– Chciał mnie pan widzieć – San stanął przy biurku profesora Lima.– Tak, oczywiście. Muszę złożyć ci gratulacje San, niedługo zaczniesz swoje kursy – uśmiechnął się szeroko, a chłopaka wbiło w podłogę.
– N-naprawdę? A test? Przecież jest nas dwóch.
– Tak właściwie, było was dwóch... Pan Jung zrezygnował, powiedział że to z wyższych powodów, więc oczywiście zrozumiałem – przytaknął.
San spoglądał tępo w tablice, rozciągająca się na ścianie za profesorem i próbował zrozumieć jego słowa.
– Ale jak to zrezygnował?
– Nie dopytywałem się, w końcu to jego prywatność, jednak musiał być jakiś powód. Nie jesteś zadowolony?
– Ach nie, jestem – pokiwał głową – Dziękuję za informację.
– Nie ma sprawy. Myślę, że w krótce dostaniesz więcej informacji, także oczekuj – znów się uśmiechnął.
Brunet szybko skłonił się mężczyźnie i opuścił salę. Jego celem było znaleźć teraz Wooyounga, chociaż nie miał pojęcia gdzie ma zajęcia, czy może ich już nie skończył lub czy jest w ogóle na uczelni. Po okrążeniu całego drugiego piętra wszedł na trzecie i tam zauważył chłopaka idącego w przeciwną stronę.
– Wooyoung! Zaczekaj! – San wyminął kilku innych studentów i już po chwili miał chłopaka na wyciągnięcie ręki.
– Tak? – zatrzymał się i odwrócił w jego stronę.
– Profesor Lim mi powiedział. Dlaczego zrezygnowałeś? Przecież... to dla ciebie duża szansa.
– Dla ciebie też.
– To nic nie zmienia.
– Wiem, że tobie zależy bardziej. Nie oszukujmy się, potrzebujesz tego. Zawsze o tym marzyłeś, więc... Spełnij się – pokiwał głową.
– Dziękuję. Bardzo dziękuję – uśmiechnął się blado.
– Nie ma za co. Poza tym, kocham cię, nie? Takie rzeczy się po prostu robi.
Wooyoung uśmiechnął się lekko, nie przejmując się za bardzo swoimi słowami. W końcu mówił szczerze.
– C-co?
– Chodź – złapał straszego za dłoń i pociągnął na jedną z ławek przy ścianie – Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.
– Nie spodziewałem się, że powiesz mi... to. Też cię kocham – odparł, ale nie widząc reakcji ze strony Junga, szybko zmienił temat – Ja... bardzo ci dziękuję za ten kurs, ale wiesz, że nie musiałeś?
– Wiem, ale chciałem. Chcę żebyś na tych kursach i po nich pokazał każdemu że jesteś utalentowany i na pewno osiągniesz dużo. Nawet nie próbuj sobie wmawiać, że jest inaczej! – pogroził mu palcem.
– Dziękuję.
– Przestań już – stuknął go łokciem.
– A inni? Mówiłeś im, że rezygnujesz?
– Mówiłem mojemu tacie. Powiedział, żebym robił to co czuję, bo i tak wierzy, że dużo osiągnę nawet bez kursów.
– Twój tata jest świetny – westchnął.
– Też tak sądzę – uśmiechnął się.
– Masz najpiękniejszy uśmiech na świcie – mruknął nagle.
– Przestań.
– Mówię prawdę. Mógłbym patrzeć na ciebie godzinami.
– San – rzucił na niego gniewnym spojrzeniem.
– Rozumiem, już jestem cicho.
Siedzieli obok siebie, ramię w ramię i spoglądali na korytarz, przez który co jakiś czas ktoś przechodził. Cisza była całkiem przyjemna. Chociaż San co chwilę otwierał usta żeby coś powiedzieć, od razu je zamykał. Każdy temat mu nie pasował.
– Czy jesteś teraz szczęśliwy? – odezwał się Wooyoung.
– Teraz? Bardzo. Ogólnie, trochę mi brakuję.
– Żeby było idealnie... Czego brakuje?
– Fajnie by było jakby Hae nie robiła bałaganu w każdym miejscu, jakbym zaliczył ostatni egzamin i w końcu się wyspał. No i ciebie. Ale jakbym miałbym ciebie, to tamte rzeczy nie byłby ważne.
– Och...
– Przesadziłem, prawda? Jestem beznadziejnym romantykiem.
– Podobało mi się – zaśmiał cicho – Muszę iść na zajęcia.
– Idź, nie zatrzymuje cię.
– Do zobaczenia – podniósł się, cmoknął policzek Sana i prawie pobiegł w stronę swojej sali.
Choi złapał się za policzek i uśmiechnął sam do siebie. Był pewien, że jeśli ktoś go teraz zobaczy, to pomyśli, że coś z nim nie tak. Zanim sam poszedł pod salę, w której miał mieć wykład wymamrotał sam do siebie:
– Chyba znów się zakochałem.
====
lubię ten rozdział 🙆♀️☀️
CZYTASZ
arcade| woosan
Fanfictionzakończone ✓ Wooyoung to chłopak grający w siatkówkę, który nigdy nie zagada do Sana, bo mimo, że chłopak mu się podoba to gra w piłkę nożną. A kapitanowie rywalizujących drużyn przecież nie będą trzymać się za ręcę i chodzić na randki. Chyba, że kt...