#8

9.2K 306 34
                                    

Kiedy upewniłem się, że samochód dobrze chodzi i jego problem jest naprawiony, zamykam lekkim trzaskiem jego drzwi od strony kierowcy. Z półki zabieram białą szmatkę, w którą wycieram trochę zabrudzone dłonie jednocześnie rozglądając się dookoła aż w końcu odrzucam ją na stojącą pod ścianą komodę. Z jednej z szuflad biurka wyjmuję blok formularzów, aby wypełnić jedną z nich danymi typu: w jakim stanie otrzymałem auto, jaki był problem, co zostało zrobione/wymienione - same podstawy. Kiedy kończę wyrywam kartkę i kładę na niej kluczki od pojazdu. Nawet nie potrafię powiedzieć, która to moja naprawa dzisiejszego dnia. Zauważając butelkę wody, schyliłem się po nią i wypijam prawie połowę zawartości. Cholernie chciało mi się pić. Od wypitej rano kawy nie miałem czasu ani okazji napić się, więc teraz ją wykorzystuję. Moje oczy dostrzegły właściciela warsztatu, który zarazem jest moim dobrym kolegą. Opuściłem butelkę, zakręciłem korek i rzuciłem w stronę mężczyzny, który złapał plastik w locie i również skorzystał z wody. Wyjąłem z kieszeni kombinezonu - zakładam go tylko wtedy, kiedy tutaj pracuję, bo osobiście go nie lubię - telefon. Na jego wyświetlaczu wybiła godzina 15, więc jestem tutaj już od prawie 3 godzin. Przetarłem przedramieniem czoło, które było pokryte kropelkami potu, a po chwili dłońmi twarz.

     - Dzięki, że zgodziłeś się mi pomóc. Gdyby nie Ty, wszystko załatwiałbym i naprawiał kilka dni. Jeśli będziesz kiedykolwiek czegoś potrzebował, wiesz gdzie mnie znajdziesz.

Kiwam głową na znak, że rozumiem sytuację i też na znak, że nie ma mi za co dziękować. Tak naprawdę to ja jestem mu wdzięczny. Lubię naprawiać samochody, coś co jest w nich zepsute. Daje mi to możliwość odstresowania się tak samo jak siłownia. Od dziecka się tym interesowałem - sportem i autami. Zawsze dużo czasu poświęcałem warsztatowi razem z tatą. To od niego tak dużo się nauczyłem.. Stare czasy.

     - Zostały już tylko dwa auta, poradzę sobie. Idź do domu, odpocznij i wielkie dzięki za dziś. Bądźmy w kontakcie, Styles.

Podaje mi dłoń, którą ściskam i przy tym uśmiechamy się szeroko do siebie. Eric odchodzi do pomieszczenia obok, gdzie jest jego biuro. Normalnie poszedłbym za nim i zapytał o pieniądze, ale ze względu na to, że moje konto bankowe jest wypchane pieniędzmi, on jest moim dobrym kumplem, którego lubię i szanuję i naprawdę lubię tę robotę, nie robię tego. Po prostu jak wspominałem wcześniej odbiję sobie to innym razem w formie przysługi. Postanawiam iść i ściągnąć brudny kombinezon z siebie. Mam jeszcze dwie sprawy do załatwienia.

                          *       *       *

     - Nic mnie to kurwa nie obchodzi.

Ze swoich ust wypuściłem długą strużkę szarego dymu. Postukałem lekko wskazującym palcem, aby strzepnąć gromadzący się pył na jego końcu. Moje plecy oparły się o zimną ścianę jakiegoś budynku. Oczami spojrzałem w stronę przestraszonego faceta, koło którego stało dwóch innych, którzy mają mieć go na oku. Nie są mi potrzebni. Doskonale umiem sam sobie poradzić. Przynajmniej nie będę miał więcej roboty, jak tylko postraszenie go.

     - Potrzebuję jeszcze kilka dni, proszę.

Podszedłem i stanąłem przed nim. Dmuchnąłem siwym dymem w jego twarz jednocześnie mrużąc na niego oczy. Rzuciłem na ziemię niedopałek papierosa i zgniotłem go podeszwą buta. Ponownie spojrzałem na mężczyznę. Zaśmiałem się i pokręciłem głową. 'Żartujesz sobie ze mnie?' Moja pięść powędrowała w kierunku jego policzka. Cios spowodował odwrócenie głowy w bok z jednoczesnym wypluciem krwi.

     - Cierpliwość Eric'a się kończy, Smith. Masz dwa dni. 

Powiedziałem twardym głosem. Kiwnąłem ręką na dwóch facetów, na znak, że mogą już sobie iść. Udałem się do swojego, niedaleko zaparkowanego samochodu. Eric po moim wyjściu z warsztatu zadzwonił, aby poprosić mnie o jeszcze jedną przysługę. Smith był dobrym klientem, ale do czasu, ponieważ nie zapłacił za już trzecią naprawę swojego auta. Dlatego Eric poprosił mnie, abym sprawdził jak ma się sprawa. Cóż.. Smith ma dwa dni i albo je wykorzysta albo ludzie Eric'a sami się nim zajmą, ale to już nie moja sprawa. Jadę ciemnymi ulicami Londynu kierując się w stronę swojego mieszkania. Moje oczy skanowały widok przede mną, kiedy stałem na światłach i czekałem na zielone światło. Jutro o tej porze będę brał udział w wyścigach samochodowych i szczerze nie mogę się doczekać. Wtedy czuję, że naprawdę żyję. Tak naprawdę bawię się tym i jednocześnie wygrywam. Podobno sporo osób się szykuję na ten wyścig, gdyż później idziemy na imprezę. Pewnie w tym momencie uznacie mnie za idiotę, bo zastanawiam się czy pójdę na tą imprezę. Mam szczerą ochotę się tam pojawić z jednej strony, ale z drugiej następnego dnia mam pracę i pewną sprawę do załatwienia, która jest dla mnie ważna. W ogóle, co to się stało, że jakiekolwiek rzeczy są dla mnie ważne? To jest popierdolone, serio. Światło się zmienia, więc wciskam sprzęgło, wrzucam jedynkę, dodaje gazu i skręcam w lewo. Pięć minut później parkuję w garażu podziemnym i klikam 'zamknij' na pilociku. Słyszę pisk, z którego tylko rozumiem 'Uważaj!'. Odwracam się ostrożnie i szybko pochylam, a ręka jakiegoś gościa leci w przód w powietrzu. Podnoszę się i marszczę brwi. O co kurwa chodzi? Kiedy spoglądam na mężczyznę moje myśli wracają do dnia, w którym pomogłem dziewczynie zanim pojechałem do sklepu i na siłownię - kilka dni temu. Facet stoi przede mną, a niedaleko za nimi stoi facet, który trzyma dziewczynę, której pomogłem. Wiedziałem, że nic dobrego z tego nie wyjdzie i dla tego nie chciałem się wpierdalać, ale czasu nie cofnę. 

HARSH | [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz