Rozdział 52

684 34 10
                                    

Podeszłam niepewnie do mężczyzny. Z jednej strony byłam szczęśliwa, że się pojawił, ale nie wiedziałam co stanie się dalej. W głębi duszy rozpierały mnie nieznane mi dotąd emocję, które nie potrafię opisać.

-Przepraszam za to. -zaczęłam rozmowę.

-Ja przepraszam, że Cię nie wysłuchałam. -dodał, ale nadal trzymaliśmy bezpieczny odstęp od siebie.

-Mogę teraz się wytłumaczyć? -zapytałam, na co Steve kiwnął głową na "tak".

Odpowiedziałam mu całą sytuację od początku do końca, milion razy powtarzając, że mnie i Damon'a łączy jedynie bratnia i siostrzana, silna przyjaźń. Może tym razem to zapamięta. Steve był przy swojej wersji (tak jak wcześniej), że chodziło mu jedynie o to, że nie dawałam znaku życia. Rozumiałam go, po prostu się martwił i nie chciał stracić kolejnej osoby w swoim życiu. Obiecałam, że nigdy więcej nie popełnię takiego błędu.
Dobrze nam zrobiła taka szczera rozmowa, dużo sobie na wzajem wyjaśniliśmy.
Wróciliśmy spacerem do siedziby, ponieważ on ma swoje obowiązki i ja tak samo.

-Pani Willson. Czeka na Panią gość. -powiedziała małą blondynka przy recepcji, gdy weszłam wraz z Steve'em przez drzwi główne.

-Gość? -zdziwiłam się.

-Tak jest w sali konferencyjnej. Prosiła o dyskretność. Przedstawiła się jako Vivien, Pani kuzynka.

-Vivien? Vivien! Ah tak! -krzyknęłam. -Niech nikt nam nie przeszkadza. Jaka sala?

-305.

-Dobrze, dziękuję!

Pociągnęłam Steve'a za rękę, by poszedł za mną.

-Gdzie mnie ciągniesz? Jaka kuzynka?

-Ciii! -uciszyłam go. -Zaraz się przekonasz.

Na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Tak bardzo cieszę się na to, że sama się u nas stawiła. Od razu było widać, że jest normalna i opanowana.

Naraz otworzyłam wielkie drzwi od sali konferencyjnej i weszłam do środka, a zaraz po mnie wszedł niepewnie Steve.

-Vivien. -zwróciłam się do dziewczyny kiwając głową na przywitanie.

-Emily. -powtórzyła moją czynność.

-Co się stało, że wróciłaś? -zapytałam.

-Chciałam cię o czymś powiadomić, ale widzę, że mamy towarzystwo. -wskazała wzrokiem na speszonego Steve'a.

Speszony nie oznacza, że się boi. On nie wie kim ona jest, opowiadałam mu o niej, ale nie mówiłam jak wygląda. Dlatego jest speszony niewiedzą i samym faktem tym, że nawet nie wie po co tu go przyprowadziłam.

-On nie jest szkodliwy, nikt z siedziby nie jest. A mu można ufać. -skierowałam słowa do kobiety.

-Czuję, że dażysz go silnymi emocjami, sympatią. -powiedział chłopiec w wieku około 11-13 lat wychodząc z ciemnego kątu.

-Kim on jest? -zadałam pytanie.

-Mówiłam Ci, żebyś na razie nie wychodził. -delikatnie skarciła go Vivien.

-Nazywam się Timothy Frederick Montgomery Pitsearburg. -podszedł bliżej mnie. -Jej intencję są dobre Vivien, bez stresu. -odpowiedział kobiecie podając mi dłoń, którą po chwili chwyciłam.

Przez jego rękę wsiąkł we mnie jakby jakaś dusza, ale żadne negatywy. Było to przyjemnie.

-Przepraszam, musiałem się upewnić. -dodał.

Dziewczyna z wody | Kapitan AmerykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz