- Brooklyn -
Kładę się z powrotem na łóżku szpitalnym, kiedy tylko łykam i popijam wodą tabletki, które przyniosła mi przed chwilą jedna z pielęgniarek. Na moje szczęście szybko opuszcza moją salę powiadamiając, że niedługo przyniesie mi obiad. Wychodząc życzy mi miłego dnia, na co parskam sarkastycznie. 'Ta, na pewno będzie miły'. Wprost nie mogę się doczekać, kiedy tylko będę mogła wyjść z tego szpitala. Z drugiej strony, jeśli mnie wypiszą wrócę do Domu Dziecka i będę musiała chodzić do szkoły. Nie przeszkadza mi to. Lubię się uczyć, ale myśl, że spotkam tam ponownie te wszystkie osoby, które mi dokuczają.. Kręcę głową. To niesprawiedliwe. Nie rozumiem czemu mi to robią. Bo jestem z Domu Dziecka? Bo nie noszę drogich ciuchów i nie mam takich fajnych rodziców jak oni? Po prostu nie poszczęściło mi się w życiu tak jak im, ale to nie powód, aby wyżywać się na mnie i innych słabszych osobach. Przez pięć dni w tygodniu, siedem godzin każdego dnia znoszę śmiechy i docinki na mój temat w szkole. Czasami wyobrażam sobie, że oni znikają i jestem w swoim świecie, gdzie mam normalnych rodziców i mieszkam tak jak inni w normalnym domu. Uczę się, spotykam ze znajomymi, oglądam filmy, nocuję u przyjaciółki - po prostu robię to co każda przeciętna nastolatka. Zamiast tego mieszkam w Domu Dziecka i dzielę pokój z moją dobrą i jedyną koleżanką, Lily. Najczęściej czas spędzam na czytaniu książek. Kiedy byłam mała lubiłam tańczyć, ale po pewnym czasie to rzuciłam. Nagle słyszę ciche pukanie do drzwi. Odwracam się w tamtym kierunku i widzę kobietę i mężczyznę, którzy uśmiechają się szeroko.
- Dzień dobry córeczko.
Mówi kobieta spoglądając na mnie.
- Przepraszamy. Pomyliliśmy pokoje.
Mężczyzna uśmiecha się przepraszająco, po czym szybko wychodzą z pokoju. Odwracam się i wstaję z łóżka szpitalnego, po czym siadam na parapecie podkulając nogi pod brodę. Robi mi się smutno, kiedy w mojej głowie odtwarza się jeszcze raz sytuacja sprzed kilku chwil. Ja nawet nie spodziewam się, że moi rodzice mnie odwiedzą. Ani mama ani tata. Wiem, że nie przyjdą. Tata zginął w wypadku samochodowym, a matka zostawiła mnie jak tylko skończyłam dziesięć lat. Prawdę mówiąc nawet nie chcę jej nigdy w życiu widzieć. Kiedy sobie pomyślę o tym, co przez nią przeszłam w dzieciństwie.. Po moich policzkach spływają łzy. Tak bardzo chciałabym się teraz do kogoś przytulić, mieć oparcie, pewność, że mogę jej zaufać. Oczywiście, mam Lily, ale to nie wystarcza. Oparcie kogoś dorosłego, o to chodzi. Za niecałe dwa miesiące sama będę dorosła i prawdę mówiąc nie wiem co mam ze sobą zrobić. Ten czas się jednocześnie przeciąga, a z drugiej strony szybko kurczy. Wiem, że jak tylko skończę osiemnaście lat to dostanę trochę pieniędzy z Domu Dziecka i będę musiała się wynieść i jakoś sobie poradzić. Nawet nie chcę o tym myśleć. Nie będę miała dokąd pójść. Nie znam swojej rodziny, żadnej cioci czy wujka, żebym mogła się u nich zatrzymać. Wiem, że niby mam jeszcze czas, ale w końcu mi go zabraknie i zostanę sama, całkiem sama. Uchylam okno, aby wleciało trochę świeżego powietrza. Na zewnątrz jest ładna pogoda, świeci słońce. Może wyjdę na spacer? Uśmiecham się, kiedy do pokoju wchodzi uśmiechnięta Lily.
- Cześć. Tak się cieszę, że w końcu Cię widzę!
Nie widziałam się z nią od tygodnia, ponieważ dostała pozwolenie, aby wybrać się do babci i dziadka na wieś. Pewnie zastanawiacie się co robi w Domu Dziecka, skoro ma bliską rodzinę, u której mogłaby zamieszkać. Odpowiedź jest dość prosta: ich zdrowie na to nie pozwala, są za starzy - delikatnie mówiąc. Schodzę z parapetu i przytulam się do niej mocno. Tak bardzo za nią tęskniłam. Nie wiem jak sobie bez niej poradziłam.

CZYTASZ
HARSH | [PL]
FanfictionON - pochodzi z „dobrego" domu. ONA - wychowuje się w Domu dziecka. ON - lubi imprezy i przygodny seks. ONA - uwielbia czytać książki. ON - jest niebezpieczny. ONA - boi się przyszłości. # Opowiadanie zawiera wulgaryzmy, prze...