13

3.7K 213 10
                                        

Gwiazdki motywują, a komentarze jeszcze bardziej.

_______

Byłam zdenerwowana tym wszystkim co się dzieje. Wiedziałam, że między mną i Malcolmem i tak wszystko będzie w porządku, przynajmniej taką miałam nadzieję. Ten mężczyzna był nieobliczalny, ale widziałam też, że uparty i gdy chodzi o jego ego to będzie w stanie mnie tutaj zostawić i wyjechać. Zapragnęłam znaleźć się w domu i wtedy kolejny raz nie wiem jakim cudem pokonałam w ciągu sekundy odległość z tamtego miejsca w lesie do domu. Kilka metrów przede mną stał Jasper, który skończył rozmawiać z kimś przez telefon zaraz gdy się pojawiłam. Przejechałam palcami po włosach w nerwowym geście i spojrzałam na niego.

- Marie, wszystko w porządku?

- Zbierz wszystkich do salonu.

- Jak? - spojrzał na mnie jak na kretynkę prawdopodobnie z faktu, że kilku zmiennych było właśnie na patrolu.

- Nie interesuje mnie jak to zrobisz, Jasper - warknęłam zirytowana i czułam jak kolor moich oczu się zmienia, przez co od razu się spłoszył. - Chcę widzieć wszystkich w salonie za trzydzieści minut, łącznie z twoim bratem i jeśli ty go nie przyciągniesz, to ja to zrobię siłą.

Nie czekałam na odpowiedź od razu udałam się do środka w ekspresowym tempie. Rozpięłam bluzę i poszłam do kuchni, gdzie wyciągnęłam szklankę z szafki, żeby później nalać do niej wody. Słyszałam jak każdy zbiera się do salonu i czułam też zapach Malcolma oraz słyszałam jego ciężki zdenerwowany chód. Dlatego gdy po jakimś czasie udałam się do salonu i był tam już każdy unikałam jego wzroku. Spojrzałam na Isaaca i to na nim starałam się skupić. Na jego błyszczących i zaciekawionych oczach, lśniących włosach oraz przystojnej twarzy.

- Więc? Powiesz po co tak nagle chciałaś nas wszystkich tutaj zebrać? - zaczął Malcolm, a ja nie przeniosłam wzroku na niego tylko przyjechałam nim po reszcie wilkołaków.

- Zamilknij, Malcolmie - spotkałam się z nim wzrokiem na zaledwie sekundę.

- Z całym szacunkiem, Luno - powiedział Connor - Ale obowiązki wzywają, trzeba nadal patrolować teren.

- Nie, już nie będziemy go patrolować. Koniec tego wszystkiego. Chyba zapomnieliśmy kim jesteśmy i najwyższa pora sobie przypomnieć.

Widziałam, że Isaac rozumie do czego dążę. Znał mnie na wylot i nie potrzebowaliśmy słów, żeby domyślić się o co komu chodzi. To dlatego byłam z nim tak blisko, ufałam mu i miałam świadomość, że nigdy mnie nie zostawi gdy będę potrzebować pomocy. W dodatku poprze mnie, jeśli będzie trzeba, ale zacznie spokojną dyskusję kiedy coś będzie uważał za błędne.

- Gdzie nasza siła, odwaga, spryt? Gdzie podziała się walka o swoje i bycie nieustraszonymi? - rozejrzałam się po wszystkich, a Malcolm w tym czasie skrzyżował ręce na klatce piersiowej i patrzył na mnie z wyższością - Boimy się jakiś krwiopijców? Wygnańców? Jesteśmy od nich dużo lepsi pod każdym względem, to oni powinni bać się nas.
To my, nie raz pokazywaliśmy wampirom gdzie ich miejsce w hierarchii, to my, potrafimy z łatwością pozbyć ich serca, czy skręcić ich kark. To nasze ugryzienie jest dla nich śmiertelne. Nasza krew działa na nich jak trucizna, dlatego nawet nie mogą się do nas przyssać. A wygnańcy? Co oni mogą zrobić? Przekroczyć granice i zaryzykować własne życie przed radą? Chowamy się tutaj, uciekamy jak tchórze zamiast pokazać swoją siłę.

- Do czego dążysz, Marie? - zapytał Isaac.

- Wracamy do domów.

Te słowa przyjęły się z wielkim poparciem zmiennych. Oczywiście po za moim przeznaczonym, każdy był zadowolony, poza Malcolmem, który gdy to usłyszał najeżył się jak kot. Jednak zignorowałam to i oznajmiłam, że wieczorem wyjeżdżamy, po czym poszłam do pokoju, żeby się spakować. Słyszałam głośne i ciężkie kroki za sobą, doskonale zdawałam sobie sprawę kto za mną idzie. Weszłam do pokoju, a on chwilkę później wszedł za mną.
Starałam się nie skupiać na jego zapachu i na tym, że czułam jego wzrok na sobie, ale to było ciężkie. W szczególności, że gdy podeszłam do szafy zostałam przez niego obrócona do siebie i podniesiona. Czułam mocny ucisk jego dużych dłoni na moich udach. Oplotłam ręce wokół jego szyi, żeby nie upaść na tyłek i spojrzałam mu w oczy. Gniew ciągle w nim był i nie chciał sobie odpuścić.

Pod Osłoną NiebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz