Kiedy znaleźliśmy się w domu głównym poszłam wziąć długą kąpiel. Napełniłam wannę wodą i po tym jak ściągnęłam wszystkie ubrania, weszłam do niej. Rozkoszowałam się ciepłem, ale jakiś czas później wyszłam, ubrałam się w dżinsy i czarną koszulkę na długi rękaw. Przetarłam zaparowane lustro i przeraziłam się swoim widokiem.
Moje włosy były czarne, cholernie czarne, a tęczówki stały się stalowe.
Przerażona zaczęłam suszyć moje włosy i przyglądałam się sobie nie wierząc, że to moje odbicie w lustrze.
Później pomalowałam rzęsy i przejechałam pomadką po ustach, a następnie wyszłam z łazienki. Za drzwiami czekał Malcolm i przez moment jego wzrok badał dokładnie moje ubranie, ale niedługo potem złapał mnie za rękę i szedł ze mną na dół.- Gdzie idziemy? - zapytałam niepewnie i złapałam mocniej jego dłoń.
- Do mojego gabinetu, porozmawiać tak, żeby nikt nie słyszał - odpowiedział chłodno.
Już nie miałam doczynienia z mężczyzną, który cieszył się, że mnie znalazł. Tym, którego mój widok poruszył i jednocześnie martwiła moja nieobecność. Ten Malcolm Diogenes Gabriel Bloodmoon miał gdzieś co poczuję i jaki będzie ton jego głosu.
Chciał budzić respekt i nie zbliżać się za bardzo do innych, dlatego zabrałam jednak dłoń i szłam za nim do gabinetu. Była w nim Josephine i starsza pani, która miała gdzieś około siedemdziesiąt lat, prawdopodobnie babcia mojego mate, co potwierdziło się gdy przedstawił nam sobie.
Widziałam jak obie kobiety przyglądały mi się dokładnie i ze zdziwieniem.- Marie, co się stało gdy uciekłaś Williamowi?
- Nie uciekłam mu, po prostu.. Zgubiłam go, a potem siebie - westchnęłam cicho i poprawiłam włosy za ucho.
- No dobrze, ale opowiedz co robiłaś w lesie przez tyle czasu - zaczęła starsza, a Malcolm tylko wysłuchując aż coś powiem wyciągnął szklankę i nalał sobie bursztynowej cieczy.
- Zabłądziłam, szukając drogi powrotnej znalazłam się nad Jeziorem Błękitu Nieba, była pełnia więc ciągnęło mnie do niego, rozebrałam się i weszłam. Woda była przyjemnie ciepła, a gdy wyszłam z niej po jakimś czasie, przemieniłam się i zasnęłam. Obudziłam się dzisiaj spotykając jakąś kobietę.
- Kobietę? Jak wyglądała? Mówiła coś?
- Przypomniała lekko elfkę, jednak zapach był inny, miałam wrażenie, że jest zmienną, ale jednocześnie kimś ponad. Budziła respekt, ale też i czułam od niej matczyną miłość. Chciałam zapytać kim jest, ale miałam wrażenie, że jest mi bliższa niż mi się wydawało.
Na chwilę kobiety zamilkły, patrzyły na siebie, a Malcolm patrzył na coś za mną. Miałam wrażenie, że cały jest spięty i gdy zaciskał palce na szkle, ono zaraz pęknie. Był skupiony, a jednocześnie miałam wrażenie, że jego spokój jest burzony przez rozdrażnienie spowodowane sytuacją.
- Powiedziała, że jestem godna jakiegoś daru, będę dobrą Luną i doprowadzę watahę do zwycięstwa. Spełnić przeznaczenie i ocalić to co jeszcze nie stracone oraz przywrócić spokój ludzkich dusz podczas burzy - kontynuowałam i czułam jak zaczynam drzeć z zdenerwowania tym wszystkim.
- Podczas burzy? Mówiła coś więcej o tym słońce? - zapytała mnie matka mężczyzny i podeszła do mnie bliżej.
- Nie, nie rozumiem tego, ale nazwała mnie wojowniczką, silną i niezależną.
Mam sobie poradzić w dniu piekielnym - zadrżałam i poczułam jak chłód przechodzi moje ciało, a wzrok mojego mate jest skupiony na mnie. - Zostałam nazwana Artemidą przez tę kobietę.Kiedy powiedziałam ostatnie zdanie obie kobiety zamieniły się w słup soli, a Malcolm odłożył szklankę i podszedł bliżej. Z emocji moje ciało drżało coraz bardziej, a ja nie potrafiłam go uspokoić. Cała trójka milczała co jeszcze bardziej prowadziło do mojego niepokoju.

CZYTASZ
Pod Osłoną Nieba
Manusia SerigalaKiedy go spotkała nie wiedziała jak się zachować. Jego zapach całkowicie owładnął jej zmysły i ciało. Jednak ona nie chciała się poddać przeznaczeniu, uważała je za słabość i obawiała się co przyniesie. On, Malcolm Diogenes Gabriel Bloodmoon, czyli...