ROZDZIAŁ 29 - ,,Wyjdź z mojej głowy"

2.1K 111 20
                                    

Alice po raz kolejny nerwowo odwróciła się na drugi bok. Zacisnęła silniej powieki i gniewnie przykryła głowę poduszką. Miała już dość. Była prawie szóstka rano, a ona leżała bezczynnie na łóżku, od paru godzin próbując zasnąć. Sen jednak za żadną cenę nie chciał przyjść.

Nie była to jej pierwsza nieprzespana noc od dwóch miesięcy. Tak naprawdę, dziewczyna nie pamiętała, kiedy ostatnio spała spokojnie. Chyba wtedy, gdy była z nim. Alice westchnęła głośno i podniosła się na łokciach. Bezszelestnie wstała z łóżka. Wiedziała, że już nie zaśnie. Nawet nie liczyła, którą noc z rzędu...

Nastolatka ubrała się szybko i wyszła z domu po cichu, nie chcąc zbudzić śpiących jeszcze rodziców. Wolała nie wzbudzać ich fałszywej troski. Na zewnątrz wciąż było jeszcze ciemno. Alice nienawidziła tych dni w roku, w których słońce wschodziło późno, nienawidziła jesieni... Chociaż od dwóch miesięcy nienawidziła dosłownie wszystkiego i wszystkich. Nogi same przyprowadziły ją pod ulubiony bar. Pociągnęła za klamkę. Był zamknięty.

- Oczywiście - burknęła pod nosem. - Kto przychodziłby tu tak wcześnie?

Poszła dalej przed siebie. Po chwili jej oczom ukazała się ławka. Nie myśląc dwa razy, opadła na nią i oparła się wygodnie. Świetlista kula powoli wchodziła na niebo. Robiło się coraz jaśniej. Alice wystawiła twarz do słońca, grzejąc się w ostrych, jesiennych promieniach. Jej życie już dawno nie miało większego sensu. Nie miała niczego, ani nikogo, dla kogo mogłaby żyć. Dwa miesiące temu pojawiła się nadzieja, mały promyk, wschodzący, jak te przed jej oczami. Przeżyła wspaniały tydzień. Tydzień cudownych emocji, zagadek i pytań, które napędzały ją do działania i czasu spędzonego z nim... Tak samo, jak niespodziewanie przyszło, tak samo niespodziewanie odeszło. Pozostała tylko pustka. Pustka, która powoli, ale systematycznie rozwijała się w duszy.

Ludzie mówią, że czas leczy rany. To bzdura, przynajmniej w przypadku rany Alice. Wraz z upływem dni, ból rozstania z ukochanym i brak możliwości rozwiązania dotyczącej jej zagadki, tylko w niej rósł. Dni zmieniały się w tygodnie, tygodnie w miesiące, a nastolatka wciąż nie otrzymywała wieści od Klausa. Jeśli wcześniej myślała, że ma beznadziejne życie, to zdecydowanie się myliła. Odejście pierwotnego zmieniło je na gorsze.

Był koniec września. Ponure deszcze i mgły powoli stawały się porządkiem dziennym. Za parę dni Alice miała wyjechać na studia. Zupełnie jej to nie obchodziło. Osobiście nawet nie miała zamiaru składać na nie podania, ale jej matka nie chciała o tym słyszeć.

- Nie pozwolę, żebyś zawaliła swoją przyszłość przez jakie humorki! - zarządziła stanowczo w przypływie matczynej troski.

Tak więc nastolatka była zmuszona wyjechać z Nowego Orleanu i przenieść się do innego stanu, na idealną uczelnię, którą wybrała za nią rodzicielka. Wciąż nie wiedziała dokładnie, gdzie. Mało ją to obchodziło.

Jej depresyjny nastrój powiększało jeszcze ciągle przemęczenie związane z brakiem snu. Alice nie wiedziała, z czego wynika ta bezsenność. ,,Przecież nie może mi go aż tak brakować, że nie mogę nawet zasnąć!" - myślała każdej nocy, od wielu godzin obserwując sufit.

Czasami udawało jej się zdrzemnąć na parę godzin. Nie były to jednak drzemki przyjemne. Ilekroć, jakimś cudem, wpadała w płytki sen, nawiedzały ją okropne koszmary. Raz widziała stos zakrwawionych ciał, potem martwego Klausa, bezwładnie leżącego na podłodze z szarą, usianą żyłkami skórą, a kiedy indziej siebie samą, zwisającą bez życia z ramion nieznanego jej, starszego mężczyzny, całego umazanego krwią. Po każdej takiej wizji budziła się, cała spocona, ze strachem rozglądając się po pokoju. ,,To tylko złe sny" - pocieszała się. - ,,Przecież Klausa nie da się zabić". Co ciekawe, najbardziej przerażała ją myśl, że pierwotny może umrzeć. ,,Trochę głupio martwić się o istotę na szczycie łańcucha pokarmowego" - myślała z kpiną do samej siebie.

Siedziała tak jeszcze przez paręnaście minut. W końcu postanowiła wrócić do domu. Musiała zacząć się już pakować na wyjazd na studia. Miała nadzieję, że nowy rozdział w życiu pozwoli zapomnieć jej o nim. Z głośnym westchnięciem podniosła się z ławki i ruszyła przed siebie. Nie dane jej jednak było iść długo. Nie przeszła nawet stu metrów, gdy poczuła, że zderza się z czyjąś klatką piersiową. Podniosła szybko głowę, mrucząc niewyraźne przeprosiny, jednak widząc, na kogo wpadła, zamarła, nie mogąc wydusić słowa.

Stała przed nią kobieta że snu, uśmiechając się dobrotliwie. Ona również się nie odzywała. Zwyczajnie wpatrywała się w nastolatkę, jakby chciała nacieszyć się jej widokiem. Gdy chwilą szoku minęła, Alice poczuła złość. Ta osoba zwyczajnie ją prześladowała! Jej przygoda się skończyła, odeszła w zapomnienie, więc co nieznajoma tu robiła? Dziewczyna założyła ręce na piersi i warknęła:

- Wyjdź z mojej głowy.

Aby podkreślić wagę swoich słów, ostentacyjnie odwróciła się na pięcie, zamiarem dotarcia do domu dłuższą drogą.

- Alice, poczekaj! - kobieta krzyknęła za nią i natychmiast ponownie pojawiła się przed klatką piersiową dziewczyny.

Nastolatka prychnęła z irytacją. Nie obchodzili ją, co nieznajoma miała do powiedzenia.

- Zostaw mnie w spokoju - wycedziła, piorunując natręta wzrokiem.

Kobieta westchnęła i zamknęła oczy. Wydawała się toczyć że sobą jakąś wewnętrzna walkę. W końcu ponownie spojrzała na nastolatkę. Tym razem w jej wzroku widać było zdecydowanie.

- Musimy porozmawiać, czy tego chcesz, czy nie - stwierdziła hardo. - Chcę ci pomóc.

- Pomóc? Ciekawe jak i w czym - zakpiła Alice. - Kim ty w ogóle jesteś? Widziałam cię dwa razy w życiu i to nie na jawie! Pomogłaś mi ze skałą, bardzo ci za to dziękuję, ale, jak widzisz, to już zamknięty rozdział. Żegnam.

Po tych słowach dziewczyna po ta kolejny spróbowała odejść. Nieznajoma jednak wcale nie zamierzała jej na to pozwolić. Wyciągnęła rękę i położyła dłoń na ramieniu Alice, stanowczo nakazując jej zostać.

- Za dużo wysiłku poświęciłam, żeby się z tobą kontaktować, by teraz odpuścić. Nowy Orlean jest za daleko, żeby znaleść się tutaj bez problemów. Próbowałam złapać cię we śnie lub gdy byłaś sama. Dopiero teraz się udało - powiedziała.

- We śnie...? - zdziwiła się nastolatka, powoli łącząc fakty w całość. - To twoja wina! Przez twoje "próby połączenia" od dwóch miesięcy cierpię na bezsenność! Te wszystkie koszmary, dziwne wizje... Co to ode mnie chcesz? Kim ty jesteś?

Kobieta milczała. Pytania rozmówczyni ją przytłoczyły.

- Ja chyba zwariowałam - westchnęła ze zrezygnowaniem Alice, gdy odpowiedź nie nadchodziła.

Nieznajoma potrząsnęła gwałtownie głową, odganiając wątpliwości. Musiała jej powiedzieć, dziewczyna miała prawo poznać prawdę.

- Nie zwariowałaś - powiedziała cicho.

Zrobiła krótka przerwę, nabrała powietrza, które i tak było jej niepotrzebne...

- Jestem twoją matką - dodała.

-----------------------------------

Hejka!

Oto kolejny rozdział, trochę nudniejszy, ale next to wam wynagrodzi, obiecuję :P

Przede wszystkim chciałabym podziękować wszystkim czytelnikom. To niesamowite, że ktoś to naprawdę czyta i ocenia książkę pozytywnie. 5000 odsłon i ponad 400 gwiazdek... Już samo ,,kiedy next" mnie cieszy. Wielkie dzięki!

Co do samej książki, mam mały spoiler :P. Rozdziałów będzie około czterdziestu, więc powoli szykujcie się na finał!!! Myślę, że uwinę się w jakiś dwa tygodnie, bo od poniedziałku mamy zdalne, czyli wreszcie czas na sprawy, które nie są fizyką i matmą :P

Do następnego <3

Splamieni krwią 1: Tu jestem, człowieczku  | Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz