Berlin, momentalnie schował broń i wyszedł z łazienki. Chwilę później, rozległ się dźwięk telefonu. To zapewne profesor. Wszyscy poszli na górę, ale nie ja. Ja zostałam i siadłam przy ścianie. Zaczęłam cicho szlochać. Nagle z kabiny wyszła Mònica. Usiadła obok mnie i położyła swoją rękę na moim kolanie.
-Widziałam, jak on na ciebie patrzy, jak się uśmiecha, gdy myśli, że nikt nie widzi. To jest słodkie. I wiesz co? Ja też się uśmiecham. Bo ty patrzysz na niego dokładnie tak samo.
Spojrzałam na nią oczami pełnymi łez i mocno przytuliłam.
-Tak bardzo go kocham - zaszlochałam. - Nie chciałam sprawić mu przykrości. Po prostu nie wiem, jak dalej żyć. Zostało nam tak niewiele czasu. Nie możemy pozwolić sobie na to, by przed jego zakończeniem nie zostać razem.
-Widzisz? Już masz odpowiedź - uśmiechnęła się lekko.
Po krótkiej rozmowie, zaprowadziłam Mònicę do zakładników. Nawet nie próbowali ukryć swojego zdziwienia, jednak na wyjaśnienia jeszcze przyjdzie pora.
-Sahara, zabierz tą grupkę zakładników do łazienki - Denver wskazał na kilku nastolatków. - Niech się umyją.
Posłusznie wykonałam polecenie i po chwili, byłam już z zakładnikami w łazience. Stałam oparta o drzwi czekając, aż skończą. Nagle zobaczyłam, jak szarpią jedną ze swoich rówieśniczek.
-Spokojnie - podeszłam do nich, na co wszyscy odeszli od Alison. - Tego was uczą w tej prywatnej szkole? Tylu na jedną? Jacy odważni - zakpiłam. - Ty jesteś najodważniejszy. Prawda atleto? - zwróciłam się do jedynego chłopaka w grupie. - Masz największe jaja? Sprawdźmy - wzruszyłam ramionami i złapałam go za przyrodzenie. - Jak przepiórki - malutkie - zaśmiałam się. - Zagdakaj jak przepiórka - rozkazałam, na co chłopak zaczął gdakać.
Jego rówieśnicy z przerażeniem spojrzeli po sobie. Ścisnęłam jego jądra mocniej, po czym go puściłam.
-Helsinki, zabierz ich!
Nastolatkowie gęsiego zaczęli podążać w stronę mojego partnera. Na końcu szła Alison, którą zatrzymałam.
-Wiesz, jaki masz problem? - zapytałam nieczekających na odpowiedź.- Nie wykorzystujesz swojego potencjału. Musiałaś nieźle spieprzyć, skoro zostałaś klasowym popychadłem - prychnęłam.
-Tańczę - odparła. - Taniec klasyczny i współczesny.
-Coś jeszcze umiesz robić?
-Polować.
-To nieźle - uśmiechnęłam się. - Powinnaś ich tym postraszyć. Powinnaś pokazać, że się nie boisz. Poczekaj na odpowiedni moment, a potem pokaż wszystkim, że jesteś Alison Parker i ty tu rządzisz - powiedziałam składając swoje palce tak, aby przypominały pistolet. - Teraz ty.
-Jestem Alison Parker i ja tu żądzę - odparła powtarzając moje ruchy.
-Głośniej! - rozkazałam.
-Jestem Alison Parker i ja tu żądzę! - krzyknęła.
-I super - zaśmiałam się, po czym obie zeszłyśmy do holu głównego.
-Sahara! - zawołała Nairobi, przez co podeszłam do niej. - Berlin kazał przekazać ci, żebyś zaprowadziła Mònicę do jego gabinetu. Tam będzie czekać na nią Helsinki z Arturo - oznajmiła.
-A czyli teraz będziemy porozumiewać się ze sobą poprzez inne osoby? - zapytałam z ironią.
-Dla mnie też jest to idiotyczne, ale on tu rządzi - wzruszyła ramionami.
Przekręciłam oczami i zaczęłam szukać Mònicy. Chwilę później, odnalazłam ją i zaprowadziłam do gabinetu Berlina. W środku czekał Denver z karabinem.
-Dlaczego tu jestem? - zapytała drżącym głosem.
-Nic ci nie będzie - uspokoiłam ją. - Spotkasz się z Arturo - poinformowałam, na co lekko się uśmiechnęła.
-Wejdźcie! - krzyknął po chwili Helsinki.
Razem z Mònicą i Denverem wyszliśmy z gabinetu. Arturo miał łzy w oczach i od razu przytulił Mònicę.
-To niespodzianka, o której mówiłem - odezwał się Helsinki.
-Zostawmy ich - zaproponował Denver. - Mają sporo do nadrobienia.
Razem z moimi partnerami, weszliśmy do gabinetu. Ostatni wszedł Helsinki, który nie zamknął za sobą drzwi. Skarciłam go wzrokiem i je zamknęłam.
-Co oni tam robią tak długo? - zapytał Denver, po jakimś czasie.
-Nawet 5 minut nie minęło - zmarszczyłam brwi. - Daj się ludziom nacieszyć.
Denver westchnął i oparł się o biurko.
Po 10 minutach, weszliśmy i zaprowadziliśmy parę do reszty zakładników.
***
-Inspektor wchodzi! - oznajmił Berlin. - Wszyscy na miejsca!
Wzięłam kilku zakładników i poleciałam im, aby założyli maski. Razem z kilkoma zakładnikami oraz moimi partnerami, ustawiliśmy się w odpowiednich pozycjach. Tylko Berlin, Tokio i Rio nie mieli masek.
Po dokładnym przeszukaniu Raquel, Berlin zaprowadził ją do holu w którym miała odbyć się kontrola zakładników. Ja w tym czasie prowadziłam dosyć poważną rozmowę z Nairobi.
-Rzucisz go? - zapytała nieczekając na odpowiedź. - Nie możesz tego zrobić. Zostaniesz sama z dzieckiem, a ja wiem jak to jest. Ojciec zostawił mnie, a widzisz jak skończyłam.
-Nie wiem, czy chcę, żeby on wychowywał moje dziecko - westchnęłam.
-To też jego dziecko - przypomniała. - W telewizji powiedzieli, że te wszystkie okropne rzeczy, o których powiedziała policja, były kłamstwem.
-Wiem, ale jak wyjaśnisz to, że jakaś nastolatka była pół naga w jego gabinecie?
-Może rzeczywiście chciała go uwieść - wzruszyła ramionami.
-Gdybym tam nie weszła, to by się jej udało - przekręciłam oczami. - Ale jest jeszcze jedna sprawa.
-O co chodzi?
-Brzuch mi nie rośnie - odparłam, na co Nairobi zaczęła się śmiać.
-Inne, to by się cieszyły, a ty narzekasz - prychnęła.
-To jest po prostu dziwne - wzruszyłam ramionami. - Jedny mój objaw ciąży, to wymioty i brak okresu.
-Po napadzie pójdziesz do lekarza i wszystko się wyjaśni.
-Wtedy może być już za późno.
-A o czym ty gadasz? - machnęła ręką. - Wszystko będzie dobrze.
Jej uspokajanie wcale mi nie pomogło. Nie wiadomo, ile jeszcze tutaj będziemy. Nawet nie wiem, czy dziecko prawidłowo się rozwija. Coraz bardziej zaczynam się martwić. Nairobi spojrzała na zegar ścienny.
-Cholera! - krzyknęła.
CZYTASZ
Not time to die
RomanceCo jeśli w drużynie profesora pojawi się jeszcze jedna kobieta? Czy plan powiedzie się, a Sahara da radę przezwyciężyć chorobę Berlina?