Part 37 ☆

368 34 29
                                    

UWAGA!

Rozdział porusza trudną tematykę i nie wpływa znacząco na dalsze losy serii. Jeżeli masz gorszy czas (jeżeli coś złego się dzieje, napisz proszę do mnie - chętnie Cię wysłucham!), humor (nie pogarszaj go sobie jeszcze bardziej, pomyśl o dobrych rzeczach i ładnie się uśmiechnij!) i liczysz na trochę czułości to muszę Cię przeprosić. Nie znajdziesz tutaj lekarstwa. Czytasz na własną odpowiedzialność. Ja czuję tak samo odpowiedzialność poruszając ten temat. Mam nadzieję, że rozumiesz! Ostrzegam na wstępie, mam nadzieję, że zrozumiesz słoneczko!

Kocham Cię mocno,

Autorka

Ostatnie dni były dla mnie naprawdę trudne i pełne smutku

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ostatnie dni były dla mnie naprawdę trudne i pełne smutku. Gukmul i Oddeng odeszli razem do (być może) lepszego świata. Wiedziałem, że kiedyś ten dzień nastąpi, ale nie byłem gotowy na taki ból. Zwierzęta były mi bliskie, wyczuwały, kiedy źle się czułem i potrzebowałem ich obecności. Były nierozłączne, więc nawet odeszły w podobnym czasie, aby ta druga nie pozostawała sama. Miałem świadomość tego, że i tak przeżyły znacznie dłużej niż ich natura zakładała. Nie mogłem przyzwyczaić się do pustej klatki, bez tego szelestu między półkami. Było bez nich pusto w mieszkaniu, a ja przeżywałem ich śmierć to jakby odszedł prawdziwy człowiek. Odeszły moje najwierniejsze aniołki.

Wiedziałem, że moim stanem zaniepokoiłem swoją ukochaną. Również była smutna, płakała, bo przywiązała się do tych małych istotek. Chociaż... kto by się w nich nie zauroczył? Cieszyłem się, że mogły ją poznać, była najwspanialszą kobietą jaką mogłem poznać kiedykolwiek. Wspierała mnie w tych ponurych dniach, próbując chociaż trochę zmniejszyć ból po stracie ukochanych zwierząt. Robiła naprawdę wszystko, bym poczuł się lepiej choć nie było to łatwe. A ja stawałem się oporny na każdą jej próbę. Chyba ją jeszcze bardziej wtedy raniłem...

Siedziałem w salonie oglądając telewizję, przeglądając różne kanały. O szyby obijał się gruby deszcz, tworząc swoistą muzykę. Dla niektórych ta muzyka mogła być irytująca, ale mnie w jakimś stopniu uspokajała. Pogoda ostatnio nie dopisywała i chyba idealnie odzwierciedlała to jak się czułem w środku. Wypuściłem ciężko powietrze ustami i skierowałem wzrok ponownie w stronę telewizora. Leciały najnowsze wiadomości, podgłośniłem. Ukochana w tym czasie krzątała się po kuchni. Nie wiem co robiła dokładnie, nie miałem siły by się odwrócić i to sprawdzić.

"Odnotowano kolejny przyrost osób zakażonych nowym wirusem. Tylko dziś odnotowano 122 nowe przypadki, zmarło 6 osób w średnim lub podeszłym wieku. Władze apelują o przestrzeganie rozporządzeń państwowych i zasad higieny osobistej oraz o nie wychodzenie z domu bez pilnej potrzeby (...)"

Wypuściłem głośno powietrze z ust, słuchając pierwszej wiadomości. Na świecie pojawiło się nowe zagrożenie, nowy wirus. Nikt nie wiedział skąd się wziął ani jakie przynosi skutki. Wiadome było, że zaczął zbierać ogromne żniwa. Ludzie zaczynali chorować i umierać, nie wiedząc co im dokładnie dolega. Nie wiedząc jak się leczyć, jakie lekarstwa przyjąć. Być może takiego lekarstwa jeszcze nie było. Szpitale przepełnione, lekarze nie śpią po nocach by nieść pomoc innym. Życie społeczne podupada, kiedy nie wychodzą z domów. Świat nagle spowalnia, dostaje paraliżu, nie wie za co łapać. Wygląda to na apokaliptyczną wizję prawda? To pokazuje jakie życie jest zaskakujące. Żyjesz spokojnie, robisz to co zawsze i nagle wybucha światowa pandemia. I nikt nie wie jak to zatrzymać, jak leczyć, jak się ratować. Jak ratować to co takie dla nas jest najcenniejsze. Życie. Jak ratować swoje życie, istnienie.

[Imagine SeokJin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz