XXIV

382 26 11
                                    

Trzeba przyznać Aragorn miał rację. Mimo późnej pory na ulicach było sporo ludzi, którzy przyglądali mi się zaciekawieni. Właściwie to się im nie dziwiłam, musiałam wyglądać okropnie po tej bitwie, ścieżkach umarłych... Zobaczyłam nagle jak dwóch mężczyzn niesie na noszach jakiegoś rannego rycerza. Intuicja podpowiedziała mi, że z pewnością idą do domów uzdrawiania, więc postanowiłam pójść za nimi.
Obserwując po drodze kamienne uliczki, domy i posągi zastanawiałam się czy mogłabym tutaj zamieszkać. Szczerze mówiąc Minas Tirith robiło wrażenie, w czasach pokoju to już w ogóle, jednak brakowało mi tutaj zieleni lasów i widoku szczytów gór.
Chociaż jeśli skończy się wojna, jeśli szkody zostaną naprawione, zakwitną kwiaty i drzewa... wtedy z pewnością to miejsce będzie jednym z najpiękniejszych w całym Śródziemiu.

Przez moje rozmyślania nad wyglądem kamiennego miasta, ludzie za którymi szłam gdzieś zniknęli, a ja zostałam sama w środku jakiejś obskurnej, ciemnej uliczki. Przestraszyłam się trochę, bo to zdecydowanie nie było miejsce, w którym chciałabym spędzić nawet kilka chwil. Ledwo uszłam parę kroków, usłyszałam czyiś głos i odetchnęłam z ulgą. Człowiek do którego ten głos należał zdecydowanie był z Domów Uzdrawiania. 

- Athelas, athelas. Skąd ja mu teraz wezmę to trawsko? Rumianku by zaparzył, mniszka, ale nie, wielki pan chce athelas. - marudził. 

- Pytałeś ludzi w domach? Może ktoś będzie miał? - zapytałam wychodząc zza rogu, a wtedy mężczyzna aż podskoczył przerażony. 

- Skradasz się pani niczym ork jakiś. - stwierdził, ale na jego twarzy pojawił się uśmiech. - Pomożesz mi jeśli masz chwilę czasu? W Domach Uzdrawiania mamy mnóstwo ziół leczniczych, ale ja muszę znaleźć...

- Tak wiem, athelas. - przerwałam mu. - A skoro człowiek, który polecił ci przynieść tę roślinę chce leczyć za jej pomocą to powinieneś dostarczyć mu ją jak najszybciej.  Mogę ci pomóc, tak się składa, że znam to zielę. Potocznie jest zwane królewskim zielem, a w języku Valinoru asea aranion. Ma niesamowite właściwości uzdrawiające, potrafi nawet wyleczyć czarny dech.  

- Widzę, że znasz się na ziołach nie gorzej ode mnie. - rzekł z uznaniem. - Jednak muszę cię rozczarować, czarny dech według starych wierszy może wyleczyć tylko król. 

- Wiem o tym. Dlatego musimy się pospieszyć w innym wypadku nawet on nie pomoże.

- Chcesz powiedzieć, że... że... - zająkał się otwierając szeroko oczy - Valarowie, jak mogłem się nie domyślić. - pokręcił głową z niedowierzaniem. - Ty pani jesteś pewnie jedną z jego towarzyszy. Dunedainem. 

- Zgadza się. - potwierdziłam. 

- To dla mnie prawdziwy zaszczyt. - ukłonił się nisko. - A teraz chodźmy, popytamy ludzi, może ktoś będzie miał athelas. 

Ehh a miałam nie wspominać o powrocie króla... No trudno, czasu nie cofnę, a mieszkańcy Minas Tirith i tak prędzej czy później by się zorientowali.                                                                              Razem z Dralinem (bo tak miał na imię zielarz) przez jakiś czas szukaliśmy kogoś kto miałby leczniczą roślinę, ale nie zajęło nam to dużo czasu, gdyż już po odwiedzeniu kilku domów dostaliśmy sześć liści z athelasu zawiniętych w gałganek od kobiety, która zebrała je dwa tygodnie temu. Podarowała mi także bandaż na moje zranione ramię, więc kiedy tylko wyszliśmy od niej, usiadłam na schodach żeby zrobić sobie opatrunek. W tym samym momencie obok nas przebiegł chłopak, którego zielarz zawołał. Miał na imię Bergil i Dralin polecił mu pobiec do Domów Uzdrawiania i zanieść tam lecznicze ziele. 

- Nie boisz się, że broń, która ci to zrobiła mogła być zatruta? - zapytał potem mój towarzysz patrząc na czerwony ślad kilka centymetrów nad łokciem.

Strażniczka Północy || Wojna o Pierścień  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz