Bum.
Kolejne martwe ciało upadło na podłogę i z głuchym odgłosem dołączyło to sterty reszty, powiększając ją. Około piętnastu, zakrwawionych i rozszarpanych zwłok leżało na środku dużego pokoju. Piękne, ozdobione ściany były ubrudzone szkarłatną cieczą, tworząc atmosferę godną horroru. W pomieszczeniu nie było żadnej żywej duszy.
Była natomiast dusza martwa, ale wciąż funkcjonująca. Dusza nieśmiertelnego, przyczyny całej tragedii, która się tu rozegrała. Blondyn z lekkim zarostem i rozbrajającym, chłopięcym uśmiechem stał, zadowolony z siebie, tuż obok przerażającego stosu.
Mężczyzna rozejrzał się dookoła. Długo planował, jak ta chwila się potoczy. Wszystko wyszło idealnie. Zero świadków, zero ofiar pozostałych przy życiu, przerażenie, które zapanuje w społeczeństwie... Za parę godzin ktoś odkryje masakrę, ale on będzie już wtedy daleko, bardzo daleko... Chociaż akurat o fakt, że ktoś dowie się, że to on zamordował tych ludzi się nie martwił. Ci, którzy mieli wiedzieć, wiedzieli. Masowe morderstwa osób, które publicznie mu podpadły były jego znakiem rozpoznawczym.
Martwi leżący na marmurowej posadce byli ważnymi osobistościami zarówno w świecie wampirów, jak i w świecie ludzi. Była to rodzina o nazwisku Cartwright. Każdy człowiek znał ich jako poprawnych obywateli Nowego Yorku, wpłacających miliony na organizacje charytatywne. Niewiele jednak wiedziało, o ich wampirzej naturze. Gdy tylko zapadał mrok, zmieniali się w bestie wysysające krew. Można było ich nazwać płatnymi zabójcami. Jeśli miałeś z kimkolwiek problemy, wystarczyło, że zadzwonisz i zaoferujesz odpowiednią gotówkę. Robota była wykonywana już na następny dzień, a twój wróg zwyczajnie znikał z powierzchni Ziemi.
Klaus Mikaelson zawsze ich nie lubił, ale nie wtrącał się w ich interesy. Nie szkodziły mu. Zmieniło się to dopiero w momencie, w którym zlecenia dotyczące zamordowania jego osoby zaczęły stawiać się porządkiem dziennym. Co prawda Cartwrightowie grzecznie odmawiali takich propozycji, przekazując wszystkim, że przyjmują każde zlecenie, z jednym, oczywistym wyjątkiem. Z czasem jednak zaczęły pojawiać się plotki. Śmiertelni wrogowie Klausa popadali w obsesję, zarzucali rodzinie, że nie jest porządna i nie daje im tego, czego chcą. Cartwrightów to frustrowało. W końcu, parędziesiąt lat temu, postanowili uknuć spisek i zabić pierwotną hybrydę. Oczywiście, daremnie.
Klaus natychmiast się nimi zajął. Znalazł ich prawie od razu, kiedy przerażeni próbowali uciekać z kraju. Oszczędził ich jednak. Nie załatwił wszystkiego, jak należy. To były czasy, w których otumaniła go rodzina i chwilowa miłość. Był taki głupi...
Dzisiaj był wściekły, musiał się wyżyć na czymkolwiek. Pragnął rozlać krew, widzieć strach w oczach ofiary, słuchać błagań i rozpaczliwego bicia serca. Przypomniał sobie rodzinę Cartwrightów i niezałatwioną sprawę, którą do nich ma, idiotyczną chwilę słabości, w której się nad nimi ulitował. Już nie był słaby. Nigdy więcej.
,,A jednak uciekłeś" - pisnął głosik w jego głowie, uciążliwe sumienie, które jakimś cudem, po tylu latach okrucieństw, czasami u niego wracało. Warknął w nagłym gniewie i kopnął stos zwłok przed swoimi stopami.
- To ja wywołuje strach! To ja jestem nieuchwytnym potworem! - krzyknął z furią.
Od dzieciństwa prześladowała go wizja własnej słabości. Od najmłodszych lat był upokarzany i burzony, kawałek po kawałku. Na końcu jednak, kiedy mógł wyjść na prostą, stać się w pewnym sensie dobrym, nie pozwolił na to. Dzieło własnego zniszczenia dokończył sam. Zdecydował, że lepiej będzie nie czuć, że zafunduje całemu światu taki koszmar, jaki zafundowało mu dzieciństwo.
A jednak złamał swoje zasady. Nie rozumiał dlaczego, ale Alice King, której tak potwornie i w swoim stylu się pozbył, ciągle siedziała w jego głowie. Miała w sobie coś, czego brakowało mu we wszystkich ludziach, czy wampirach. Czasem nawet w sobie samym... Wiedział jednak, że nie może się do niej zbliżyć. Nie chciał pozwolić, by ktoś ją skrzywdził, bał się tego, a zadając się z nim nie uniknęłaby tego losu. Mając tylu wrogów był skazany na samotność...
CZYTASZ
Splamieni krwią 1: Tu jestem, człowieczku | Klaus Mikaelson
Vampiros,, - Jesteś człowiekiem - kontynuowała blondynka, nie kryjąc zaskoczenia. - Mój brat omija towarzystwo ludzi... Jedyne, co z nimi robi, to ich zabija, a ty stoisz tu sobie z nim, zwyczajnie rozmawiając...'' Alice King to zwykła dziewiętnastolatka ze...