ROZDZIAŁ 14 - ,,Opadł bezwładnie na podłogę''

2.4K 118 7
                                    

Klaus wstał wyjątkowo wcześnie. Potrzebował czasu... dużo czasu. Mężczyzna miał jeszcze wiele do zrobienia, a czas płynął nieubłaganie. W jego głowie od paru dni błąkała się jedna, cudowna myśl. Myśl mówiąca mu, że jest o krok od bycia całkowicie niepokonanym.

Wszystkie plany hybrydy sprowadzały się bowiem do jego największego pragnienia - by nareszcie stać się tak potężnym, by nikt, absolutnie nikt, nie mógł mu już w żaden sposób zaszkodzić. Każdy kolejny dzień od poznania Alice coraz bardziej przybliżał go do spełnienia tego marzenia. Dziewczyna, a raczej jej niezwykła bransoletka, była kluczem, którego tak długo szukał. Chociaż pomimo specjalnego zainteresowania ozdobą nastolatki, mężczyzna musiał przyznać, że młoda King nie jest mu całkowicie obojętna. ,,Ona też jakoś się przyda" - powtarzał sobie, stopniowo wprowadzając w życie swój plan.

Czarownice, czyli gatunek władający magią, który od bardzo nienawidził wampirów, od wieków był największym wrogiem pierwotnego. Tylko one były w stanie się z nim mierzyć. Te zdradzieckie kreatury, które tłumaczyły wszystko zachowywaniem równowagi, zawsze trzymały się w grupie i potrafiły skutecznie pokrzyżować jakiekolwiek plany. Dotychczas jeszcze żaden wampir nie poskromił czarownic. Nawet najpotężniejsza istota na tej planecie, jaką bezapelacyjnie był Klaus, była bezsilna wobec ich zaklęć.

Klaus nie bał się czarownic. Był przecież nieśmiertelną, pierwotną hybrydą, o wiele potężniejszą od nich. Jednak magia wiele razy zaszła mu za skórę. A kto zachodził za skórę Klausowi Mikaelsonowi, zawsze tego żałował.

Teraz mężczyzna wreszcie miał okazję się zemścić. Bransoletka Alice mogła dać mu to, czego zawsze mu brakowało, by pozbyć się czarownic raz, na zawsze - odporności na ich zaklęcia. Pierwotny przeglądał stare księgi rodzinne, mając nadzieję, że znajdzie w nich jakieś wiadomości o sabacie z Appalachów i tajemniczej bransoletce.

Poszukiwania tak go pochłonęły, że nie zauważył, że ktoś wszedł do pokoju.

- Niklaus - warknął Elijah, skanując brata wściekłym wzrokiem. - Co ty, do diabła, wyprawiasz?

Blondyn zirytowany podniósł wzrok znad lektury. W euforii prawie zapomniał, że na plecach wciąż niósł ciężar, jakim były pacyfistyczne zamiłowania jego starszego brata.

- O co ci chodzi? - burknął. - Czytam w spokoju książki. To chyba nie problem?

- Nie udawaj głupiego! - Elijah aż zapowietrzył się na ignorancję hybrydy. - Dlaczego zamordowałeś kolejne czarownice!? Bracie, czy zdajesz sobie sprawę, że Twoje zachowanie wywołuje wojnę między dwoma społecznościami? Nie możesz wykorzystywać mocy bransoletki w taki sposób!

Klaus ze zniecierpliwieniem przewrócił oczami.

- To wojna między mną, a resztą marnego świata śmiertelników. - stwierdził zarozumiale, przenosząc wzrok z Elijah z powrotem na czytaną wcześniej książkę. - Zresztą, dobrze wiesz, że wszystko mam przemyślane. Dotrzymałem obietnicy i przedstawiłem mój plan. Przecież ci tłumaczyłem, że musiałem wywołać strach wśród wroga, aby panika i instynkt przeżycia wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem. A teraz zostaw mnie i daj pracować w spokoju.

- Nie - wycedził Elijah. - Nie będziesz działać w taki sposób! Musisz przeprosić sabat, aby zapobiec wojnie.

Blondyn westchnął ciężko i wstał ze swojego miejsca. Spokojnym krokiem podszedł do brata i położył mu dłoń na ramieniu.

- Mój drogi Elijah... - powiedział czule. - Dobrze wiesz, jak bardzo cię cenię. Przykro mi, że tak mnie zawodzisz.

- Przestań zgrywać świętoszka, Klaus! Ja...

- Nawet własny brat jest przeciwko mnie - westchnął teatralnie blondyn, nie dając Elijah dojść do słowa. - To na prawdę przygnębiające.

Elijah spojrzał na niego surowo, z zamiarem wygłoszenia kolejnego, braterskiego kazania, ale natychmiast zamarł, kiedy Klaus sięgnął do kieszeni kurtki, wyciągając z niej niewielki, srebrny sztylet.

Widać było, że Elijah zamierza zrobić jakiś ruch, ale hybryda nie dał mu czasu na reakcję. Nie minęła nawet sekunda, a srebrny sztylet został brutalnie wbity w pierś ofiary.

- Przepraszam, bracie - wyszeptał Klaus. - Pokonam czarownice i ich magię raz na zawsze, a wtedy będziemy naprawdę niezwyciężeni. Gdy się obudzisz, jeszcze mi podziękujesz...

Gdy tylko blondyn powiedział ostatnie słowo w tym wzruszającym pożegnaniu, Elijah znieruchomiał i opadł bezwładnie na podłogę.

Splamieni krwią 1: Tu jestem, człowieczku  | Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz