ROZDZIAŁ 37 - ,,Duży, zły wilk"

1.8K 109 27
                                    

- W czym mogę służyć? - rozległ się irytująco przesłodzony głos kelnerki.

Klaus westchnął cicho i spojrzał na kartę. Nie miał apetytu na ludzkie jedzenie, ale przyszedł tu, aby zabić czas. Ostatnia doba była dla niego wyjątkowo ciężka. Bolesne wspomnienia wróciły, a rana po nich się otworzyła. Nie miał siły na nic. Nie był nawet zdenerwowany. W przeciwnym razie wymordowany paręnaście osób i od razu spojrzałby na świat w jaśniejszych barwach. Teraz jednak nie czuł potrzeby rozlewu krwi. Czuł smutek, który bezlitośnie ściskał jego serce.

Od jego rozmowy z Alice minęły równo dwadzieścia cztery godziny. Od tego czasu na niczym nie potrafił się skupić. W jego głowie wciąż był żal za takie ostre potraktowanie nastolatki. Ta przepowiednia, o której mu powiedziała i historia wioski... Nie wiedział, co o tym myśleć. Proroctwo wciąż wydawało mu się absurdalne, ale powoli zaczął patrzeć na nie trochę inaczej. Zawsze wiedział, że Alice była wyjątkowa. To nie mógł być przypadek.

Potrzasnął gwałtownie głową. Nie mógł w ogóle o tym myśleć. Nie mógł spotkać się z Mikaelem, ale nie dlatego, że był słaby... Westchnął głośno. Słowa Alice znowu zabrzęczały mu w uszach. ,,Jesteś słaby, słaby, słaby" - krzyczała mentalna nastolatka.

- Proszę pana? Zdecydował się pan na coś? - zaszczebiotała ponownie kelnerka.

Pierwotny drgnął i odsunął od siebie kartę.

- Nie - burknął, spoglądając kobiecie prosto w oczy. - Chciałbym jednak, byś w tej chwili się zamknęła, poszła do toalety i siedziała tam cicho do końca dnia. Tak będzie lepiej.

Kelnerka zamrugała z konsternacją. Po chwili uśmiechnęła się sztucznie i bez słowa odeszła. Klaus prychnął kpiąco i wstał z krzesła. Chciał wyjechać z tego miasta. Miał już go dość. ,,Może do Tokio?" - zaśmiał się w myślach, z zamiarem opuszczenia restauracji. Przeszkodziła mu w tym jednak inna kobieta. Szła niepewnie przed siebie, nieprzytomnym wzrokiem błądząc po osobach siedzących przy stolikach. Kiedy wpadła na Klausa, wzdrygnęła się i tępo mu się przyjrzała. W końcu na jej ustach pojawił się uśmiech zadowolenia.

- Nazywa się pan Niklaus? - spytała wesoło hybrydę, który ledwo powstrzymywał się, by jej nie rozszarpać.

- Klaus - poprawił ją oschle.

- Oczywiście - zaśmiała się głupio nieznajoma, zupełnie nie spodziewając się intencji pierwotnego. - Mam dla pana wiadomość.

- Wiadomość? - powtórzył kpiąco blondyn. - Cóż chciałaby mi pani powiedzieć?

Kobieta zawahała się na chwile. W końcu jednak zaszczyciła rozmówcę tym samym, niewidzącym spojrzeniem.

- Masz stawić się o punkt dwudziestej drugiej przed willą, w której zamordowałeś Cartwrightów. Jeśli tego nie zrobisz, i tak cię znajdę, chłopacze. Mikael - wyrecytowała na jednym wydechu.

Klaus zamarł. Ostatnie słowo wypowiedziane przez nieznajomą kuło go w uszy. Otworzył szeroko oczy i mimowolnie ruszał ustami, nie mogąc wydusić słowa. Tymczasem kobieta nie zwracała uwagi na szok blondyna spowodowany jej wiadomością. Jak gdyby nigdy nic, wyciągnęła z kieszeni nóż i beztrosko przeciągnęła nim po swoim gardle. W akompaniamencie przerażonych okrzyków innych ludzi znajdujących się w restauracji, runęła bez życia na ziemię. Klaus przyjrzał się jej bezuczuciowo. ,,Perswazja" - pomyślał ze złością. - ,,Jakie to urocze". Bez zbędnych słów wyszedł z pomieszczenia, nie oglądając się na wołających go, oburzonych i przestraszonych świadków śmierci.

Mikael był w Nowym Yorku. Mikael żył, miał się dobrze i planował jego śmierć. Klaus zaklął cicho. Żałował, że pokłócił się z Elijah. Z bratem u boku łatwiej byłoby mu stawić czoła ojczymowi. Teraz niestety musiał poradzić sobie sam. Mimo to, zamierzał pójść na to spotkanie i raz na zawsze skończyć z demonem przeszłości, jakim był Mikael. Przez te paręnaście lat, kiedy ojczym nie dawał znaku życia, miał nadzieję, że problem się rozwiązał. Dopiero dwa miesiące temu, podczas wyprawy w Appalachy z Alice, kiedy zobaczył "M" na ścianie budynku i usłyszał słowa "Ból to słabość" w ulubionym języku Mikaela, łacińskim, zdał sobie sprawę, że problem nie zniknął. Jednak wtedy zareagował pod wpływem emocji, które zwykle towarzyszyły mu przy spotkaniach z ojczymem. Nigdy więcej. Teraz był silniejszy. Był hybrydą. Lata temu pokonał klątwę, jaką rzuciła na niego zdradziecka matka pod wpływem podłego ojczyma. Pokonał ich i ich niecne plany.

Splamieni krwią 1: Tu jestem, człowieczku  | Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz