16

3.3K 142 0
                                        

Nigdy nie zastanawiałam się nad tym czy jestem wystarczająco dobra, żeby zła część mojej natury nie ukazywała się zbyt często. Nigdy nie myślałam o tym, że z łatwością będzie mi przychodzić odbieranie komuś ostatniego tchu, a tak było.
Nie byłam dobra, ale kto był tak naprawdę? Wszyscy mieliśmy coś na swoim sumieniu, ludzie nazywali nas potworami, na podstawie historii, ponieważ się doczytali gdzieś, że pozbyliśmy kogoś życia. Nie zwracali jednak uwagi, że to oni na nas polowali, że podpalali lasy, żeby nas wykurzyć z nich oraz wycinali je. Palili kobiety uważane za czerownice  na stosie, a one zgadzały się na to oddając życie za mnie, licząc, że je teraz przywrócę, podczas gdy ja nie miałam jeszcze pojęcia jak to zrobić.
Westchnęłam i przewróciłam się na drugi bok w łóżku nie mogąc zasnąć.
Była trzecia w nocy, a ja ciągle nie potrafiłam sobie poradzić ze słowami Malcolma, które rozbrzmiewały w mojej głowie. Dodatkowo nie mogłam przestać myśleć o Isaacu, o uczuciu, którego doznałam na sercu, przyjemne ciepło rozchodzące się po moim ciele kiedy spojrzałam w jego stronę. W tym wszystkim późniejsze słowa, które wypowiedział przed przyjściem mojego mate. Czułam się zagubiona, a to zagubienie powodowało, że czułam się słaba.
Wstałam z łóżka powoli, zabrałam koc, którym się owinęłam i postanowiłam wyjść na werandę.
W domu głównym panowała cisza, mimo że kilka wilkołaków się tutaj kręciło, w szczególności koło lochów, gdzie pilnowano czarownicy. Każdy przywitał się ze mną, żeby później na nowo oddać się swoim zadaniom.
Wyszłam na zewnątrz i na moje szczęście lub nieszczęście zobaczyłam Isaaca, który siedział na schodach i rozmyślał nad czymś. Usiadłam obok niego i oparłam głowę o jego ramię.

- Nie możesz spać, księżniczko? - spojrzał na mnie i pocałował mnie w czoło przytulając do siebie, żeby było mi cieplej.

- Mam za duży bałagan w głowie. - westchnęłam i wtuliłam się w niego.

- Mogę Ci jakoś pomóc go poukładać?

- Chyba muszę się z tym zmierzyć sama, ale jest dużo lepiej, bo mogę się przytulić.

- Malcolm cię nie przytula? Przecież śpicie razem.

- Malcolm nie jest zbytnio przytulaśnym mężczyzną.

- Do mnie zawsze możesz przyjść, promyczku. - pocałował mnie w głowę, a później zaczął gładzić mi włosy.

- Wszystko się spieprzyło, Isaac. Jestem zmęczona, zagubiona i czuję się bezsilna. Mam dość tej przepowiedni, chciałabym wrócić do domu i żyć jak kiedyś.

- Bez Malcolma?

Nie odpowiedziałam, ponieważ wiedziałam, że liczy na fakt, że powiem, że bez niego. Jednak ja chciałam Malcolma, bez względu na jego rzadki przekaz uczuć w moją stronę, a raczej dość mały jak na przeznaczonych. Moje serce rwało się do niego praktycznie co chwilę, potrzebowałam go mimo wszystko.

- Chciałabym móc normalnie założyć rodzinę, być szczęśliwa w malutkim domku gdzieś blisko lasu, mieć pracę, ogródek i to wszystko, o czym marzy każdy wilkołak. Nie myśleć o tym, czy ktoś nie czeka, żeby pozbyć mnie życia, czy ktoś nie będzie chciał skrzywdzić mojej rodziny, czy ktoś mnie nie podsłuchuje..

- Ale skarbie, masz normalne życie, tylko troszkę inaczej, nie uciekniesz od tego, bo jesteś Luną. Matką stada i najważniejszą kobietą w watasze. Rozumiem, że chciałabyś odpocząć od tego wszystkiego związanego z przepowiednią, ale nie wrócisz już do przeszłości, swojego mieszkania i pracy. Tamta część, to tylko wspomnienia, a teraz tworzysz nowe, które opowiesz swoim dzieciom. Nie bez powodu mówi się, że życie zmiennego dzieli się na dwa, te przed poznaniem tego jedynego i po tym.

Skinęłam tylko głową i siedziałam jeszcze jakiś czas z Isaaciem na werandzie w ciszy, kiedy nagle przybiegł z lasu zmęczony Connor.
Podniosłam się widząc, że jest jednocześnie przerażony i zły.

Pod Osłoną NiebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz