IX *

548 34 5
                                    

Przez jakiś czas szliśmy szybkim tempem prowadzeni przez Aragorna, który tak naglił, jak podczas naszych wypraw na południe do Minhiriath. Atak orków już nam nie groził. Byliśmy bardzo daleko, gdyż nie zatrzymaliśmy się na noc. Frodo i Sam, którzy w Morii zostali ranni szybko opadli z sił i zostali z tyłu. Szłam razem z nimi, mrużąc oczy w ciemnościach i staraliśmy się nie zgubić naszej Drużyny. W końcu, gdy zaczęło już świtać, dogoniłam Aragorna i powiedziałam mu, że nie prowadzi Dúnedainów tylko hobbitów i że koniecznie musimy zrobić przerwę.
To poskutkowało, bo po chwili zawrócił do Froda i Sama razem z Boromirem.

- Wybacz mi Frodo! - zawołał z przejęciem. - Dziś tyle się wydarzyło i czas tak nagli, że zapomniałem o waszych ranach. Mogłeś mi przypomnieć. Nie zrobiliśmy nic żeby wam pomóc, a przecież należało to zrobić.

Zatrzymaliśmy się na polanie, gdzie rosło zaledwie kilka drzew i robiliśmy nasz mały obóz. Podzieliliśmy się chlebem elfów, ugasiliśmy pragnienie wodą i chyba wszyscy poczuli się od razu lepiej. Gimli rozpalił ogień pod garnuszkiem z wodą, natomiast Aragorn wrzucił do niego kilka liści athelasu.
Orzeźwiający zapach rozniósł się wokół i od razu przypomniał mi o domu. W wiosce, gdzie mieszkałam zanim zostałam Strażniczką, bardzo często leczyliśmy rany taką rośliną. Oczywiście w naszym domu było o wiele więcej przydatnych ziół. Ojciec zawsze powtarzał, że zdolności uzdrawiania odziedziczyłam po matce. Może miał rację, kiedyś rzeczywiście potrafiłam opatrzyć każdą ranę dzieci z naszej wioski. Nie było mi jednak dane zostać w rodzinnym domu na długie lata spokojnego życia, w związku z czym straciłam okazję do rozwijania swoich zdolności. Niestety los czasem bywa przewrotny, a kiedy trafiłam do Rohanu jako dwórka księżniczki, zdecydowanie mi nie sprzyjał. Wróciłam stamtąd dopiero dziesięć lat później i nic już nie było takie samo.

 
Aragorn z pomocą liści athelasu, opatrzył głowę Sama. Zbadał dokładnie jego ranę, aż w końcu zdecydował, że broń, która go zraniła nie była zatruta.

- Miałeś szczęście - powiedziałam. - Niektórzy o wiele drożej płacą za zabicie swojego pierwszego orka.

- Tak, Rachel na przykład jak dostała w głowę, to się obudziła dopiero następnego dnia w południe - uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo.

- Bardzo śmieszne - mruknęłam. - Może sam się pochwalisz jak pierwszy raz zabiłeś orka?

-Nie pamiętam, już jestem za stary - stwierdził i wrzucił do kociołka jeszcze dwa liście athelasu. - Chodź Frodo, teraz twoja kolej.

Hobbit jednak ociągał się i niezbyt miał ochotę na lecznicze rytuały.

- Nic mi nie jest - stwierdził. - Muszę tylko zjeść i wypocząć.

- Nie. Muszę rzucić okiem, żeby się przekonać, w jakim stanie wyszedłeś z opresji. Nie mogę się nadziwić, że w ogóle żyjesz.

Aragorn pomógł Frodowi zdjąć kurtkę i kaftan po czym aż sapnął ze zdumienia. Srebrny blask odbijał się z kolczugi, którą hobbit miał na sobie. Obieżyświat zawołał pozostałych członków Drużyny, aby zobaczyli skórkę, której żadne ostrze nie mogło przebić.

- Mithril! - zawołał Gimli. - Nigdy nie widziałem równie pięknej rzeczy. I trafiła na właściwy grzbiet.

Odpoczywaliśmy jeszcze trochę, a potem ruszyliśmy w dalszą drogę. Sam i Frodo czuli się już dużo lepiej, dlatego szliśmy szybko i wieczorem przekroczyliśmy granice Lóthlorien. Zdarzyło mi się w przeszłości trafić do tej krainy, a było to w zdecydowanie najgorszym momencie mojego życia. Galadriela wtedy bardzo mi pomogła i potem odwiedziłam Lórien jeszcze dwa razy, raz z Aragornem i moim bratem, a raz sama w letnim czasie. Wtedy było tutaj piękniej niż w Rivendell. Obejrzałam złociste, kwitnące drzewa, czysty strumień Nimrodel, a wieczorami patrzyłam na gwiazdy migocące na niebie. Pośród elfów spędziłam wtedy prawie dwa tygodnie.

Strażniczka Północy || Wojna o Pierścień  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz