Rozdział 27 - Z rodem Blacków się nie zadziera

3.9K 404 493
                                    

Przez kolejne dni Lacerta zwracała szczególną uwagę na to, co robiła Marlena. Nie powiedziała jej wprost, że widziała ją, warzącą eliksir miłości, bo chciała wiedzieć, jak daleko dziewczyna może się posunąć. Również nie wspomniała o niczym Remusowi, ani reszcie przyjaciół. Poniekąd Lacerta miała plan działania, ale chciała go jeszcze dopracować.

— Zniszcz ją, to oczywiste — oznajmił Regulus, którego Lacerta spotkała niedaleko Lochów, gdy wracała z wieczornych zajęć u Slughorna, co pomału stawało się prawie ich codziennością. Zaczęli rozmawiać jak dawniej i nawet nie zauważyła kiedy opowiedziała mu o całej sytuacji z McKinnon. — Niech wie, że z rodem Blacków się nie zadziera.

Lacercie wymsknęło się z ust ciche parsknięcie śmiechem.

— Tak sądzisz?

— Jedyne prawidłowe wyjście. Najlepiej tak, aby Remus był świadkiem tego, co ona planuje. To ją skreśli w jego oczach już na zawsze.

— Cudownie. — Lacerta uśmiechnęła się przebiegle, pocierając dłonie. — A właśnie, jak wyglądała sytuacja w domu po tym, jak zwiałam?

Co prawda Lacerta zdążyła przeprosić Regulusa za to, że nic mu nie wspomniała o jej planie ucieczki już kilkanaście razy, ale mimo to na każde wspomnienie o tej sytuacji, jego dobry humor nieco ulatywał.

— Matka wypaliła was z gobelinu i więcej nie wspomniała o wszystkim nawet słowem...

— Właściwie to nie jestem zaskoczona — westchnęła szarooka, zgarniając swoje kruczoczarne włosy a ucho.

W końcu młodszy z Blacków zaproponował siostrze odprowadzenie jej pod Pokój Wspólny Gryffindoru, kiedy ta stwierdziła, że już na nią pora. Gdy tysiące schodów przemykało pod ich stopami, Lacercie było o wiele raźniej niż gdyby miała wspinać się po nich sama. Dziewczyna była już przyzwyczajona do tego, ile dziennie musiała pokonać drogi, aby dostać się gdziekolwiek z wieży Gryffindoru, więc jakoś mocno to ta wyprawa na nią nie oddziałała, lecz Regulus już w połowie drogi zaczął narzekać.

— Spokojnie, Reg, to dopiero czwarte piętro — zaśmiała się Black, zerkając na brata, który mimo niezłej kondycji dzięki graniu w quidditcha i tak się zmęczył. 

— Cóż, tutaj się rozstajemy — powiedział Regulus, kiedy pokonali ostatni stopień na siódmym piętrze.

— Dzięki za odprowadzenie. — Uśmiechnęła się do brata, po czym objęła go na pożegnanie, co trochę zaskoczyło Ślizgona.

— Nie ma sprawy — odparł, a na jego twarzy malował się lekki uśmiech. — To do zobaczenia.

Kiedy Lacerta podała hasło, Gruba Dama otworzyła przejście i przepuściła ją.

Wchodząc do salonu Gryfonów, dziewczyna ujrzała kilkoro pierwszaków, zajmujących miejsca przy oknie, gdzie mogli skupić się na odrabianiu lekcji, po drugiej stronie pokoju znalazła się grupka starszych uczniów, a wśród nich Marlena, która podparta na ręce, spoglądała smutnym wzrokiem na Remusa. Huncwoci zaś zachowywali się dość typowo jak na nich; Remus siedział w towarzystwie chłopców na kanapie przy kominku, obserwując Syriusza przegrywającego z Jamesem w szachach czarodziejów. W tym czasie Peter sprawdzał, ile czekoladowych żab może zmieścić się w ustach, jako że ostatnio założył się z Syriuszem, że pobije jego rekord sześciu, mówiąc, że jego wynik to amatorszczyzna. 

Wzrok Remusa natychmiast wychwycił Lacertę, a na jego pociętej bliznami twarzy pojawił się uśmiech, który rozgrzewał serce Black. Od razu podeszła do swojego chłopaka i siadając mu na kolanach, zawiesiła się rękoma wokół jego szyi. Palcami przeczesywała jego jasnobrązowe włosy, przez co Remus uśmiechnął się czule i położył głowę na jej ramieniu, policzkiem dotykając pulsującego miejsca na szyi. Siedzieli tak dłuższą chwilę, ciesząc się własną bliskością, ale kiedy Lacerta chciała wstać, nie pozwolił jej na to.

Black and the Marauders • Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz