31.

636 21 3
                                    

* polecam włączyć piosenkę, tworzy atmosferę ^_^

- Clary, jesteś gotowa?- zapytał Jace, wchodząc do pokoju dziewczyny, która siedziała na łóżku. Fray spojrzała na niego i otworzyła usta z wrażenia. Musiała przyznać, że wyglądał bardzo przystojnie w czarnym garniturze i włosach postawionych na żel. Pokiwała głową i powoli podniosła się z łóżka. Wygładziła krótką, fioletową sukienkę i spojrzała na Jace'a. - Nie stresuj się tak. To tylko Isabelle.

- Tak, i przy okazji cały Instytut - sarknęła Clary, besztając chłopaka wzrokiem. - A co jeśli coś pójdzie nie tak? Jeśli Izzy zmieni zdanie?

Jace nie wiedział czy powinien się zaśmiać czy raczej zachować powagę. W końcu pokręcił głową, przygryzając wargę.

- Clary - zaczął, powoli do niej podchodząc. - Isabelle chce zostać twoją parabatai od tak dawna, że sam nie mam pojęcia kiedy to się zaczęło. Na pewno się nie rozmyśli. Jesteś dla niej bardzo ważna i teraz chce żebyście zostały połączone runą. Kiedy straciłaś pamięć, bardzo to przeżywała bo zaledwie kilka tygodni wcześniej zgodziłaś się zostać jej parabatai. Uwierz, Izzy się teraz cieszy jak nikt inny na świecie - powiedział, kładąc swoją dłoń na Clary. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.

- Dziękuję, Jace. - Chłopak pokiwał głową.

- No, a teraz chodźmy już.

Wyszli razem z pokoju, trzymając się za ręce. Clary była odrobinę zestresowana, ale po drodze uśmiechała się przyjaźnie do każdego, kto się z nią witał. Kilkanaście minut później (które ciągnęły się dla Clary jak wieczność) doszli do tej samej sali, w której odbyła się ceremonia runy najmłodszych Nocnych Łowców. Dziewczyna niepewnie rozglądała się po pomieszczeniu. Sala była przystrojona niemal tak samo jak na poprzedniej uroczystości, która się tu odbyła. Zmienione były tylko dwa kolory, które dominowały: fioletowy dla Clary i zielony dla Isabelle. Po obu stronach czerwonego dywanu były ustawione rzędy ławek, za którymi znajdowały się stoły z przystawkami. Clary, praktycznie przyczepiona do ramienia Jace'a, rozglądała się wokół, starając się znaleźć kogoś znajomego. Chodziło tu rzecz jasna o Simon'a. Po prostu potrzebowała teraz jego głupiej, motywacyjnej gadki, po której zawsze robiło jej się lepiej. Nagle poczuła jak ktoś zarzuca jej rękę na ramiona. Kiedy odwróciła głowę, zobaczyła uśmiechniętą twarz swojego przyjaciela i natychmiast poczuła jak zalewa ją uczucie ulgi.

- Simon!

- Clary!- przedrzeźnił ją wampir ze śmiechem. Posłał Jace'owi porozumiewawcze spojrzenie a blondyn od razu się ulotnił, uśmiechając się krótko do rudowłosej. Simon stanął naprzeciwko swojej przyjaciółki, kładąc ręce na jej ramionach. - Niczym się nie martw, Fray. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik.

- Martwię się Izzy - wypaliła nagle Clary. - Myślisz, że ona jest pewna tego co chcemy zrobić? - Simon spojrzał na nią jak na wariatkę, przez chwilę myśląc, że dziewczyna żartuje. Po chwili westchnął ciężko i obdarzył ją spojrzeniem, jakim zwykle obdarowuje się małe dzieci.

- Clary, znam Isabelle i jestem przekonany, że ona wie co robi i naprawdę tego chce. Sądzę jednak, że nie chodzi tutaj do końca o to, czego chce Isabelle. To ty się zastanawiasz czy robisz dobrze, czyż nie? - zapytał, troskliwie spoglądając na Clary. Znał ją od dzieciństwa, co równa się z tym, że znał również jej największe pragnienia i lęki. Dziewczyna przygryzła wargę, patrząc na niego spod rzęs, po czym powoli pokiwała głową.

- Boję się, że rozczaruję Isabelle jako parabatai - wyznała cicho. Usłyszała tylko westchnięcie Simon'a, a potem chłopak podniósł jej podbródek i spojrzał prosto w oczy.

- Clarisso Fray - zaczął, a Clary skrzywiła się na dźwięk swojego pełnego imienia. - Ciebie i Isabelle łączy niesamowita więź. Od początku byłyście dla siebie parabatai, tylko bez runy. Jeśli wcześniej dawałaś radę, to teraz też dasz. Ta ceremonia tak naprawdę niewiele zmienia. Więc ogarnij się, Fray. Nie masz powodu do obaw — zakończył Simon, posyłając Clary twarde spojrzenie. Podniósł głowę i rozejrzał się. W sali zaczynało pojawiać się coraz więcej Nocnych Łowców, którzy powoli zasiadali w ławkach. — Clary, już czas.

Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, czując się już znacznie spokojniej niż wcześniej. Podziękowała Simon'owi za słowa otuchy i ruszyła na przód sali. Jeden z Cichych Braci, który miał poprowadzić całą ceremonię stał przy przyozdobionym ołtarzu, mając przed sobą starą księgę. Clary weszła na niewielki podest, stając naprzeciwko Isabelle. Dziewczyna miała na sobie zieloną sukienkę o takim samym kroju jak Clary, a na jej nadgarstku widniała nieodłączna bransoletka w kształcie srebrnego węża. Czarnowłosa uśmiechnęła się do Clary z ulgą. Wiedziała, że przyjaciółka by jej nie porzuciła w takiej sytuacji, ale jednak nawet Isabelle była odrobinę zestresowana. Obie nawet się nie spostrzegły, kiedy wszyscy zajęli miejsca a Cichy Brat rozpoczął ceremonię. W ich głowach odbijał się donośny głos mówiący o pierwszych Nocnych Łowcach którzy zostali swoimi parabatai, o łączących ich więzach i nowych zdolnościach, które nabywa się dzięki swojemu parabatai. W końcu dziewczyny podały sobie ręce, chwytając się za przedramienia. Wszyscy na sali wstrzymali oddech, kiedy obie zaczęły wymawiać słowa przysięgi, a wokół nich wzbierał się złoty krąg.

— Nie nalegaj na mnie, abym cię opuściła i odeszła od ciebie albowiem dokąd ty pójdziesz i ja pójdę. Gdzie ty zamieszkasz i ja zamieszkam. Lud twój - lud mój, a Bóg twój - Bóg mój. Gdzie ty umrzesz, tam i ja umrę, i tam pochowana będę. Niech mi uczyni Pan, cokolwiek zechce, a jednak tylko śmierć odłączy mnie od ciebie — zakończyły, biorąc głębokie wdechy. Patrzyły sobie w oczy, uśmiechając się lekko kiedy Cichy Brat rysował runę parabatai na ich dłoniach. Parę minut później na sali rozległy się głośne oklaski, a Clary i Isabelle, już jako parabatai, odwróciły się w stronę tłumu.

Dalsze dzieje|| Clary&JaceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz