80

2.2K 162 31
                                    


Wooyoung szedł wolno chodnikiem i drżącymi palcami wstukiwał numer swojej siostry. Dochodziła dwudziesta pierwsza, a on dopiero wracał do domu w samej cienkiej koszulce.

Właściwie, nie zabardzo wiedział gdzie był. Mimo że przyjaciele proponowali mu odprowadzenie do domu, a nawet podwózkę, on odmówił i stwierdził, że się przejdzie.

Jego "przejście się" do domu wyszło jednak tak, że gdy spod szkoły znikęli ludzie on stał oparty o barierkę i płakał, mamrocząc sam do siebie, potem wszedł do sklepu po wodę, pojechał nad rzekę Han, tam płakał rzucając kamyczki do wody, a teraz dopiero kierował się do domu.

– Halo? – usłyszał radosny głos w słuchawce.

– Noona...

– Płaczesz?

Mimo że bardzo się powstrzymywał, właśnie po tym pytaniu rozpłakał się jeszcze bardziej i cieszył się, że nikogo nie ma dookoła.

– Co się stało Wooyoung?

– Ja i San chyba zerwaliśmy.

– Jak to chyba zerwaliście?

– To nie było tak wprost... – pociągnął nosem.

– Gdzie jesteś? – zapytała zmartwiona.

– Idę właśnie do domu. Dojechałaś już do siebie?

– Tak, tak, ale nie rozmawiamy teraz o mnie. Pokłóciliście się?

– Tak, można tak powiedzieć...

– O co?

Wooyoung kopnął kamyczek, który pojawił się przed jego stopami i zaczął się zastanawiać. Nie chciał mówić Soodam wszystkiego, bo ta za bardzo by się zdenerwowała i przejęła.

– O jakieś bzdety.

– Mhm, i dlatego tak płaczesz? Nie okłamuj mnie Woo.

Jedyne co Soodam otrzymała w odpowiedzi to cisza, co uznała za wystarczającą. Znaczyło to, że sprawa była na tyle poważna, że chłopak nie umiał lub nie chciał jej tego przekazać.

– Dobra, nie musisz mi mówić jeśli nie chcesz. Chcesz żebym coś zrobiła?

– Znasz lekarstwo na złamane serce?

– Wooyoung... – westchnęła głośno – Nie na wszystko mamy lekarstwo. Może jest coś co poprawi ci humor?

– Lody malinowe?

– Lody też mogą być, skoro masz czuć się po nich lepiej. Teraz przyśpiesz i zmykaj do domu, bo się rozchorujesz – zarządziła.

– Już, już, jestem niedaleko. Dzięki noona.

Po tych słowach kliknął na czerwoną ikonę i wsunął telefon do kieszeni. Widział już z oddali swój dom, który był zawsze ładnie oświetlony. Chyba nigdy nie cieszył się tak z powrotu do niego. Przystanął przed bramą i pomyślał o jego pierwszym pocałunku z Sanem, który miał miejsce właśnie tutaj.

Jego wargi spotkały się z tymi Sana. Smakowały trochę jabłkami, zupełnie jak gumy, które żuli przez drogę.

Chłopak zacisnął mocno wargi i odwrócił się w stronę domu. Cicho otworzył drzwi, odstawił swoje buty i w końcu poczuł ciepło na swoich odkrytych ramionach.

– Wooyoung, gdzieś ty był? – nagle przed nim pojawił się jego tata z ramionami założonymi na piersi – Czemu jesteś taki zmarnowany?

– Zmarzłem trochę – skłamał.

– Dobrze że jesteś, Felix już przyszedł i na ciebie czeka. Mówił, że umówiliście się na noc – uśmiechnął się.

– Felix?

– Tak, mam nadzieję, że nie pomyliłem imion – machnął dłonią.

– A, tak, jasne. Felix miał przyjść... – pokiwał głową, mimo że w ogóle nie wiedział o żadnym umawianiu się.

Zajrzał do salonu, gdzie jasnowłosy chłopak siedział z wielką reklamówką, plecakiem i wpatrywał się w mecz koszykówki w telewizji. Odchrzaknął głośno, a tamten aż podskoczył w siedzieniu.

– Young, jesteś! – podniósł się.

– Nocowanie? – skrzywił się.

Lee westchnął pod nosem i po prostu podszedł do niego i mocno obijął.

– Wiem, że tylko zgrywasz twardego, dlatego do ciebie przyszedłem. Będziemy mogli coś razem porobić – uśmiechnął się wesoło – Wziąłem już moje rzeczy, więc nie nie wygonisz. Mam też jedzenie – złapał za reklamówkę.

– Wziąłeś lody malinowe... – zauważył, przez co przypomniała mu się rozmowa z siostrą.

– Oczywiście, że wziąłem.

– Chodźmy do mnie.

Po rozłożeniu się na dwuosobowym łóżku zapadła chwilowa cisza, która została zastąpiona chlipaniem.

– Woo?

– Nic nie mów.

Felix oparł swoją głowę o ramię przyjaciela i objął mocno ramieniem. Wiedział, że jego gadanie nic nie pomoże, a gdy ten się wypłacze może będzie spokojniejszy.

– D-dlaczego? – zaniósł się płaczem – Aż tak mnie nie lubił? Do tego tak dużo osób wiedziało...

– Okrzyczałem już Chrisa. Mam nadzieję, że przemówi mu do rozsądku.

– Włączymy jakiś film lub dramę? – zapytał cicho po chwili.

– Co proponujesz? – pokiwał głową Lee.

– Page Turner?

– O nie. Oglądasz to poraz tysięczny i będziesz ryczał jeszcze bardziej. Nie będzie więcej płakania pod patrolem Lee Felixa.

====

woah kochani, nie spodziewałam się takiego odzewu pod ostatnim rozdziałem; wasze komentarze poprawiają mi humor o 100% 💚

arcade| woosanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz