– I po co my tu wchodziliśmy? San! – burknął Wooyoung nerwowo trzymając się gałęzi.Jego towarzysz wpadł na świetny pomysł wejścia na drzewo w parku. Było przyjemnie kiedy siedzieli, patrzyli na ludzi i rozmawiali. Teraz ludzi nie było, ściemniło się, a lęk wysokości Junga dał o sobie znać.
– Skocz!
– Chyba oszalałeś!
– To nie jest wysoko – westchnął – Patrz, ja jestem cały – obrócił się wokół własnej osi.
– Ugh, zamknij się!
– Wooyoung... Patrz, ty jest trawa, wcale nie będzie tak twardo. Złapie cię – wyciągnął dłonie.
– Nie jestem sześciolatkiem ani kotem, żeby mnie łapać.
– No proszę cię – stęknął.
Nie wiedział co powinien zrobić, bo blondyn nie ostrzegał go przed swoim lękiem. Gdyby tylko wiedział, nie wciągałby go na to drzewo.
– Dobrze. Skaczę – westchnął głośno – Ale masz mnie asekurować!
– Jestem gotowy!
Nie był.
Nie miał pojęcia co ma zrobić. Wooyoung faktycznie nie był małym kotkiem którego złapie w ręce, a chłopakiem jego wzrostu. Był pewien, że oboje się przewrócą, tylko nie wiadomo który oberwie mocniej.
Blondyn puścił się gałęzi, zsunął się, a w locie na oślep złapał kawałek koszulki starszego. Mocno upadł na ziemie, ale czuł się o wiele spokojniej.
– Wbiłeś mi łokieć w brzuch – sapnął Choi.
– Przepraszam – skrzywił się.
– Przynajmniej już nie siedzisz na tym drzewie.
– Daj spokój.
Po chwili bezczynnego leżenia na trawie San podniósł się i wyciągnął dłoń do Wooyounga.
– Chodźmy już.
Młodszy złapał ją i dał się podciągnąć w górę. Kiedy stanął na przeciw bruneta uśmiechnął się do niego, jednak ten nie odwzajemnił uśmiechu.
Jung stał prawie na baczność i patrzył na Sana, który wydawał się bardzo nieobecny. Patrz na jakiś punkt za nim, więc odwrócił się.
– Nic tam nie ma. Coś się stało? – zapytał.
Poczuł dotyk na dłoni. Choi powoli splótł swoje palce z tymi jego, przez co przeszedł go dreszcz. Zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Owiewał ich delikatny, wiosenny wiatr. Czuł się miło. Nagle poczuł na swoich ustach dotyk, a zaraz po tym usta Sana. Nie zdążył nawet zareagować, bo chłopak odsunął się.
– Przepraszam – spuścił wzrok.
– Nic... nic nie szkodzi – wymamrotał.
– Może cię odprowadzę?
– Byłoby miło.
– Dzięki, że spędziłeś ze mną trochę czasu... znowu – odezwał się San.
– Nie musisz dziękować, było bardzo fajnie. No może oprócz tego drzewa.
Zatrzymali się przed bramą do domu rodziny Jungów. Brunet nie za bardzo wiedział co ma zrobić, więc wyciągnął ręce, oferując przytulenie. Wooyoung uśmiechnął się i chętnie w nie wpadł. Po chwili odsunęli się od siebie.
Wooyoung poczuł delikatny przypływ odwagi, dlatego przysunął się do starszego i zrobił zupełnie to samo co tamten w parku, tylko trochę szybciej. Jego wargi spotkały się z tymi Sana. Smakowały trochę jabłkami, zupełnie jak gumy, które żuli przez drogę. Wewnętrznie ucieszył się, kiedy Choi oddał jego pocałunek.
– Jung Wooyoung, nie spodziewałam się zobaczyć cię właśnie tak!
Blondyn spłoszony odsunął się od Sana i spojrzał w stronę głosu.
– Soodam! Kiedy wróciłaś? – z niedowierzaniem spojrzał na starszą siostrę, która opierała się o bramę z głupim uśmiechem.
– Dwie godziny temu. Mama mówiła, że wyszedłeś... z kolegą – spojrzała wymownie na Sana – Czy to nowa forma komunikacji?
– Jesteś idiotką.
– Jak ty się wyrażasz?
– Jesteś idiotką noona.
– Lepiej – parsknęła – Jesteście razem?
– Um, my... nie – wymruczał Wooyoung, nie pewnie spoglądając na starszego.
– Ach, czyli tak to działa. Powiedzcie sobie co czujecie, mówię wam. Ja zepsułam sprawę z chłopakiem który mi się podobał i teraz żałuję...
– A-ale my-
– Mnie nie okłamiecie. Jak się nazywasz?
– San. Choi San.
– No dobrze. Mam cię na oku Choi San – uśmiechnęła się od nosem.
====
4/6
CZYTASZ
arcade| woosan
Fanfictionzakończone ✓ Wooyoung to chłopak grający w siatkówkę, który nigdy nie zagada do Sana, bo mimo, że chłopak mu się podoba to gra w piłkę nożną. A kapitanowie rywalizujących drużyn przecież nie będą trzymać się za ręcę i chodzić na randki. Chyba, że kt...