Marie
- Nie możemy tutaj zostać - oznajmił Malcolm, który kolejny raz nalewał sobie bursztynowego alkoholu w swoim gabinecie.
Byłam w tym pomieszczeniu już godzinę, ale może odezwałam się dwa razy. Większość czasu albo siedziałam, albo tak jak teraz stałam patrząc przez okno. Byłam zdenerwowana i miałam wrażenie, że coś we mnie bardzo chce się wydostać. Czułam jak moje kły są wysunięte lekko i gotowe do ewentualnego ataku.
- Gdzie chcesz wyjechać? Chcesz uciekać z kobietą, której zapach jest jak woń afrodyzjaku dla każdego nadnaturalnego? - zapytał zirytowany Isaac.
Zapadła cisza, a ja przyglądałam się drzewom za oknem, które kołysały się do melodii wiatru. Wszystko wydawało się takie spokojne, a jednocześnie takie nie było. Coś wisiało w powietrzu. Wieść o tym, że przepowiednia się dopełnia rozchodziła się po świecie, a my nic nie mogliśmy z tym zrobić.
Odwróciłam się do trójki mężczyzn. Malcolm stał udając opanowanego, ale wewnątrz miał chaos, Isaac był zirytowany i siedział niespokojnie na fotelu oraz William, który opierał się o ścianę i był zamyślony.
W pewnym momencie mój przeznaczony zaczął tracić kontrolę nad własnym gniewem i rzucił pustą już szklanką o ścianę, a ta rozbiła się na drobny mak. Zaciskał szczękę i starał się nie oddać swojemu wilczemu wcieleniu, które prosiło się o uwolnienie odkąd nie mógł spać w nocy. Przejechał nerwowo dłonią po włosach i zwilżył wargi.
- Kurwa - mruknął pod nosem będąc całkowicie rozdrażnionym.
Dłuższy czas trwała cisza, ponieważ żadne z nas nie wiedziało co mogłoby powiedzieć. Malcolm uniósł wzrok i skupił go na moich oczach szukając jakiejkolwiek odpowiedzi na wszystko co się działo. Jednak ja sama ich nie znałam.- Ponad sto kilometrów stąd jest dom, w środku lasu, należał do mojej babci, teraz nikt tam nie mieszka, ale moja siostra o niego dba. Zostałbym tutaj Malcolm, a ty z Marie, Isaaciem i jednym patrolem udałbyś się tam. Wątpię, że szybko was tam znajdą. To stary drewniany dom, po za tym nikt się tam nie zapuszcza, bo jest na odludziu.
- To nie jest głupi pomysł. Tylko musielibyśmy jechać w nocy i zachowywać odstępy kilku kilometrów, żeby nikt nie zwrócił na nas uwagi.
- Pojadę z Isaaciem - odezwałam się po dłuższym czasie, a oni spojrzeli na mnie.
- Słucham? - zapytał Malcolm z nutą złości w głosie.
- Jeśli pojedziesz sam, a ktoś obserwowałby dom to prędzej pomyśli, że jestem z tobą niż w innym aucie. Po za tym będąc razem jesteśmy łatwym celem.
- Ona ma rację, Malcolm - oznajmił Isaac, a mój mężczyzna patrzył na mnie chowając dłonie do kieszeni spodni od garnituru.
- Zostawcie nas samych - powiedziałam, a William i Isaac wyszedł. - Wyjaśnij mi o co chodzi, co do jasnej anielki sprawia, że tracisz nad sobą panowanie?
Mężczyzna zamiast mi odpowiedzieć podszedł do mnie pewnym siebie krokiem. Złapał mnie za policzki i wpił się w moje usta. Jego pocałunki były jak narkotyk, oddłużały mnie i powodowały, że chciałam więcej. W pewnym momencie przeszedł z pocałunkami na szyję łapiąc mnie delikatnie za biodra. Odchyliłam głowę, a on podniósł mnie, tak że musiałam opleść nogi wokół jego brzucha.
- Wytłumacz mi, Malcolm - kolejny raz zamiast jego głosy dostałam czyn.
Ciemnowłosy posadził mnie na drewnianym biurku i stał między moimi nogami patrząc mi w oczy. Później skanował wzrokiem całą moją twarz, a włosy dał mi za ucho.
- Nie potrafię.
- Nie potrafisz?
- Twój zapach doprowadza mnie do szaleństwa. - jego dłonie smyrały moje uda, a usta na nowo błądziły po szyi.

CZYTASZ
Pod Osłoną Nieba
Kurt AdamKiedy go spotkała nie wiedziała jak się zachować. Jego zapach całkowicie owładnął jej zmysły i ciało. Jednak ona nie chciała się poddać przeznaczeniu, uważała je za słabość i obawiała się co przyniesie. On, Malcolm Diogenes Gabriel Bloodmoon, czyli...