Zostawiajacie gwiazdki i komentarze, ponieważ nie mam inaczej motywacji do pisania 🥺🧡
____________
Obudziłam się w nocy słysząc coś niepokojącego na zewnątrz. Myślałam, że to nic wielkiego lub się przesłyszałam, więc odwróciłam się do śpiącego Malcolma i przytuliłam do niego.
- Coś się dzieje ? - zapytał zaspany.
- Po prostu miałam wrażenie, że coś słyszę, ale chyba się przesłyszałam.
- No dobrze. - objął mnie mocniej ramieniem, przyciągając do siebie.
To była pierwsza noc kiedy mogłam się do niego tulić i wiedziałam, że nieostatnia. Potrzebowałam tego od samego początku bycia tutaj. Czułam się bezpiecznie i miałam wrażenie, że jestem w końcu na swoim miejscu. Słyszałam bicie jego serca, które uspokajało mnie, ale wtedy znowu usłyszałam dziwny dźwięk na zewnątrz i kroki po schodach na nasze piętro.
- To tylko Beta - oznajmił dając mi buzi w czoło - Czyli William.
William jest betą? O cholera, mogłam się domyślić. W pewnym momencie mężczyzna podniósł się z łóżka słysząc coś znowu za oknem i wstał, podchodząc do niego, a później cały się spiął.
- O co chodzi? - też chciałam wstać, ale spojrzał na mnie znaczącym wzrokiem.
- Zostajesz w pokoju. Nie wolno ci się stąd ruszyć, rozumiesz?
- Malcolm, jest środek nocy, co się dzieje? - ledwo zdążyłam i to zapytać, a do pokoju wszedł William.
- Alfo, mamy problem. Wokół domu głównego kręcą się wampiry. Zebrałem kilka osób na dole i staramy się zachowywać jak najbardziej cicho, żeby nie zauważyły, że wiemy o ich obecności oraz mamy w okolicy jeden patrol, który czeka w gotowości.
- Wampiry? - zapytałam marszcząc brwi i wstałam z łóżka.
- Will, zaprowadź Lunę do Isaaca.
- Co? Przestań, idę z tobą - zmarszczyłam brwi i założyłam leginsy, a potem jakąś bluzę, tak samo jak on.
Tylko różnica była taka, że on spał w samych dresach, a ja w majtkach i koszulce. Spojrzałam na niego, a on na mnie. Miałam wrażenie, że nie odpuści mi, ale ja też byłam uparta.
Nie dawałam za wygraną.- Marie, nigdzie nie pójdziesz. Zostajesz w budynku. Nie będę cię narażał i zabierał do krwiopijców.
Malcolm
Dwudziestodwulatka patrzyła na mnie gniewnym wzrokiem, ale również pewnym siebie. Nie mogłem się złamać, musiałem dbać o jej bezpieczeństwo, które ona chciała sobie sama odebrać.
- Gdzie czeka Isaac? - zapytałem Williama.
- Na dole z resztą.
- Poczekasz tutaj z Luną, aż nie przyjdzie tutaj i zamieni się z tobą, a ty tu zostajesz na dupie, Marie. - spojrzałem na nią nie oczekując, że odpowie.
Widziałem jak się denerwuje, ale nie miałem czasu na kłócenie się z nią, więc wyszedłem z pokoju. Jej oburzenie było czymś, co mogło teraz tylko pogorszyć sytuację.
Nie rozumiałem, co wampiry miały zamiar zrobić, ale nie mogłem też pozwolić dać się złapać w pułapkę. W ostatnich dniach wiele pijawek kręciło się w pobliżu dlatego kazałem, zwiększyć liczbę wilkołaków na patrolach i zawsze w domu głównym miał ktoś czuwać na zmianę z Williamem, ponieważ ja musiałem być przy Marie. Gdy byłem na dole czekało na mnie dziesięć zmiennych oraz Isaac. Każdy skinął głową na znak szacunku, a ja stanąłem przed nimi.- Słuchajcie plan jest prosty, nie atakujemy dopóki oni tego nie zrobią. Nie możemy się narazić radzie. Po drugie Isaac idziesz pilnować Luny i nie możesz jej pozwolić wyjść do nas. Nie będę narażał mojej przeznaczonej.
- Alfo, problem w tym, że oni prawdopodobnie chcą właśnie jej - oznajmił Ethan.
- Dlatego jej nie dostaną.
Chwilę później Isaac był na górze, a William ze mną. Podchodzili coraz bliżej, co można było łatwo usłyszeć dlatego wyszedłem z domu głównego i zawarczałem donośnie, przez co zatrzymali się. To było pierwsze ostrzeżenie. Ich zapach był mocno wyczuwalny, ale nie drażnił moich nozdrzy, ponieważ przyzwyczaiłem się przez lata do niego.
- Gdzie ona jest? - usłyszałem głos jednego z nich oraz widziałem zarys jego sylwetki wśród drzew.
- Ona? Jaka ona? - zapytałem, a w ułamku sekundy wampir był bliżej nas, dużo bliżej, tak samo jak reszta.
- Twoja Luna, Bogini, przed którą piekła zatrząsą się z strachu, a gniew jej odczuje każdy nadnaturalny. Ta, która podczas burzy przyniesie sprawiedliwość?
Usłyszałem szepty wśród moich wilkołaków. Teraz fakt, że przepowiednia zaczyna się spełniać dopiero się rozszedł. Przez chwilę udało się nam to utrzymaliśmy to w sekrecie, ale w końcu się wydało.
- Moja Luna jest bezpieczna z dala od was.
- Ma wyjść i ujawnić się skoro jest taka potężna jak mówi przepowiednia, niech pokaże się tym, którzy mają się najbardziej jej lękać.
Czułem jak moje tęczówki zmieniają na moment kolor i znowu zawarczałem robiąc krok w ich stronę. Przez moment zobaczyłem zawahanie w oczach krwiopijcy, a więc nie był taki pewny siebie jakiego udawał. Zdecydowanie należał do tych niedawno przemienionych, zdradzał go kolor oczu oraz minimalne słyszalne tętno, które nie zdążyło się jeszcze całkowicie zatrzymać.
- Chłopcy. - usłyszałem głos Marie, a chwilę później stała koło mnie.
Czy ona poskradała zmysły wychodząc na zewnątrz? Do jasnej cholery, jaka ona była niepoważna. Miałem ochotę wepchnąć ją do budynku, ale zamiast tego odwróciłem się do Isaaca, który spojrzał na mnie bezradnie.
- Po co to wszystko? Chcieli mnie zobaczyć to proszę bardzo.
Pod jej nosem zagościł na moment uśmiech, ale po chwili zniknął.
Jej tęczówki zmieniły się w błękit, kły wysunęły razem z pazurami, a później ryknęła tak, że sam miałem ciarki na skórze i byłem bliski skulenia się. Biła od niej pewność siebie, której wcześniej nie było oraz władczość. Każdy wilkołak uklęknął przed nią z pochyloną głową.
O Bogini, ta kobieta jest potężniejsza niż myślałem. Widziałem lekki szok w jej oczach gdy sam uklęknąłem przed nią i złapałem jej dłoń całując jej wierzch.
Czuć było w powietrzu strach krwiopijców, ale żaden się nie odezwał. Podnieśliśmy się z klęczek, a potem każdy z nas patrzył na nich.
Moja dłoń i Marie pozostawała złączona, aż niespodziewanie jeden z wampirów biegł w naszą stronę. Nie do końca wiedziałem kiedy to się stało, ale w połowie jego drogi Marie nagle znalazła się przy nim i trzymała go tyłem do siebie. Bez problemu skręciła mu kark, a później wyrwała serce jak szmacianej lalce i rzuciła w stronę reszty. Pozbawiła wampira życia w ciągu może dziesięciu sekund.- Ktoś jeszcze myśli, że ma jakiekolwiek szanse? - odrzuciła trupa od siebie, a martwa cisza trwała w najlepsze. - Przekażcie swojemu Panu, że odważył się zadrzeć ze złą kobietą i sama go pozbędę ponad tysiącletniego życia, jeśli dalej będzie próbował zagrozić mi lub innym wilkołakom oraz posprzątajcie waszego kolegę, bo nie mam zamiaru patrzeć na niego gdy się rano obudzę.

CZYTASZ
Pod Osłoną Nieba
WerewolfKiedy go spotkała nie wiedziała jak się zachować. Jego zapach całkowicie owładnął jej zmysły i ciało. Jednak ona nie chciała się poddać przeznaczeniu, uważała je za słabość i obawiała się co przyniesie. On, Malcolm Diogenes Gabriel Bloodmoon, czyli...