Dyskretnie zaczęłam podążać za nimi. Sama nie wiem, po co to zrobiłam. Wcale nie chciałam znwou słyszeć, o tym, jak dla Berlina wygląda poród i co znaczy dziecko. Nie mogłam się powstrzymać i po prostu musiałam za nimi iść. Stanęłam oparta o ścianę, kiedy się zatrzymali.
-Nic mi nie jest - zaczął Rio. - Po prostu przyszła Tokio...
-Teraz rozumiem - przerwał mu Berlin śmiejąc się - Wszystko sprowadza się do kwestii emocjonalnych. Przypominasz mi mnie samego. Ja miałem 18, a ona 44. Uczyła francuskiego, a ja byłem jej pupilem.
-Nie wiem, o czym mówisz. Tokio nie ma 44...
-Jest 15 lat starsza - znów mu przerwał.
-Gdy jako młodzieniec jesteś z kobietą w kwiecie wieku, jest wspaniale. Ma doświadczenie, którego brak młodym dziewczynom. Moja nauczycielka za każdym razem oddawała dojrzałe ciało, jakby to były moje urodziny. Wiesz, czemu? - zapytał nieczekając na odpowiedź. - Bo tak mogą posmakować utraconej młodości, zanim rzucą się z klifu starości.
-Czyli sypiasz z Ester dlatego, że chcesz posmakować utraconej młodości, zanim już całkowicie się zestarzejesz? - zakpił.
Na jego słowa, aż się wzdrygnęłam. Skąd on wie? Jest coraz gorzej. Nagle usłyszałam trzask i jęk Rio. Lekko zajrzałam za ścianę, to Helsinki i Oslo trzymali Rio i gdzieś prowadzili.
-Nasze historie miłosne różnią się - odparł Berlin podążając za nimi. - Ja nie ryzykuje życia wspólników. A jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, Ester to moja narzeczona i spodziewamy się dziecka - uśmiechnął się złośliwe i odszedł.
Odsunęłam się od ściany i bezszelestnie próbowałam przedostać się spowrotem do holu głównego. Teraz Rio wie i pewnie wszystkim rozgada. Będą mieli na nas haka. Japierdole, czy już wszyscy tracą rozum?
Po godzinnym patrolu szykowaliśmy się, na otwarcie drzwi. Ja, Nairobi, Berlin i Denver oraz dwóch zakładników, mieliśmy odebrać jedzenie oraz leki, o które prosili zakładnicy.
-Odłóżcie paczki na ziemie i powoli się wycofajcie - powiedziałam celując do nich z broni.
Denver szybko podbiegł do przycisku, który służy do zamknięcia drzwi, po czym wcisnął go. Po zamknięciu ich, wszysycy zdjęliśmy maski i zaczęliśmy rozdawać jedzenie. Niespodziewanie usłyszeliśmy strzał.
-Denver, zostań - rozkazał Berlin.
Razem z Berlinem i Nairobi pobiegliśmy do miejsca z którego dobiegł strzał. Oczywiście, nie był tam kto inny, jak Tokio. Strzelała po kolei do kamer. Nie wytrzymałam i pociągnęłam za spust. Kula przeleciała obok niej, ale i tak się wzdrygnęła.
-Co ty kurwa wyprawiasz?! - zaczęła się drzeć. - Chcesz mnie zabić?!
-Co ja wyprawiam? - zaśmiałam się. - Jesteśmy tu niecałe 2 dni, a ty już zdążyłaś wszystko zepsuć. Nie powinno cię tutaj być.
Tokio nic nie odpowiedziała, tylko pobiegła na górę. Wszyscy pobiegliśmy za nią. Zaczęła dzwonić do profesora.
-Posłuchaj mnie - zaczęła. - Jeśli jeszcze raz ktoś go tknie, to kolejna kula będzie dla Sahary, Denvera, lub dla ciebie. Jesteś tam. Na zewnątrz. Wolny. A my ryzykujemy życie w tej płapce na szczury!
-Twój romans zniweczył nasz plan - odparł profesor na tyle głośno, że razem z Berlinem mogliśmy go usłyszeć. - Mają cię. Mają Rio. Policja o was wie. Mówią o was w wiadomościach.
Zaśmiałam się, przez co Tokio podeszła do mnie.
-To samo zrobiłabyś dla Berlina, a nawet dla niego posunęłabyś się do gorszych czynów. Nie mam racji? - przeszła obok mnie lekko dotykając mojego brzucha.
Przełknęłam ślinę i znów poczułam dreszcze na całym ciele. Znów było mi niedobrze. Zaczęło mi się kręcić w głowie.
-Sahara!
I znów ciemność.
CZYTASZ
Not time to die
RomanceCo jeśli w drużynie profesora pojawi się jeszcze jedna kobieta? Czy plan powiedzie się, a Sahara da radę przezwyciężyć chorobę Berlina?