Rozdział 51

571 41 6
                                    

Przebudziłam się, ale nadal mam zamknięte oczy, czuję jakby były zaklejone. Przetarłam je dłońmi i otoczyłam. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to szafka nocna przy łóżku, a raczej brak na niej moich rzeczy, które tam leżały. Zestresowana obejrzałam się po całym pokoju i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Pomyliłam pokoje! A na kanapie przy oknie śpi Damon, ledwo się tam mieści. Boże co ja najlepszego zrobiłam. Natychmiast wstałam z łóżka i zorientowałeam się, że jestem w samej bieliźnie. Szybko chwyciłam za kołdrę i okryłam się nią. Moje gwałtownego ruchy obudziły Demon'a.

-Ja nie wiem jak się tutaj znalazłam. -powiedziałam zdenerwowana.

-Zacznijmy najpierw od dzień dobry. Dzień dobry Emilia. Miło cię widzieć w moim łóżku.

-Dzień dobry Damon. Chciałabym się wytłumaczyć. -dodałam, na co mężczyzna machnął dłonią, żebym kontynuowała. -Masz pokój obok mnie? Zapewnie tak, bo normalnie, poprawnie wcisnęłam piętro w windzie. Już była noc, a ja byłam bardzo, ale to bardzo zmęczona i zaspana. Oczy same mi leciały, prawie zasnęła bym na korytarzu. Przepraszam, że to tak wyszło, ale mogłeś mnie obudzić.

-Gdy przyszłaś, światła były zgaszone, a ja byłem w łazience, brałem prysznic. Później jak przyszedłem zobaczyłem ciebie w łóżku. Próbowałem cię obudzić, ale na marne zasnęłaś w taki głęboki sen, że odpuściłem i nie chciałem dalej cię budzić, dlatego poszedłem na kanapę. Nie stresuj się tak.

-Wiesz co sobie mogą pomyśleć ludzie widząc mnie w samej bieliźnie w twoim łóżku? -zaakcentowałam przed ostatanie słowo. -Steve byłby bardzo rozczarowany. Gdzie są moje ciuchy tak w ogóle?

-Zdarza się pomylić pokoje, a tobie tym bardziej, bo jesteś roztrzepana. Ale co mogli by sobie pomyśleć? Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi z dzieciństwa. Nic nigdy między nami nie było. A Steve'm się nie przejmuj. Jak cię kocha i ufa tobie, to również uwierzy i nawet przez myśl, by mu to nie przeszło.

-Masz rację. Nigdy nie przejmowałam się opinią ludzi to dlaczego miałabym robić to teraz?

-Dokładnie, a wracając do ciuchów. Położyłem je na pufie przy drzwiach, bo były porozrzucane po podłodze.

-Typowa ja. -zaśmiałam się i ruszyłam pod drzwi opatulona wielką kołdrą.

Damon śmiał się z mojego chodzenia, a ja dreptałam tiptopami do pufy. Chwyciłam jedną ręką ciuchy i poszłam do łazienki się przebrać.
Gdy przeciskałam przez głowę koszulkę usłyszałam pukania do drzwi. Zamarłam w miejscu, a po chwili Damon zgasił w pomieszczeniu światło.
Słychać stłumiony głos, jestem pewna, że to Steve. Szuka mnie na tysiąc procent. Stałam nieruchomo, aż do dźwięku zamykania drzwi. Wypuściłam głośno powietrze, a po chwili Damon zapalił mi światło w łazience - mogłam kontynuowała ubieranie się. Gdy wyszłam z łazienki, Damon stał przy oknie i oglądał prawdopodobnie naturę.

-Dzięki. -powiedziałam w skrócie.

-Nie wiem czym się przejmować. Mogłem po prostu powiedzieć, że jesteś w łazience, bo nocowałaś u mnie, gdyż chcieliśmy powspominać stare, dobre czasy. Tylko tyle, a teraz przemywasz twarz lodowatą wodą jak codziennie rano.

-On nie wie, że tak robię.

-Jest twoim facetem, a nie wie co robisz od razu jak wstaniesz?

-Tak Damon. Nie wie tego. Pójdę już, chcę wziąść prysznic i iść na trening.

-Ja skoczę okraść jakiś bank krwi. -zaśmiał się i wszedł do łazienki.

Wzięłam telefon ze stolika, a na jego ekranie było pełno nieodebranych połączeń. Schowałam go do kieszeni i wyszłam z jego pokoju.

-Wiedziałem, że tam jesteś. -powiedział siedząc na jednym z foteli przed pokojem.

-Steve. -wydusiłam z siebie, ale na nic więcej nie było mnie stać.

-Chciałem wiedzieć tylko czy Ci nic nie jest. Mogłaś chociaż odpisać na SMS-a, że jesteś cała. -oznajmił nie wzruszony, wstał i skierował się w stronę windy.

-Steve. Mogę Ci to wszystko wyjaśnić. -odpowiedziałam ruszając za mężczyzną.

Próbowałam go zatrzymać, ale nie zdołałam. Zamiast do windy poszedł schodami, tylko żeby jak najszybciej ode mnie uciec.
Walnęłam z całej siły pięścią w ścianę i głośno przeklnełam. Jestem taka zła, a zarazem smutna jak mogłam do takiego czegoś doprowadzić?
Nieoczekiwanie moje ręce zaczęły się zapalać, od opuszków palców ogień szedł w górę.  Przypomniało mi się, że przez złość może mi się to nasilać samoistnie. Szybko wzięłam głęboki wdech i po mału wypuściłam powietrze ustami, ale niestety nie pomogło.  Wyciągnęłam z torebki klucze do mojego pokoju i otworzyłam drzwi. Wyszłam na balkon, bo jedynie tam nie ma czujników dymu. Nadal czuję wielką złość, ale nie na Steve'a, czy Damon'a, tylko na samą siebie. Jak mogłam to tego dopuścić?!
Po paru minutach cała byłam w ogniu, straciłam kolejne ciuchy, ale nie jest to ważne. Stoję nieruchomo, żeby niczego nie dotknąć i próbuję się uspokoić. Może jakbym polatała to by wszystko ze mnie zeszło? Ale nie mam na to nastroju. Do oczu napłynęły mi łzy, później jedynie czułam lekkie mrowienie na policzkach jak spływały. Gorzkie łzy. Zamknęłam oczy i znowu zaczęłam próbować metodę "wdech i wydech". Nie dopuszczałam żadne myśli do mojej głowy, jedynie te które kazały mi się uspokoić. Po paru minutach ogień zszedł z mojej głowy i klatki piersiowej, a później z nóg, cały tułów był bez ognia tylko dłonie nadal były w ogniu. Usiadłam na balkonowej sofie i tak siedziałam godzinę patrząc na bujające się drzewa w rytm wiatru. Gdy nie było ani płomyka na moim ciele poszłam się wykąpać.
Czemu od razu nie poszłam, żeby ugasić  moje ciało? Ponieważ poparzyłabym sobie skórę.

[...]

Odświeżona i w nowych ciuchach wchodzę do pokoju, gdzie zamknęli Süreyye. Przenieśli ją z izolatki do normalnego pokoju, ale zamkniętym za mocnymi drzwiami, a okna są z poczwórnego grubego szkła. To dla bezpieczeństwa.

-Witaj. -przywitałam się siadając na fotel. -Jak minęła noc?

-W końcu czuję moje kończyny. -zaśmiała się.

-Cieszę się. Robili ci już jakieś badania?

-Tak. Byli u mnie z samego rana i pobierali mi krew. Mam nadzieję, że to co robicie jest robione w dobrych intencjach.

-Jakby nie było, to już dawno mnie tu by nie było. Spokojnie, wszystko jest robione dla dobra ludzi. Oni im pomagają i my również będziemy.

Opowiedziałam dziewczynie o śnie, którego na dniach jej się przytrafi. Lekko się wystraszyła, ale powiedziałam, że jeżeli ma to komuś pomóc to to zrobi. Wytłumaczyłam, żeby uratowała tylko jedną osobę, przedstawiłam jej też sytuację w jakiej znalazł się John przez uratowanie dwóch osób w tym jej.
Siedziałam z nią około dwóch godzin. Dobrze mi to zrobiło, bynajmniej nie myślałam o nieporozumieniu między mną, a Steve'm.
Rozmawialiśmy jak stare dobre przyjaciółki. Przypomniało mi się o Lucynie i o tym, że ją straciłam na zawsze. Chociaż dostałam szansę się z nią pożegnać i zobaczyć jej uśmiech po raz ostatni.
Boję się rozmowy ze Steve'm, nie lubię rozmawiać o poważnych sprawach. Ale teraz jest najwyższy czas by to zrobić. Napisałam mu wiadomości, żebyśmy spotkali się za dziesięć minut na polanie za siedzibą. Nie wiem gdzie on teraz jest, ale mam nadzieję, że odczyta wiadomość.

Na miejsce dotarłam w pięć minut, trochę sobie podbiegłam. Położyłam się  na zielonej trawie i zaczęłam obserwował chmury, które co chwilę zmieniły swoje miejsce. Dźwięki natury, szum lasu i lekki wiatr to są rzeczy przy których odpływam, ale musiałam się skupić, żeby nie zasnąć.

Minęło dziesięć, a Steve'a nadal nie było.

-Spieprzyłam to po całości. -powiedziałam do samej siebie, tym razem stojąc i patrząc na kołyszące się pola pszenicy.

-Język. -odparł głos za mną.

Dziewczyna z wody | Kapitan AmerykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz