W tej ciszy chyba w końcu zasnęłam, bo ocknęłam się nagle w środku nocy, słysząc przeraźliwe wrzaski. Tego dźwięku nie dało się pomylić z niczym innym, Nazgule były blisko. Allia podwinęła ogon i skluliła się na podłodze, Hobbici także już nie spali. Usiedli na swoich łóżkach, a strach malował się na ich twarzach. Aragorn w milczeniu wpatrywał się w okno, ale widziałam jak zaciska dłoń na rękojeści miecza.
- Opowiedz nam coś więcej o Czarnych Jeźdźcach - poprosił Frodo. - Kim oni są?
- Kiedyś byli ludźmi - zaczął Obieżyświat. - Wielkimi władcami ludzi. Zdradziecki Sauron dał im dziewięć wielkich pierścieni. Przyjęli je zaślepieni chciwością by jeden za drugim pogrążyć się w mroku. Stali się jeńcami jego woli, Nazgulami, upiorami pierścienia. Nie są ani martwi ani żywi. Nieustannie czują obecność pierścienia. Wabieni jego mocą nie przestaną cię ścigać.
- Musisz przed nimi uciekać Frodo - dodałam cicho. - Bardzo trudno z nimi walczyć, wielu naszych braci poległo w nierównej bitwie z upiorami.
Znowu zaległa cisza, każdy pogrążył się w swoich myślach. Był taki czas, kiedy nie obawiałam się wysłanników złego. Słodkie, niewinne dzieciństwo, w którym na myśl o walce z wrogiem odczuwałam tylko podniecenie i uważałam, że każdego można zabić za pomocą miecza. Takie dziecięce myślenie szybko mi jednak przeszło. Dúnedainowie, którzy obdarzeni zostali życiem nawet trzykrotnie dłuższym niż zwykli ludzie, w czasie wojen z Sauronem umierali jeszcze przed czterdziestką. Wielu z nich nie zdążyło jeszcze spłodzić potomków, przez co liczba naszego plemienia malała z roku na rok coraz bardziej...
Z podwórka dobiegały krzyki przestraszonych mieszkańców, szczekanie psów, rżenie koni. Nie miałam pojęcia jak długo trwało to wszystko, ale w końcu nastała cisza. Czarni Jeźdźcy opuścili gospodę.
Gdy zaczęło świtać, oznajmiłam Aragornowi, że chcę wyruszyć w podróż wcześniej.
- Mam do przebycia dłuższą drogę niż wy, a patrząc na zamieszanie jakie wywołały wydarzenia z wczorajszego wieczoru i Nazgule, zapewne nie opuścicie Bree przed południem - wytłumaczyłam.
Gdy opuściłam miasteczko zdecydowałam, że będę szła gościńcem i w pobliżu miasteczek. Było to może bardziej niebezpieczne, ale może uda mi się odciągnąć Nazgule od dzikich ostępów, którymi pójdą hobbici z Aragornem. Jeśli wszystko pójdzie dobrze do Rivendell powinnam dotrzeć za jakieś dwa tygodnie.
Szłam tym razem głównie w dzień. Nie chciałam przeoczyć żadnych śladów, w czym pomagała mi Allia. Schylałam się poszukując wskazówek, rozmawiałam z ludźmi, których spotykałam, pod warunkiem, że nie zamykali mi drzwi przed nosem lub nie uciekali. Strażnicy zdecydowanie nie są mile widzani w tych okolicach. Po kilku dniach wędrówki, usłyszałam opowieść człowieka, którego imienia już nie pamiętam, ale wzbudziła we mnie poczucie strachu i niepewności. Mówił on:
- Tak, przejeżdżał tędy taki jeden czarny o którym mówisz. Wracałem wtedy właśnie do domu z podróży. O mało mnie nie stratował. Skierował się na wschód, o tam. Aż włos się jeży na samo wspomnienie.
- Kiedy to było? - zapytałam.
- Nie dalej jak przedwczoraj w nocy.
- Dobrze, dziękuję ci za tę informację - powiedziałam i pożegnawszy się z nim, ruszyłam w dalszą drogę.
Skierował się na wschód... Cóż tam jest? Myślałam intensywnie. Same pola, trawy i ruiny wieży Amon Sûl. Rzadko chodziliśmy tamtędy, bo na tak odkrytym terenie ciężko znaleźć schronienie. Mam nadzieję, że nie Aragornowi i Hobbitom nie stało się nic złego.
Zamieszkałe tereny opuściłam dopiero dziesięć dni później. Przeceniłam nieco swoje możliwości i wędrówka zajęła mi więcej czasu, ale pewna siebie, wkroczyłam do dzikiej i tajemniczej puszczy.Pewnego dnia jak zwykle ukrywając się wśród wysokich traw, usłyszałam tętent kopyt. Nie był to jednak Nazgul. Był to elf. Allia podbiegła do niego i szczekając radośnie przywitała się z nim. Wysoki mężczyzna o blond włosach i jasnych oczach spojrzał na mnie.
- Ah ty jesteś pewnie Strażniczką Północy. Witaj, mam na imię Glorfindel. Wiem, że byłaś u nas kilka razy, ale chyba nie mieliśmy okazji się spotkać.
- Miło mi cię poznać. Jestem Rachel - przedstawiłam się. Jeśli mogę wiedzieć to co cię sprowadza w te tereny?
- Poszukuję czwórki hobbitów, wyruszyłem z Rivendell przed dziewięcioma dniami. Elrond otrzymał złe wieści od moich współplemieńców. Dziewięciu ruszyło w świat, a Gandalf nie powrócił i Frodo błądzi, wędrując bez przewodnika.
- Oni mają przewodnika, a jest nim Aragorn - oznajmiłam. Byłam razem z nimi w Bree. Rozstaliśmy się około dwóch tygodni temu. Ja poszłam inną drogą, aby tropić Czarnych Jeźdźców.
- Dobrze, bardzo dobrze, że was spotkali - Glorfindel z zadowoleniem pokiwał głową. - Chodź ze mną, odszukamy ich wspólnie, mój koń poniesie nas oboje. Tylko co z twoją wilczycą?
- Pobiegnie za nami, ona jest mądra i bez problemu odnajdzie nasz trop - powiedziałam uśmiechając się do Alli.
Szybko rosła, kiedy ją znalazłam trzy tygodnie temu wyglądała jak mały pies, a teraz już raczej nikt nie mógł mieć wątpliwości, że jest wilkiem.- Niech tak będzie, jedźmy już. Szkoda tracić czasu.
Podróż ta nie nie była długa. Wierzchowiec Glorfindela był chyba najszybszym koniem z jakim miałam do czynienia. Noc jeszcze nie nastała, kiedy odnaleźliśmy Aragorna wraz z hobbitami. Glorfindel opowiedział im o tym co się działo gdy wyruszał z Rivendell. Ja zdałam relację z mojego pościgu śladem Nazguli, a Aragorn pokrótce mówił o wypadku na Wichrowym Czubie. Spojrzałam na Froda. Był bardzo blady, a grymas bólu odmalował się na jego twarzy, kiedy elf obejrzał dokładnie jego ranę. Aragorn podał mu rękojeść sztyletu, który zranił hobbita.
- Zrobię co się da, ale niestety nie umiem wyleczyć ran zadanych taką bronią. Musimy wyruszyć najszybciej jak się da. W Rivendell znają się na takich ranach.
Za namową elfa, ruszyliśmy w dalszą drogę. Osłabiony Frodo siedział na koniu, więc posuwaliśmy się nieco szybciej. Jednego dnia przeszliśmy jakieś dwadzieścia mil, gdyż zatrzymaliśmy się na krótko jedynie dwa razy. Glorfindel przystawał, nasłuchiwał i niepokój pojawiał się na jego twarzy.
- Ta cisza nie wróży niczego dobrego - powiedział w elfickim języku do mnie i do Aragorna. - Czarni Jeźdźcy są niedaleko, czuję to.
Wiedziałam to, bo Nazgule nie mogli tak po prostu zgubić naszego tropu. Wiedziałam też jednak, że hobbici są wyczerpani, a prawdę mówiąc ledwo trzymali się na nogach.
- Tak, ale spójrz na nich. Są półprzytomni ze zmęczenia i nie dadzą rady iść dalej, musimy się zatrzymać - oznajmiłam.
Aragorn i ja mogliśmy bez problemu iść jeszcze wiele godzin, ale Merry, Pippin oraz Sam nigdy nie uczestniczyli w tak długiej podróży, nie mówiąc już o Frodzie, w którego żyłach płynęła trucizna z ostrza Czarnoksiężnika.
Hobbici nadal byli zmęczeni, kiedy następnego dnia podjęliśmy wędrówkę. Późnym popołudniem doszliśmy do wąwozu. Gościniec nagle wybiegł z tunelu na otwartą przestrzeń. Tam, u stóp stromego urwiska widać było płaski teren, a dalej bród Rivendell.
Odetchnęłam z ulgą, może uda się tam dotrzeć zanim pościg nas dopadnie.
W wąwozie jednak nadal dudniło echo kroków, hałas narastał, a wiatr jakby nagle się zerwał i tarmosił gałęziami sosen. Glorfindel odwrócił się nasłuchując, a potem z głośnym krzykiem skoczył ku rzece.- Uciekajcie! Uciekajcie! Wróg nas dopędza!
Biały koń ruszył z kopyta. Hobbici rzucili się w dół stoku. Biegłam za nimi, a obok mnie Aragorn z Glorfindelem. Tętent koni słychać było coraz wyraźniej. Nagle z pomiędzy drzew, które przed chwilą minęliśmy, wyjechał Czarny Jeźdźec, zatrzymał wierzchowca, kołysząc się w siodle. Za nim pojawił się drugi, potem następny, a potem jeszcze dwóch.
Stanęliśmy twarzą w twarz ze śmiertelnie groźnym przeciwnikiem. Nie da się uciec, nie da się schować, jak z nimi walczyć?
Przez chwilę stałam bez ruchu i nagle poczułam dziwny chłód rozchodzący się po moim ciele.- To koniec. Nazgule zabiją nas wszystkich tu i teraz.
CZYTASZ
Strażniczka Północy || Wojna o Pierścień
Fanfiction{W trakcie korekty, gwiazdką oznaczam poprawione rozdziały} Rachel jest Strażniczką Północy. Wędruje po dzikich krainach chroniąc ludzi i hobbitów w Eriadorze. W Śródziemiu nie dzieje się dobrze, słudzy Saurona mnożą się, a Dziewięciu znów ruszyło...