ROZDZIAŁ 4 - ,,To była rzeź"

3.4K 138 4
                                    

Budząc się rano, całe ciało Alice krzyczało - "To dziś!''. Dziewczyna nie potrafiła opanować podekscytowania. Perspektywa poznania zagadki Niklausa napędzała ją do działania. Wysprzątała cały dom, umyła podłogi i okna - energia z niej emanowała. Na szczęście rodzice wyszli wcześnie do pracy i nie musiała wyjaśniać, dlaczego jest taka pobudzona. Nienawidziła się tłumaczyć, bo robiąc to, zawsze czuła się czemuś winna.

O osiemnastej trzydzieści dziewczyna znowu zaczęła mieć wątpliwości. Myśl, że może się zbłaźnić nie dawała jej spokoju. ,,Raz kozie śmierć'' - pomyślała w końcu, wychodząc z domu. Wiedziała, że jeśli nie pójdzie na to spotkanie, będzie tego długo żałować.

Do baru dotarła parę minut przed czasem. Dookoła panował spokój, ale w środku budynku było nienaturalnie dużo ludzi, jak na tak stosunkowo wczesną porę. Sprawiali oni wrażenie trochę poddenerwowanych. Rozglądali się nerwowo na boki i rzucali sobie zaniepokojone spojrzenia.

W samym kącie baru siedziało razem dwoje takich ludzi - kobieta i mężczyzna. Jako jedyni rozmawiali ze sobą. Zaciekawiona Alice postanowiła, że usiądzie obok nich i podsłucha, o czym mówią.

- Jack, spokojnie - szepnęła kobieta. - Obiecał, że przyjdzie sam. To tylko jeden wampir, choćby nie wiadomo jak potężny, poradzimy sobie!

Alice zamrugała z konsternacją, powoli analizując wypowiedź kobiety. ,,Wampir? O czym ta obłąkana mówi?'' - nie mogła uwierzyć własnym uszom. Mimowolnie przewróciła oczami z irytacją, plując sobie w brodę na własną naiwność. Ten cały Klaus na pewno robi sobie z niej żarty. ,,Wampiry... Bardzo kreatywnie" - zakpiła z niego w duchu, kręcąc się z zażenowania na krześle.

- Nie wampir, Kate, tylko hybryda - odpowiedź mężczyzny, który wyraźnie nie podzielał optymizmu towarzyszki, wyrwała ją z zamyślenia. -  Zresztą, ja mu nie ufam! Nie jest chyba znany ze szlachetności... Siedzenie tutaj to samobójstwo!

Kobieta siedząca obok niego zapowietrzyła się lekko na jego słowa.

- Nic nie rozumiesz! - podniosła lekko głos. - Klaus Mikaelson i jego rodzina zagraża społeczności czarownic i czarodziejów, a to dziecko to jego jedyny słaby punkt. Musimy działać i pokazać, że nie jesteśmy łatwym celem!

Irytacja Alice z każdym kolejnym słowem tajemniczej pary jedynie się powiększała. Bredzili totalnie od rzeczy! Przeklinając się za naiwność w stosunku do Klausa, zdecydowała się wyjść i natychmiast o nim zapomnieć. Był przystojny, charyzmatyczny, tajemniczy i wydawał się być kimś, na kogo przez te wszystkie lata czekała, w nadziei że odmieni jej szarą rzeczywistość, jednak wspominki pary na temat wampirów czy choćby czarownic, szybko wybiły jej z głowy próby nawiązania z nim bliższego kontaktu. Z przykrością stwierdziła, że mężczyzna od początku robił sobie z niej żarty. Nie wiedziała dlaczego, ale... Zabolało.

Nagle drzwi do baru otworzyły się z hukiem, a oczom zebranych ukazał się Klaus. Założył ręce na piersi i z szerokim uśmiechem na ustach omiótł wzrokiem pomieszczenie. Za nim, jak cień, wyłonił się Elijah.

Alice natychmiast zamarła, opadając z powrotem na krzesło, z którego przed chwilą się podniosła. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że jej serce bije jak oszalałe, tak, że aż rozbolała ją klatka piersiowa. Krzywiąc się, złapała się w tamtym miejscu, próbując odgonić ból. Dlaczego jej wyczucie czasu jeśli chodziło o tego blondyna, zawsze było takie beznadziejne?

Parę z siedzących zerwało się z oburzeniem ze swoich miejsc.

- Tyle warte są obietnice Mikaelsonów! - krzyknął jeden z nich, wbijając w Elijah wściekłe i pełne niedowierzania spojrzenie.

Splamieni krwią 1: Tu jestem, człowieczku  | Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz