XXIII

404 29 5
                                    

Teraz nadszedł chyba najtrudniejszy etap drogi. Czy umrzemy tutaj? - zastanawiałam się nasłuchując cichego stąpania wielu stóp za nami. Nagle trochę pojaśniało i przekroczyliśmy szeroką bramę, a potem znaleźliśmy się nad strumieniem, wypływającym z podziemnych grot.

- Ile czasu my już tu jesteśmy? - zapytałam Amroda, który teraz szedł obok mnie.

- Dochodzi południe, niedługo powinniśmy być na miejscu.

- Tam gdzie jest kamień?

- Tak. A później według planów Aragorna, zaatakujemy od morza.

- Wszystko mi jedno, byle wyjść stąd jak najszybciej.

Jestem beznadziejna, tyle lat spędzonych w lasach i puszczach a ja się przestraszyłam ciemności? A może duchów? Ale Nazguli przecież także trudno uznać za żywe istoty... Chyba, że w tych podziemiach mają jakąś inną magię, pradawną i budzącą postrach w śmiertelnikach.
Celowo zatrzymałam się przez chwilę w miejscu aby zaczekać na Legolasa, który zamykał nasz pochód.

- Naprawdę w ogóle się nie boisz? Ani trochę? - zapytałam, gdy już znalazł się obok mnie.

- Duchy ludzi nie budzą w elfach strachu- wyjaśnił, obejmując mnie lekko ramieniem.

- Ilu ich jest tutaj?

- Widzę zarysy ludzi i koni. Są bardzo liczni, uzbrojeni i niebezpieczni. Myślę, że może nawet tysiąc ich tutaj jest.

- Najważniejsze, że odpowiedzieli na wezwanie.

Mimo, że posuwaliśmy się naprzód dość szybko, dopiero w nocy ujrzeliśmy duży czarny kamień. Aragorn zadął w róg podany przez Eleohira. Wydawało mi się, że jakieś dźwięki niczym z głębokiej jaskini odpowiedziały na to. Później już nic nie słyszałam, ale czułam, że wokół góry zebrał się tłum duchów a potem zawiał zimny wiatr.

- Wiarołomcy, po co przybywacie?! - krzyknął Aragorn, gdy stanął przy kamieniu.

Zaraz potem z mroku nadeszła odpowiedź:

- Żeby spełnić przysięgę i spocząć w pokoju.

- Wreszcie nadeszła pora. - opowiedział. - Zmierzam teraz do Pelargiru nad Anduiną, a wy pójdziecie ze mną. Kiedy z tej krainy znikną ostatni słudzy Saurona, uznam, że dopełniliście przysięgi i odejdziecie w pokoju. Jam jest bowiem Elessar z rodu Isildura, dziedzic korony Gondoru.

Gdy skończył mówić, Halbarad rozwinął wielki czarny sztandar, który chyba miał jakieś godło ale było zbyt ciemno żeby zobaczyć. Później rozłożyliśmy obóz przy kamieniu, ale obecność licznych cieni, które niewątpliwie nas obserwowały, spędzała sen z powiek.

O świecie wyruszyliśmy już w ostatnią część podróży. Aragorn prowadził nas w pośpiechu i bez chwili odpoczynku, ponieważ czas naglił. Nigdy wcześniej nie zaznałam tak długiej wędrówki, chyba nawet nikt takiej nie przeszedł, nawet Halbarad chociaż przy mnie by pewnie twierdził coś innego.

Wreszcie droga się skończyła, a my znaleźliśmy się nad rzeką, dzięki czemu wiedziałam, że z pewnością nie zabłądziliśmy. Na wrogą flotę nie trzeba było długo czekać, wiatr był sprzyjający. Już po chwili Aragron mógł dać znak do ataku. Przyjemnie było patrzeć jak cienie duchów szybko rozprawiają się z korsarzami z Umbaru. Później zajęliśmy ich miejsca w okrętach i już bez przeszkód ruszyliśmy w kierunku Pelennoru. Płynąc Anduiną już z daleka dostrzegłam brzeg, ale wojownicy zaczęli stamtąd uciekać. No tak, przecież płynęliśmy pod czarnymi żaglami, pewnie myślą, że nadeszły dodatkowe wojska Mordoru. Gdy podpłynęliśmy bliżej Halbarad znów rozwinął sztandar z wizerunkiem białego drzewa i godła Elendila. W oddali zobaczyłam Eomera i kilku jego przybocznych rycerzy, cieszących się na nasz widok. Bitwa jednak nie została jeszcze wygrana, a wojska Saurona nadal walczyły zaciekle.

Strażniczka Północy || Wojna o Pierścień  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz