Wooyoung siedział na ławce przed uczelnią, czekając na Sana, któremu obiecał wyjście gdzieś razem kilka dni temu.– Czekasz na kogoś?
Podniósł głowę i westchnął cicho, gdy zobaczył Seonghwę. Nie miał ochoty na kłótnie, a jego humor i tak nie był najlepszy.
– Zadałem Ci pytanie – usiadł obok.
– Słyszałem.
– To dlaczego nie odpowiesz?
– Dlaczego miałbym cię o tym informować? – uniósł brwi.
Był zdziwiony, że Park przyszedł sam, a do tego po prostu siedzi i się nie odzywa.
– Chcesz coś ode mnie? – zapytał w końcu.
– Myślę, że muszę Ci to oddać – wcisnął mu w dłoń złożony papier.
Jung niepewnie je wziął i zaczął rozkładać. Okazało się, że kartek jest więcej niż jedna, a każda przedstawia jego nieumiejętne rysunki, które robił jako sześciolatek.
– Skąd je masz?
– Zawsze mi każdy dawałeś.
– Chodzi mi o to, że... Nie wyrzuciłeś ich? Albo spaliłeś? Mają chyba z trzynaście lat.
– Nie wyrzuciłem ich. Były na dnie komody, więc... Zwracam je. Zachowaj sobie albo daj komuś – wzruszył ramieniem, patrząc na jezdnie.
– O co chodzi? – zapytał Wooyoung, zdezorientowany jego zachowaniem.
– Nic.
– Nie powiesz nic? Że ci przeszkadzam? Szkoda że pogodziłem się z Sanem? Że-
– Przepraszam, okej?
Szatyn spojrzał na niego z otępieniem i wytrzeszczył oczy. Miał wrażenie jakby chłopak obok niego w ogóle nie był tym samym Seonghwą, albo upadł na głowę.
– Powinieneś przeprosić Sana, nie mnie.
– Wiem, ale nie jestem gotowy. Zacząłem od ciebie.
– Coś się stało, prawda?
– Nie twoja sprawa – wymamrotał.
Wooyoung wiedział, że przeprosiny nie sprawią, że Park zacznie nagle normalnie z nim rozmawiać. Nadal miał taki sam charakter.
– Nie było pytania.
– Hej, przepraszam za spó- Co on tu robi? – przy ławce stanął ciężko dyszący San, który wyglądał jakby biegł.
– To ja może pójdę – odezwał się Seonghwa, który szybko się podniósł i ruszył w swoją stronę.
– Co chciał? – burknął.
– Nic, po prostu siedział tu – odparł, po części szczerze.
– Na pewno?
– Na pewno San, spokojnie. Możemy iść – uśmiechnął się.
Choi odwzajemnił jego uśmiech i przytaknął. Oboje automatycznie ruszyli w stronę knajpki, w której spotkali się w rozpoczęciu roku.
– Mam pytanie – odezwał się Jung.
– Jakie?
– Tata dał mi dwa bilety na mecz jego drużyny. Chcesz iść ze mną?
– Oczywiście, że tak! Moja ukochana drużyna – złapał się teatralnie za serce.
– Tak myślałem – parsknął cicho – Tata powiedział, że załatwi ci zdjęcie z drużyną jeśli chcesz.
– Co? – wydukał – Dziękuję! Jak ja Ci się odwdzięczę... Za to, za kursy – westchnął cicho.
– Nie musisz mi się odwdzięczać, daj spokój – szturchnął go ramieniem.
– Tak się cieszę, że się pogodziliśmy i w ogóle, że mogę spędzać z tobą czas.
– Ja też – przytaknął.
– Miło mieć cię chociaż za przyjaciela.
Wooyoung znów przytaknął, ale tym razem się nie odezwał. Wiedział, że San nie jest takim samym przyjacielem jak Felix czy Yeonjun, których kochał jak braci i dzielił z nimi dziwactwa. San był kimś więcej, ale nadal nie był gotowy zaczynać wszystkiego od nowa.
– Ach, właśnie, Haebaragi kazała mi, żeby Ci to dać. Zabroniła mi zaglądać – parsknął pod nosem, wyciągnąc z plecaka złożoną kartkę.
– Och, narysowała coś? – mruknął sam do siebie.
Na rysunku Jung rozpoznał siebie, bo miał blond czuprynę, taką jak wtedy, gdy pierwszy raz odwiedził Sana. Obok stała postać tej samej wielkości, którą był chyba San, a obok niego mała dziewczynka. Dookoła nich było pełno kwiatów różnej wielkości. Na górze karki, na samym środku napisane było "kocham cię oppa", napisane prawdopodobnie przez któregoś z jej rodziców, bo nie wyglądało na pismo siedmiolatki.
Chłopak uśmiechnął się szeroko, bo rysunek bardzo go rozczulił. Hae była chyba najbardziej uroczym stworzeniem, jakie poznał.
– Powiedz jej, że dziękuję i też ją kocham.
====
CZYTASZ
arcade| woosan
Fanfictionzakończone ✓ Wooyoung to chłopak grający w siatkówkę, który nigdy nie zagada do Sana, bo mimo, że chłopak mu się podoba to gra w piłkę nożną. A kapitanowie rywalizujących drużyn przecież nie będą trzymać się za ręcę i chodzić na randki. Chyba, że kt...