Rozdział 11 - Święta u Blacków cz.2

6.7K 518 643
                                    

— Nie używaj jego imienia! — warknęła Bellatriks, uderzając dłonią o stół. Jej oczy zrobiły się jeszcze ciemniejsze. — Tylko ci, którzy są godni, mogą go nazywać inaczej niż Czarny Pan.

To już przestało być zabawne, jeśli w ogóle takie było. Lacerta naprawdę zaczęła się martwić, że ich kuzynka zaraz coś mu zrobi. Za to Syriusz uniósł brew, wpatrując się w brunetkę.

— Przypuszczam, że też nie chciałbym, aby mówili do mnie po imieniu, gdybym miał takie jak on — stwierdził z uśmiechem i kontynuował, zwracając się wprost do Rudolfa. — Więc co trzeba zrobić? — zapytał ponownie. Słyszał w szkole różne plotki na temat Czarnego Pana i ich zwolenników, więc po prostu był ciekaw.

— Syriusz, błagam cię, przestań — szepnęła do niego Lacerta, lecz bliźniak zbył jej prośbę.

Rudolf spojrzał niepewnie na żonę, która teraz mordowała swojego kuzyna wzrokiem, dysząc przy tym ciężko. W końcu zamiast niego odpowiedział Cygnus. 

Był to wysoki mężczyzna o dotkniętej przez swój wiek twarzy, cienkich wargach i wyłupiastych paciorkowatych oczach, które zawsze twardo wpatrywały się w osobę, do której się zwracał.

— Czarny Pan przyjmuje zarówno czarownice, jak i czarodziejów w swoje szeregi — oznajmił dumnie. — Musisz tylko udowodnić swoją lojalność. Pokaż mu, Bella. Pokaż mu, jak daleko zaszłaś.

Rozmowa przy stole ucichła, kiedy wszystkie oczy skierowały się na Bellatriks. Widząc zainteresowanie, ta podciągnęła rękaw, ukazując wszystkim makabryczny tatuaż na przedramieniu; wąż wypełzający z ust czaszki. Lacerta rozpoznała Mroczny Znak Voldemorta. W ostatnim czasie przyuważyła, jak niektórzy Ślizgoni rysowali to w swoich notatkach.

Syriusz gwizdnął z uznaniem, żeby ją zirytować.

— Bardzo ładny, kuzynko — mruknął, odchylając się wygodnie na krześle. — Oznaczył cię jak bydło.

Lacerta natychmiast kopnęła go pod stołem w nogę. Bellatriks podskoczyła, a oczy jej płonęły, Narcyza wyglądała na zgorszoną, a Cygnus oraz Walburga zaczęli na niego wrzeszczeć, tak, że nie dało się zrozumieć, co mówią. Dopiero Ignatius przerwał ten hałas.

— Cisza! — zawołał, a jego długie białe wąsy najeżyły się gniewnie. — Orionie, jestem zszokowany, że pozwalasz twojemu synowi mówić takie rzeczy.

Ku zaskoczeniu Lacerty oraz Syriusza, ich ojciec po prostu uniósł brew. Jego słowa były jednak zwięzłe i dość spokojne, ale oni znali swojego ojca. Teraz starał się z całych sił, aby nad sobą zapanować.

— Gdybyś miał dzieci, Ignatiusie, nie zaskoczyłby cię fakt, że często mają one swoje własne umysły i zdanie — powiedział. — A ten — kontynuował, pogardliwie pochylając głowę w stronę Syriusza — ma raczej skłonności do... Cóż, obawiam się, że może w przyszłości pójść śladami swojej kuzynki.

Ten tekst Lacerta i Syriusz słyszeli wystarczająco często, jak powiedzieli coś nie tak, jakby życzyli tego sobie ich rodzice, ci przypominali o Andromedzie i hańbie, którą skalała cały ród Blacków. Oboje mieli nadzieję, że pewnego dnia będą w stanie przeciwstawić się swojej rodzinie, tak jak ona, bo już dawno temu doszli do wniosku, iż zdobycie miłości i szacunku ojca oraz matki oznaczałoby porzucenie poczucia własnej wartości, więc nawet się nie starali.

— Auć — prychnął Syriusz.

— Przynosisz wstyd dla naszego nazwiska — szepnął pod nosem ich ojciec, gdy przy stole wznowiły się rozmowy na inny temat, a wszyscy zdawali się pomału uspokajać.

Black and the Marauders • Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz