EPILOG

2.4K 126 24
                                    

Uwaga!

Ten rozdział zawiera treści 16+
Jeśli urażają cię sceny stosunku, przerwij czytanie w miejscu oznaczonym gwiazdkami i zacznij przy kolejnych gwiazdkach. Ten "gwiazdkowy" fragment nie zmienia niczego w fabule książki.

--------------------------------------------------

Był ciepły poranek lipca. Mała uliczka o dźwięcznej nazwie Victoria Street niczym nie różniła się od innych, podobnych sobie, pobocznych uliczek w Chicago. Panował tam spokój i cisza, nie widać było żadnej żywej duszy - w sobotę wyjątkowo zgodni mieszkańcy lubili się wyspać. Spokój nie trwał jednak za długo. Równo o godzinie szóstej, na uliczce zaczęli pojawiać się dziwni ludzie. Na głowach mieli kaptury i, mimo dobrej pogody, ciepło wyglądające kurtki. Nowoprzybyli powoli zajmowali całą długość Victoria Street. Rozmawiali szeptem i rozglądali się we wszystkie strony. Wydawali się na kogoś czekać.

W końcu powietrzu rozległ się delikatny, choć doskonale słyszalny syk. Tuż przed kolumną tajemniczych, zakapturzonych ludzi pojawiła się kolejna osoba. Wolnym krokiem podeszła do zgromadzonych i zatrzymała się tuż przed pierwszą osobą w czołowym szeregu. Przyglądała się jej przez chwilę, ona przyglądała się jej. W końcu podmiot zainteresowania nowoprzybyłego człowieka ściągnął z głowy kaptur, ukazując twarz. 

Była to starsza kobieta o delikatnym wyrazie twarzy i łagodnych rysach. Jednak delikatny wyraz twarzy natychmiast zniknął, widząc, kto zaszczycił uliczkę swoją obecnością.

- Nie jesteś Davidem - wyszeptała, w akompaniamencie zaniepokojonych szeptów reszty zakapturzonych ludzi.

Nowoprzybyły wybuchnął śmiechem.

- Nie jestem - potwierdził.

Jeszcze raz prychnął śmiechem i zrobił parę kroków wzdłuż pierwszego rzędu tajemniczego zgromadzenia.

- Pozwólcie w takim razie, że się przedstawię - dodał. - Nazywam się Klaus Mikaelson.

Tłum zafalował. Szepty przerodziły się w podniesione głosy, a nawet krzyki przerażenia i niedowierzenia. Parę osób zaczęło się delikatnie wycofywać.

- Mówiłem chyba kiedyś, że nieznajomość mojego imienia wiąże się ze śmiercią - stwierdził doniośle Klaus, wpatrując się z namysłem w niebo. - Czyż nie?

- Coś mi świta - odpowiedział inny, kobiecy głos, dobiegający gdzieś z góry.

Zakapturzeni ludzie rozejrzeli się ze zdziwieniem, szukając źródła tego głosu. Na dachu jednego z rodzinnie wyglądających domków przy Victoria Street stała młoda dziewczyna. Gdy zdała sobie sprawę, że wszyscy ją zauważyli, zeskoczyła ze swojego miejsca na ziemię, tuż obok Klausa.

- W tej sytuacji to zdanie pasuje idealnie - dodała z szerokim uśmiechem.

Klaus ponownie się zaśmiał. Dziewczyna uśmiechnęła się. Lubiła, kiedy się śmiał. Wyglądał wtedy tak pozornie niewinnie. Zakapturzonym ludziom wcale nie było do śmiechu. Coraz więcej z nich zaczęło cofać się strachliwie z głąb uliczki. Jednak źródło ich strachu nie chciało pozwolić im uciec. W zaskakująco szybkim tempie zastąpili im drogę.

- Nie tak prędko - burknęła dziewczyna.

Kobieta, z którą przed chwilą rozmawiali, zadrżała lekko.

- Czego od nas chcecie? - spytała, starając się brzmieć pewnie. - Co zrobiliście z Davidem?

Intruzi spojrzeli po sobie z uśmiechem. Milczeli przez chwilę. W końcu Klaus odwrócił wzrok od towarzyszki i ponownie zaszczycił uwagą kobietę z, zdjętym już, kapturem.

Splamieni krwią 1: Tu jestem, człowieczku  | Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz