
Berlin przyszedł do mnie po około 2 godzinach i opowiedział o tym, że przyszli lekarze opatrzeć rannego Arturo. A także o tym, że jeden z nich jest policjantem i wszczepili mu mały mikrofon do okularów, aby profesor mógł podsłuchiwać ich rozmowy. Po naszej rozmowie oboje poszliśmy do holu głównego, w którym był prowadzony zabieg Arturo. Założyliśmy maski i zaczęliśmy się przyglądać ich pracy.
-Pośpiesz się - powiedział Berlin dźgając jednego z lekarzy karabinem.
Przestraszony lekarz poprosił swojego pomocnika o narkozę.
-Co to za narkoza? - dopytywał Berlin.
-Myślę, że trzeba go uśpić - odparł lekarz.
-Nie - nie zgodził się Berlin. - Już podaliśmy miejscowe znieczulenie.
Lekarze popatrzyli po sobie i rozpoczęli zabieg. Berlin w między czasie zaczął rozmawiać z Arturo o jego zdradzie, na co przekręciłam oczami. On kochał mieszać się w cudze życie. Nagle zauważyłam, jak Denver wkłada skalpel lekarza do kieszeni z której po chwili wypadła zwinięta w kulkę kartka. Stanęłam na niej butem, zamierzając po zabiegu zobaczyć, co się na niej znajduje.
-Zszyj go - rozkazał Berlin policjantowi, który udawał lekarza.
-Ja? Dobrze - zgodził się lekko zestresowany, po chwili, jednak zrobiło mu się niedobrze i Arturo musiał zszyć prawdziwy lekarz.
Niespodziewanie, w holu zjawił się Moskwa.
-Profesor chcę z tobą rozmawiać - zwrócił się do Berlina.
Mężczyzna szybkim krokiem poszedł na górę, a ja poszłam za nim, od razu podnosząc kartkę spod buta.
-Przyjąłem, wdrażam plan B - odparł po krótkiej rozmowie, po czym odłożył słuchawkę. - Musimy natychmiast wyprowadzić lekarzy - powiedział do mnie, na co przytaknęłam.
Kiedy Berlin wyszedł, wyjęłam kartkę z kieszeni. Mieścił się na niej napis „Nie martw się. Nic mi nie jest. Kocham cię, Mònica"
Jezu. Czyli ona żyje... Szybko ponownie włożyłam kartkę do kieszeni i założyłam maskę, tylko że, tym razem inną. Poszłam do zakładników i rozdałam kilkunastu z nich inne maski. To było częścią planu. Gdyby teraz weszli, kompletnie by nas nie rozróżnili, więc musieli się wycofać. Uśmiechnęłam się lekko, widząc miny zdezorientowanych lekarzy i policjanta. Tego nie przewidzieli.
-Możemy już wyjść? - zapytał lekarz po skończonym zabiegu.
-Tak, oczywiście - odparłam. - Za mną - zaczęłam podążać w stronę wyjścia, jednak przeszkodził mi zbiegający po schodach Berlin.
-Doktorze! - zawołał. - Jak poszła operacja?
-Dobrze, musimy wrócić za 24 godziny - odparł.
Zagadał ich trochę, przez co miałam szansę, na wprowadzenie kilkunastu zakładników w innych maskach do holu. Kiedy się odwrócili, ich oczom ukazały się 2 rządy zakładników, po obu stronach. Poprowadziłam ich przez rząd i otworzyłam drzwi. Od razu zamykając je, kiedy wyszli. Zdjęłam maskę i wróciłam do holu. Nagle Nairobi szybko wzięła mnie za rękę i poprowadziła do jednego z pomieszczeń.
-O co chodzi? - zapytałam zdezorientowana.
-Co było na tej kartce? - zapytała podekscytowana.
O cholera. Czyli ona też ją widziała. Jako, że uważałam ją za swoją przyjaciółkę, postanowiłam powiedzieć prawdę.
-To był list Mònicy do Arturo, ona żyje - powiedziałam podając jej karteczkę.
-Kurwa - westchnęła czytając list. - Gdyby Berlin się dowiedział, to zabiłby ją, a przy okazji Denvera za to, że nie wykonał polecenia.
-Boże - ukryłam twarz w dłoniach. - To co robimy?
-Chodź - wzięła mnie za rękę i zaczęła gdzieś prowadzić - Chyba wiem, gdzie może ją ukrywać.
Zaprowadziła mnie do sejfu. Drzwi były zamknięte. Nairobi przyłożyła swój palec do ust, na znak, żebym była cicho. Powoli zaczęła otwierać wrota. Naszym oczom ukazali się Denver i Moskwa celujący do nas z karabinów, a obok nich leżała Mònica z ranną nogą.

 Naszym oczom ukazali się Denver i Moskwa celujący do nas z karabinów, a obok nich leżała Mònica z ranną nogą

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Not time to dieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz