– Może to? No chodźmy, proszę – pociągnął go za ręce.– Nie, bo zwymiotuje!
Wooyoung nie miał pojęcia, czemu wesołe miasteczko przyjechało pod koniec lutego, gdy było jeszcze zimno. Mimo pogody cieszył się, że może spędzić trochę czasu z Sanem, ale nie koniecznie z zawrotami głowy i żołądkiem obróconym do góry nogami.
– No błagam – złożył dłonie jak do modlitwy, a Wooyoung wywrócił oczami.
– Co będę z tego miał?
– Kupię ci watę cukrową? – uśmiechnął się.
Sam sobie nie wierzył, kiedy pracownik zapinał cisno jego pas. Siedzący obok Choi wesoło machał nogami, a mu już robiło się niedobrze, na samą myśl że siedzi na jakimś szatańskim kole, które wzniesie go w powietrze.
– Będzie dobrze, zobaczysz – złapał jego dłoń i poprawił się na miejscu.
Gdy koło ruszyło, przed oczami Wooyounga mignęło mu całe jego życie, a oczy automatycznie się zamknęły.
– Otwórz oczy, będzie ładny widok z góry.
– Bałem się zejść z głupiego drzewa! Myślisz że widok z wysokości mnie usatysfakcjonuje?! Właśnie umieram!
– Nie wrzeszcz tak – westchnął – Nie umierasz, wszystko jest w porządku. Oddychaj.
– Oddycham, inaczej byłbym martwy – sarknął.
– Och, wiesz o co mi chodzi.
Koło stale wolno się obracało, aż w końcu się zatrzymało. Jung otworzył szeroko oczy, gotowy ratować swoje życie w każdym momencie, kiedy San pomachał mu przed twarzą i uśmiechnął się szeroko.
– Spójrz jak ładnie. Tylko nie patrz w dół.
Widok z koła był naprawdę przyjemny, chociaż w głowie Wooyounga siedziały zupełnie inne myśli. Bał się, że już stąd nie zejdą lub co gorsza, spadną.
– Nie muszę czytać ci w myślach, żeby wiedzieć, że się boisz – westchnął.
– Wcale nie. Jest... ładnie. Tak, bardzo ładnie. Możemy już na dół?
San zaśmiał się cicho i wyciągnął telefon. Zrobił kilka zdjęć rozciągającemu się krajobrazowi, a także Wooyoungowi, który spoglądał akurat w drugą stronę.
Gdy w końcu oboje stanęli na ziemi, Wooyoung miał ochotę dziękować siłą wyższym za to, że nie zemdlał.
– To co, jaką chcesz tą watę?
– Nie chce, bo prędzej ją oddam. W nieprzyjemy sposób – wymamrotał.
San wiedział, że jego chłopak po części żartował i trochę za bardzo koloryzował swoje przeżycia, ale i tak zrobiło mu się go szkoda.
– Chodź, wygram Ci misia.
– Co? – zmarszczył brwi.
– To co słyszałeś. Chcesz?
Wkrótce Wooyoung z szerokim uśmiechem opuszczał ogromny plac z białym królikiem pod pachą. Drugą dłoń splótł z tą Sana i razem ruszyli do jego domu.
Po wejściu do domu było naprawdę cicho, tak że byli w stanie uwierzyć, że nikogo nie ma. Nagle między ich nogami pojawił się niewielki piesek, wesoło merdający ogonem, na którego widok Wooyoung głośno krzyknął.
– Piesek! – schylił się i wziął go w ramiona, a futrzak chętnie polizał go po policzku.
– Och, wróciliście – zza ściany wychyliła się Soodam.
Jak się okazało, właścicielką psa była przyjaciółka Soodam, która akurat przyszła. Wooyoung widział ją może trzeci raz, ale nie przejął się tym, bo zdecydowanie ważniejsze było zwierzę.
San usiadł obok pana Junga, który od razu go zagadał. Wooyoung jednym uchem nasłuchiwał, jak mówili o nadchodzących azjatyckich igrzyskach olimpijskich, ale drugim uchem to wypuszczał. Nie żeby był ignorantem, ale tematy sportu innego niż siatkówka niezbyt go interesowały.
– Woo, co ty na to?
– Nie – rzucił, nie wiedząc nawet o co chodzi.
– Nie słuchałeś, prawda? – westchnął jego ojciec.
– No wiesz, że nie. O co chodzi?
– Niech San zostanie dzisiaj, wieczorem leci dobry mecz.
– Aha, czyli wy będzie robić sobie nocowanko, a ja mam siedzieć i słuchać tych krzyków? – parsknął.
– Mniej więcej – wtrącił się San.
– Dobijasz mnie.
– Też cię kocham – szturchnął jego ramię – Chętnie zostanę proszę pana.
====
pytanie: kto jest waszą ulubioną postacią fika? 🌼
CZYTASZ
arcade| woosan
Fanfictionzakończone ✓ Wooyoung to chłopak grający w siatkówkę, który nigdy nie zagada do Sana, bo mimo, że chłopak mu się podoba to gra w piłkę nożną. A kapitanowie rywalizujących drużyn przecież nie będą trzymać się za ręcę i chodzić na randki. Chyba, że kt...