Malcolm
Leżałem na łóżku obok Marie i starałem się zasnąć, jednak za nic w świecie mi to nie szło. Z resztą nie od dzisiaj mam problem ze snem i mógłbym do tego przywyknąć. Odwróciłem się na bok w stronę mojej kobiety i poprawiłem jej ciemne włosy za ucho, żebym mógł podziwiać jej buzię. Była najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek widziałem, miała malutki nosek, pełne malinowe usta, długie rzęsy i delikatnie zaróżowione policzki. Jej włosy były długie, lśniące i w kolorze nocy. Można powiedzieć, że były czarne, ale przebijał się przez nie granat. W dodatku Marie wydawała mi się taka krucha, a jednocześnie była cholernie silna, w szczególności odkąd zaczęła się spełniać przepowiednia. Oczywiście nie mogę też pominąć, że miała cholernie piękne ciało , cudowny biust, krągłe biodra, kobiece uda, a przy tym była zgrabna i szczupła.
Nie potrafiłem oderwać od niej wzroku, a jeszcze bardziej nie mogłem nie uzależniać się od jej zapachu, który kusił mnie każdego dnia i w każdym momencie.
Pocałowałem ją w czoło i przykryłem lepiej kołdrą, ponieważ było dość chłodno, a potem wstałem i podszedłem do okna.
Nad kołyszącymi się drzewami na zewnątrz błyszczał księżyc. Za półtorej tygodnia miała być kolejna pełnia i byłem pewny, że nie przyniesie nic dobrego. W szczególności dlatego, że gdy srebrna tarcza była w całej swojej okazałości, był to dla nas zastrzyk energii. Przejechałem dłonią po swoich włosach i zauważyłem, że nagle drzewa zaczynają szaleć, a na niebie pojawiają się ciemne chmury. Nie spodobało mi się to.- Malcolm. - usłyszałem szept i odwróciłem się do mojej mate, jednak ona nadal miała zamknięte oczy oraz kręciła się po łóżku niespokojnie.
- Nie Malcolm.. Nie zostawiaj mnie - znowu szepnęła, a ja od razu podszedłem do łóżka i znalazłem się obok niej.
- Marie, obudź się - złapałem ją za policzki i usłyszałem jak na dworze zaczyna grzmieć. - Marie otwórz oczy.
Mimo moich starań ona nie wracała z krainy nocnych mar. Na dworze szalała burza, a ona ciągle mówiła moje imię i nie chciała, żebym jej zostawiał. Nie mam pojęcia co było teraz w jej głowie, ale na pewno działało to na pogodę na zewnątrz. Chaos w jej sercu utożsamiał się z tym co się działo. Patrzyłem jak z jej policzków znika delikatny rumieniec, a ona jeszcze bardziej się wierci przerażona. Jej serce biło szybko, a ten dźwięk ciągle był coraz silniejszy.
- Cholera, skarbie, proszę otwórz swoje piękne oczy - wpiłem się w jej usta i całowałem ją namiętnie, żeby ostatecznie to ją wybudziło.
Na całe szczęście po niedługiej chwili poczułem jak Marie odwzajemnia powoli pocałunek, a burza na zewnątrz odeszła w niepamięć.
Oderwałem się od jej warg i patrzyłem w jej oczy.- Co się stało? - spytała zaspana.
- Miałaś koszmar, ale cichutko, już tutaj jestem oraz nigdzie się nie wybieram, kochanie - gładziłem jej policzek kciukiem, a ona patrzyła na mnie niezrozumiale.
- To był tylko zły sen? Jesteś cały? - podniosła się nagle i zaczęła dokładnie się mi przyglądać, a ostatecznie przytuliła się do mnie mocno.
- Co ci się śniło, Marie? - wziąłem ją na siebie tak, że siedziała teraz na mnie okrakiem i wtulała się we mnie.
- Walczyliśmy z jakimiś nadnaturalnymi, bo nagle nas zaatakowali, nie byli zadowoleni z przepowiedni, ale chcieli jakoś przejąć moją moc na siebie. Nagle straciłam cię z oczu, ponieważ skupiłam się na tym, żeby zabić wampira, który był cholernie silny i chciał mi skręcić kark, a gdy już pozbyłam go serca i znalazłam cię wzrokiem jakiś mężczyzna nagle podciął ci gardło doskonale wiedząc, że to widzę. Gdy byłam już koło ciebie było za późno i ja.. - kobieta w moich ramionach rozpłakała się.
- Słońce, to był tylko sen - zacząłem bawić się jej włosami i przytuliłem ją mocniej. - Jestem tutaj i nie tak łatwo jest się mnie pozbyć, po za tym obiecuje, że cię nie opuszczę.
Ta obietnica nie do końca była prawdziwa. Byłem równie śmiertelny, co inni zmienni, jednak byłem szybszy i silniejszy, więc uśmiercenie mnie nie było łatwe. Mimo to miałem świadomość, że jestem jej słabością, a przynajmniej tak byłem odbierany przez nadnaturalnych, którzy chcieliby, żeby Marie była łatwiejszym celem. Zawsze myślałem, że to ona będzie moim słabym punktem, ale to ja byłem jej, ponieważ to ona była dużo silniejsza ode mnie. Jeśli ktoś chciał ją skrzywdzić to wiedział, że trzeba się mnie pozbyć.
- Musimy się dowiedzieć o wszystkim, co potrafię, czy wilcze ziele nadal na mnie działa, czy jestem odporna na ból...I Malcolm, ja znam całą przepowiednie.
- Nie rozumiem.
Skłamałem w jakimś stopniu, wiedziałem o co chodzi, przynajmniej domyślałem się co się dzieje między nią, a Isaaciem. Szukałem dokładnie przepowiedni, ale nie mogłem jej znaleźć. Nie byłem pewny, czy chce wiedzieć kim ten facet dla niej jest, a z drugiej strony chciałem. Ta kobieta była dla mnie wszystkim, chciałem dbać o nią przez resztę mojego życia, powodowała, że moje serce szybko biło, a ja chciałem się przed nią otworzyć. Nie uciekła kiedy powiedziałem jej o tym co zrobiłem mojemu ojcu, jednak jeszcze nie wiedziała wszystkiego.
Nagle złapała mnie za policzki i patrzyła mi prosto w oczy, a ja poprawiłem jej włoski. Jej zapach powodował, że cała złość schodziła ze mnie. Kolor jej oczu zmienił się na błękit, a ja zatraciłem się w jej wzroku.- Zapach jej będzie działał jak afrydozjak na obu mężczyzn, prawdziwej jej miłości, tego, który serce z lodu będzie miał i rozpuścić go będzie ciężko oraz tego, który nie będzie wybrany przez srebną tarczę, a przez sam los. Oboje będą walczyć o jej serce, jednak to ona dokona wyboru ostatecznego, w dniu, w którym Srebna tarcza wybudzi się ze snu, a wtedy odmieni się wszystko co znane.
Marie
Po tym jak powiedziałam Malcolmowi końcówkę przepowiedni cały się spiął. Jego mięśnie napięły się, a szczęka zacisnęła, był zdenerwowany, więc kolor jego oczu od razu zmienił się na wiśniowy. Podniósł się od razu i z niesamowitą pewnością siebie oraz gniewem wyszedł z pokoju.
- Cholera.
Od razu zerwałam się z łóżka i poszłam za nim. Doskonale wiedziałam, że skierował się do pokoju Isaaca, a kiedy do niego weszłam, Malcolm wyciągnął siłą mojego przyciaciela z łóżka i przygniótł go do ściany.
- Odpierdol się od mojej przeznaczonej - warknął, a Isaac odepchnął go od siebie.
- Ona nie jest tylko twoja, sama zdecyduje którego z nas woli.
- Przestańcie - powiedziałam, ale oni nie zwrócili na mnie uwagi, Malcolm z całej siły uderzył blondyna i w ten sposób zaczął coś czego nie chciałam widzieć.
Byłam w zbyt dużym szoku, żeby z początku zareagować. Jednak nagle wrócił mi zdrowy rozum, zdenerwowałam się na obu mężczyzn i czułam jak kolor moich oczu na nowo się zmienia. Ryknęłam wilczym głosem, a oni od razu przestali. Byli zaskoczeni i spłoszeni. Ciemnowłosy miał podbite oko i rozwalony nos, a Isaac splunął krwią na podłogę.
- Jesteście niepoważni?! Mało mamy problemów? - byłam wściekła i czułam jak moje kły powoli się wysuwają. - Obydwoje zacznijcie myśleć co robicie, nie każe wam się lubić, ale najwyższa pora zacząć się szanować i tolerować. Jesteście dla mnie ważni, bardzo ważni, ale nie jestem w stanie wybrać jednego na ten moment, bo nie chce żadnego z was stracić. Zachowujcie się do jasnej anielki, dobra?
- Marie. - zaczął Isaac patrząc na mnie wzrokiem ze skruchą jednak Malcolm nadal otaczał się gniewem dlatego bez słowa wyszedł z domu, a chwilę później usłyszałam jak przemieniony wyje w lesie.

CZYTASZ
Pod Osłoną Nieba
Hombres LoboKiedy go spotkała nie wiedziała jak się zachować. Jego zapach całkowicie owładnął jej zmysły i ciało. Jednak ona nie chciała się poddać przeznaczeniu, uważała je za słabość i obawiała się co przyniesie. On, Malcolm Diogenes Gabriel Bloodmoon, czyli...