Po śniadaniu udałam się z Jasperem na spacer po lesie. Ambrose uznał, że musi poszukać, w swoich magicznych księgach i w tej od Malcolma, pewnych zaklęć, a Isaac oznajmił, że ma coś do zrobienia. Czułam specyficzną nić porozumienia między mną, a bratem mojego przeznaczonego. Być może dlatego, że tylko my wiedzieliśmy, czego dopuścił się Alfa.
- Nie miałem dobrego kontaktu z Malcolmem po moim powrocie. - zaczął temat. - Wiedziałem, że ojciec był dla niego okrutny jeszcze bardziej gdy wyjechałem, ale nie mogłem wrócić, bo to nic by nie zmieniło. Mój brat nie potrafił tego zrozumieć, uznał, że go zostawiłem na dobre, żeby później jak nigdy nic wrócić i przejąć stado.
- Nie musiałeś jechać, więc czemu to zrobiłeś i pozwoliłeś jedenastoletniemu chłopcu zostać z tyranem?
- To nie był mój wybór, ojciec mnie wysłał do tej szkoły. Spakował mnie, a później wyrzucił z domu i wsadził w auto do obcych mi zmiennych. Miałem piętnaście lat, nie miałem nic do gadania.
- Mówiłeś o tym Malcolmowi?
- Nie uwierzył mi, z resztą do tej pory jest.. - zatrzymał się spinając się cały, a ja zadrżałam, wiedząc, że czas teraźniejszych już nas nie obowiązuje. - Było między nami nie najlepiej.
- Wasz ojciec był strasznym zmiennym, nie szanującym wartości rodziny, ale zdaje sobie sprawę, że dorastanie przy takim mężczyźnie może zniszczyć człowieka.
- Malcolm zawsze był rozważny, nie okazywał uczuć, nigdy nie płakał z bólu, znosił każde cierpienie, był uparty, ale odpowiedzialny. Ojciec tego w nim nie znosił, miał świadomość, że będzie dużo lepszym Alfą niż on. Nie raz mój brat ledwo uchodził z życiem po tym co robił mu ten facet, ale pieczęć chroniła go. Pamiętam jak raz gdy miał niecałe dziesięć lat ojciec nalał mu wilczego ziela do herbaty i kazał mu wypić do końca. Malcolm nawet się nie zawahał, miał poparzony cały przełyk i usta, ale zrobił to, później przez tydzień nic nie mówił, bo nie był w stanie, ani nie miał siły do tego.
- Dużo przeszliście. - oznajmiłam ze współczuciem w głosie. - Ale ja przywrócę go do życia, Jasper, on nie zostanie u Wilczej Matki na długo, nie może, bo jeszcze mu się spodoba spokój ode mnie. - rzuciłam żartobliwie, ale oboje nie mieliśmy humoru do żartów.
- Jesteś dobra, Marie, nie daj się ponieść szaleństwu władzy jak nasz ojciec. Malcolm ci tego nie powiedziałby, ale nasza rodzina doskonale wie, że potęga i siła nie jest dobra. Z resztą on nie chciał być Alfą, uważał, że nie potrzebuje tego do szczęścia. Chciał ciebie poznać, zakochać się, kupić dom blisko lasu i mieć dzieci. Jednak gdy został głową stada, uznał, że będzie dobry dla swoich ludzi, ale jednocześnie nie da sobą pomiatać i tak przecież było. Ten Bloodmoon budził respekt samym swoim imieniem.
Westchnęłam zdając sobie sprawę, że miałam takie samo marzenie, co mój przeznaczony. Nie bez powodu więc oboje dostaliśmy coś o czym nie myśleliśmy. Najwidoczniej księżyc uznał, że będziemy dobrymi przywódcami stada. Dlaczego więc teraz zostałam sama?
Idąc tak z ciemnowłosym nagle usłyszałam, że dzwoni mu telefon. Spojrzałam na niego zatrzymując się, a on odebrał. Miał kamienny wyraz twarzy, więc gdybym nie słyszała o czym rozmawia to nawet bym nie wiedziała. W każdym razie mówił z Williamem o przyjeździe jego mate i syna, aż w końcu się rozłączył mówiąc, że zaraz będzie.- Idź, niedługo wrócę, jeszcze chwilę się przejdę i wracam. - posłałam mu lekki uśmiech.
- Dziękuję, że się zgodziłaś na ich przyjazd, to dla mnie dużo znaczy i jestem ci winny przysługę, ale nie idź daleko, nie jest bezpiecznie. - spojrzał na mnie ostatni raz i poszedł.

CZYTASZ
Pod Osłoną Nieba
WerewolfKiedy go spotkała nie wiedziała jak się zachować. Jego zapach całkowicie owładnął jej zmysły i ciało. Jednak ona nie chciała się poddać przeznaczeniu, uważała je za słabość i obawiała się co przyniesie. On, Malcolm Diogenes Gabriel Bloodmoon, czyli...