- Malcolm nigdzie się z tobą nie wybiera, kochanie. - oznajmiła Wilcza matka, a ja przewróciłam oczami, po czym spojrzałam na nią.
- Kochanie. - zaakcentowałam to słowo w sposób jaki ona to robiła - Najwyższy czas na zmiany, rozumiem, że boisz się, że nie znajdzie się dla ciebie miejsce. - znalazłam się zaraz za nią, wykorzystując moją przewagę w szybkości - Ale specjalnie przygotuję dla ciebie jedno w piekle.
- Jak śmiesz. - warknęła.
- Będziesz mieć jeszcze wiele okazji, żeby się przekonać na co mnie stać, zacznę od przywrócenia mojego mężczyzny, a skończę na skazaniu ciebie na wieczne cierpienie oraz upokorzenie. Może i potrafisz głośno szczekać. - odwróciła się do mnie i chciała uderzyć, ale ja przewidziałam jej ruch, przez co znalazłam się od razu przy Malcolmie - Tylko, że to ja potrafię ugryźć.
Nie byłam pewna czy mi się uda, ale złapałam mocno Malcolma za rękę i pomyślałam o Jeziorze Błękitu, przy którym momentalnie oboje się znaleźliśmy. Westchnęłam cicho wiedząc, że czas się nam kończy. Księżyc ciągle był wysoko na niebie, ale nie błyszczał już tak jak wcześniej, a woda zaczęła się uspokajać. Po za tym czułam coraz większe zimno.
- Marie, moja pieczęć, co jeśli się nie uda? - zapytał Malcolm patrząc mi w oczy, a ja złapałam go za policzki.
- Wszystko się uda, złamałam pieczęć, ale czas nam się kończy, bo zaraz ty możesz wrócić do życia, a ja umrę, prawdopodobnie przy tym nigdy już więcej mnie nie zobaczysz, więc musimy się spieszyć. - pocałowałam go delikatnie, a później złapałam za rękę i zaczęłam wchodzić do wody razem z nim.
Czułam chłód, który obejmował mnie, ale odnosiłam też wrażenie, że Błękit nieba dodawał mi energii. Będąc po samą brodę w wodzie objęłam mocno mężczyznę, wtulając się w niego, a on zrobił to samo.
- Strażniku nocy, Srebrna tarczo, pocieszycielu wszystkich wilków i ich sprzymierzeńco. - zaczęłam mówić cicho patrząc na księżyc. - Jako opiekunka twojego bóstwa i Bogini wybrana przez ciebie, proszę cię.. - czułam jak zaczynam drżeć, ponieważ moje ciało zaczęło słabnąć.
- Proszę o przywrócenie miłości mojego życia, o zgodę na przywrócenie więzi, której sam nadałeś bieg. - czułam jak zapadam się w piasku, a woda napływa mi do ust.Stawałam się coraz cięższa, aż w końcu zaczęło mi brakować tlenu. Zaciskałam mocno powieki i szarpałam się chcąc się wydostać. Widziałam błysk księżycowego światła na tafli wody, kiedy nagle zostałam wyciągnięta z niej i mogłam w pełni odetchnąć świeżym powietrzem, ale kiedy otworzyłam oczy i zamiast Malcolma zobaczyłam trzymającego mnie Isaaca ogarnęło mnie przerażenie. Rozglądałam się na wszystkie strony, ale nigdzie go nie widziałam.
- Gdzie on jest? - spytałam.
- Tylko ty przeszłaś przez bramę, Marie - westchnął. - Nie widziałem go.
- Nie to niemożliwe. - zaniepokojona ciągle się rozglądałam kiedy on założył mi wisiorek na szyję.
Momentalnie zaczęłam wychodzić z wody, a kiedy z niej wyszłam nie przestałam się rozglądać za moim mężczyzną, jednak jego nie było. Miałam wrażenie, że mój pobyt po drugiej stronie to zwykły sen, a księżyc szyderczo świeci nad moją głową. Nie byłam gotowa na taki przebieg wydarzeń. Czułam jak moje serce się rozdziela na samą myśl, że się nie udało. Złapałam moje włosy i pociągnęłam lekko za nie.
- Marie, możemy spróbować jeszcze raz przy następnej pełni..- zaczął Ambrose podchodząc do mnie.
Nie potrzebowałam jego litości w głosie, ponieważ nie miał pojęcia co czuję. Przeklęłam pod nosem i odwróciłam się w stronę lasu, żeby chwilę później znaleźć się przed domem głównym. Spokój jaki przed nim oraz w nim panował był teraz dla mnie niepojęty. Jednak gdy weszłam do środka i poczułam silny zapach Malcolma, moje serce zabiło dużo szybciej. Czułam jak moja wilczyca drży pod moją skórą na samą myśl, że jednak tutaj jest. Udałam się do skrzydła szpitalnego, właściwie można było powiedzieć, że biegiem.
Wpadłam do tej części budynku, żeby później niepewnie zacząć się kierować do sali mojego mate.
Przed nią przystanęłam na moment, bojąc się, że nie zastanę go takiego jakbym chciała. Wzięłam głęboki wdech i wydech, poprawiłam swoje mokre włosy, po czym weszłam do pomieszczenia, a on wyglądający jak zawsze onieśmielająco, siedział na łóżku zdezorientowany. Czułam jak do moich oczu napływają łzy, które chwilę później popłynęły po policzkach z ulgi. Wpadłam w jego ramiona siadając na nim okrakiem, już nie powstrzymywałam łez. Mocno trzymałam się go, bojąc się, że zniknie.
CZYTASZ
Pod Osłoną Nieba
WerewolfKiedy go spotkała nie wiedziała jak się zachować. Jego zapach całkowicie owładnął jej zmysły i ciało. Jednak ona nie chciała się poddać przeznaczeniu, uważała je za słabość i obawiała się co przyniesie. On, Malcolm Diogenes Gabriel Bloodmoon, czyli...