21.

892 29 0
                                    

Jednak potrzeba troszeczkę więcej czasu na napisanie rozdziału, niż się spodziewałam ale za to jest dłuższy niż planowałam.

— Ale tu ładnie — pochwaliła Clary, wchodząc do dużego pomieszczenia w którym miała odbyć się ceremonia. Przypominało trochę salę w której odbywają się wesela. Przez sam środek poprowadzony był czerwony dywan. Po jego obu stronach ustawione były ławki, ozdobione białymi kwiatami. Lampy zawieszone na ścianach dawały przyjemną poświatę i sprawiały aurę tajemniczości. Czuć było w powietrzu tę trzymającą w napięciu atmosferę. — Naprawdę się postarali.

— Myślę, że chcieli to zrobić jak najlepiej, żeby pokazać że nie wyszli z wprawy — powiedział Jace, nie patrząc na nią. Po chwili się odwrócił i widząc niezrozumiałe spojrzenie dziewczyny dodał. — W końcu tak wielkiej uroczystości nie było tu od lat. W ciągu ostatnich lat nie było tu zbyt wielu młodych Nocnych Łowców. Najmłodsi z nas to Chris i Seth. Zresztą dzisiaj będą uczestniczyć w ceremonii. Chodźmy, zaraz się zacznie.

Jace i Clary usiedli w trzecim rzędzie, tuż za Magnusem i Alec'iem. Parę minut później dołączył do nich Simon wraz ze swoją dziewczyną.

— Nie mogę się doczekać — szepnęła rozemocjonowana Isabelle, nachylając się do Clary. — Od wieków nie było tu takiej imprezy!

Fray zaśmiała się cicho, ale sama była szczęśliwa widząc jak jej przyjaciółka się uśmiecha. I nagle, siedząc na przepięknie udekorowanej sali wraz z przyjaciółmi, oczekując na rozpoczęcie ceremonii, Clary w pełni poczuła, że nareszcie jest na swoim miejscu. Żyjąc życiem przyziemnej cały czas miała wrażenie, że czegoś jej brakowało. Pobierała nauki w Akademi Sztuki, chodziła na spotkania ze znajomymi, świetnie bawiła się z Giselle... ale to nie było jej życie. To była tylko fałszywa otoczka, w której musiała żyć jako kara za sprzeciwianie się woli Aniołów. Teraz wszystko było tak jak powinno, i nie zamierzała tego zepsuć.

— Hej, wszystko w porządku?— usłyszała zmartwiony głos Jace'a a po chwili poczuła jego ciepłą dłoń na swojej. Zamrugała i spojrzała w prawo, natykając się na dwukolorowe oczy chłopaka. Uśmiechnęła się i pokiwała głową.

— Tak. Po prostu bardzo się cieszę, że tu z wami jestem — powiedziała, lekko ściskając jego rękę.

— Nawet nie wiesz, jak ja...

— Proszę o ciszę!—Przerwał mu donośny głos. Clary wydawało się, że słyszała go tylko i wyłącznie w swojej głowie, ale gdy się rozejrzała i zobaczyła, że wszyscy ucichli, przekonała się, że nie tylko ona usłyszała ten głos. Spojrzała na Jace'a, niemo dając mu do zrozumienia, że porozmawiają później. Kiedy przerażający Nocny Łowca zaczął swoją przemowę, spuściła wzrok i ze zdziwieniem zauważyła, że Jace nie zabrał swojej ręki. Nagle poczuła się bardzo niezręcznie, ale dla Herondale'a wydawało się to być zupełnie normalne. Dlatego nie zabrała swojej dłoni. Kiedy zaczęła przyglądać się ceremonii prowadzonej przez jednego z Cichych Braci, Jace zerknął na nią kątem oka i zdołał wyłapać delikatny uśmiech zdobiący twarz dziewczyny.

Przestał się jej przyglądać w momencie, gdy do sali weszła około 15-osobowa grupa młodych chłopców. Wszyscy byli bardzo skupieni, mimo że jedni byli widocznie uśmiechnięci a inni przestraszeni. W rządku przeszli po dywanie, zbliżając się do Cichego Brata. Stanęli w szeregu, a potem zgodnie, słowo w słowo powtórzyli przysięgę. Starszy Nocny Łowca zbliżył się do stojącego z brzegu chłopca. Ten wyciągnął rękę z podwiniętą do łokcia koszulą. Mężczyzna wyjął z kieszeni szaty stelę a potem nakreślił anielską runę na przedramieniu chłopca. Wszyscy nagle zaczęli wiwatować i bić brawo, a Clary aż podskoczyła ze strachu. Taka sama sytuacja powtarzała się przy każdym chłopcu. Cichy Brat doszedł do pewnego szatyna i narysował mu runę na obojczyku, a wtedy znowu rozległy się oklaski. Alec i Magnus wstali z szerokimi usmiechami na twarzach. Clary domyśliła się, że to musiał być jeden z ich synów.

Kiedy wszyscy chłopcy mieli już swoje runy, odwrócili się przodem do tłumu. Wszyscy się uśmiechali. Nie było już śladu po niepewności lub strachu. Młodzi Nocni Łowcy zeszli z niewielkiego podestu i podeszli do swoich rodzin. Magnus i Alec wstali ze swoich miejsc. Chwile później trzymali w ramionach dwójkę chłopców. Clary uśmiechnęła się na ten widok. Przeszło jej przez myśl, że sama chciałaby mieć kiedyś taką rodzinę. Ale dlaczego gdy o tym myślała, przed oczami widziała uśmiechniętego blondyna i dwoje dzieci?

— O czym myślisz? — zapytał ją Jace, wyrywając z zamyślenia. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego nieśmiało.

— O niczym konkretnym — rzuciła.

—  W takim razie... Czy mogę prosić panią do tańca? — zapytał, wyciągając do niej rękę. Dziewczyna szybko rozejrzała się wokół i zauważyła, że wiele par znajdywało się już na parkiecie. Pośród nich między innymi Simon i Izzy. Przytaknęła, łapiąc za dłoń blondyna i podnosząc się z miejsca. Jace zaprowadził ją na parkiet, kładąc rękę na jej talii, tym samym przyciągając ją bliżej siebie. Dziewczyna zarumieniła się delikatnie, nie do końca wiedząc jak się przy nim zachować. — Od samego początku uwielbiałem z tobą tańczyć. Tego też nie pamiętasz?— zapytał, spuszczając głowę. Doskonale wiedział jaka będzie odpowiedź.

— Nie... Nie pamiętam niczego związanego z tobą — odpowiedziała Clary i ze smutkiem pokręciła głową. A potem przypomniała sobie o słowach Isabelle. — Ale zawsze możemy utworzyć nowe wspomnienia, prawda?

Jace szybko podniósł głowę i spojrzał na dziewczynę. W jego oczach zalśniły łzy szczęścia, tak jak tamtego dnia gdy obudziła się w sali szpitalnej w Instytucie.

— Cieszę się, że to mówisz.

           Przez następne godziny świetnie się razem bawili, spędzając czas na tańczeniu, rozmawianiu i jedzeniu pysznych przekąsek. Wszystko było tak jak od dawna być powinno. Isabelle siedziała na kolanach Simon'a karmiąc go truskawkami. Alec i Magnus siedzieli obok siebie, trzymając się za ręce i prowadząc cichą rozmowę. A co najważniejsze — Clary i Jace spędzali czas w swoim towarzystwie, czego tak rozpaczliwie pragnął chłopak od dawna.

Kiedy wskazówki zegara zbliżały się do wpół do dziewiątej wieczorem, Clary ulotniła się z sali, tłumacząc się tym, że bolą ją stopy od szpilek, co teoretycznie nie było kłamstwem. Boso weszła na odpowiednie piętro, trzymając w dłoni szpilki. Kiedy usłyszała jak ktoś ją woła, odwróciła się.

— Jace, co tu robisz?— zapytała, nie zwalniając kroku.

— Chciałem cię odprowadzić, ale jak na taką małą istotkę to bardzo szybko chodzisz — powiedział, łapiąc głębokie wdechy. Dziewczyna zaśmiała się perliście.

— W takim razie to chyba nie mnie przydałby się trening. — Herondale przewrócił oczami, ale na jego twarzy widniał ten sam typowy dla niego uśmieszek. Doszli pod drzwi pokoju rudowłosej. Jace złapał dziewczynę za ręce i stanął naprzeciwko niej. Kiedy się tak w nią wpatrywał z pełnym skupieniem, wydawał się mniej pewny niż zwykle. Po chwili Clary poczuła, że Jace niebezpiecznie się do niej zbliża, na co spanikowała. To za szybko! Dziewczyna spuściła głowę w dół i przygryzła wargę, robiąc minimalny krok do tyłu.

— Kurde, przepraszam... — powiedział Jace, mentalnie dając sobie niezłego plaskacza w twarz. — Nie powinienem...

— Nie, w porządku — mruknęła Clary. — Nic się nie stało. — Podniosła głowę do góry. Uśmiechnęła się delikatnie, posyłając mu uspokajające spojrzenie. Chłopak westchnął i spojrzał na nią, upewniając się że ta nie ma mu tego za złe.

— Napewno?

— Jeju, tak Jace. Nie przejmuj się — powiedziała, przewracając oczami. Zdecydowanie wolała tego pewnego siebie Jace'a, choć ten nieśmiały był nawet uroczy. Spojrzała w jego dwukolorowe tęczówki, stanęła na palcach i (nie zdobyła się na nic więcej) delikatnie, choć o dwie sekundy za długo, pocałowała go w policzek. — Dobranoc, Jace — powiedziała, otwierając drzwi do sypialni.

— Dobranoc, Clary.

Dalsze dzieje|| Clary&JaceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz