Rozdział 30 - Biały Londyn

3.4K 327 561
                                    

Huncwoci wraz z Lacertą nikomu nie powiedzieli, co zdarzyło się w lesie. Kosztowałoby ich to za dużo wyjaśnień, więc wspólnie ustalili, że lepiej będzie z nikim się tym nie dzielić. Zresztą, cały natłok zajęć spowodował, że po czasie prawie nie pamiętali o całym zdarzeniu, no chyba, że któreś z nich akurat spojrzało na Zakazany Las, co wbrew pozorom nie zdarzało się aż tak często.

Dni mijały i w zamku dało się wyczuć świąteczną atmosferę, a Syriusz o mało nie posiadł się ze szczęścia, gdy Remus zapoznał przyjaciół z mugolską piosenką Rudolf Czerwononosy. Od tej pory Huncwoci zaczęli nazywać Jamesa Rudolfem, a Black przyrzekł, że będzie to już ich tradycja.

Syriusz co jakiś czas wykrzykiwał tekst piosenki Jamesowi prosto w twarz przy prawie każdej możliwej okazji. Wielokrotnie próbowali też pomalować mu nos na czerwono, a kiedy James stawał się szczególnie wkurzony, rozlegał się dźwięk świątecznych dzwonków nie wiadomo skąd (choć tak naprawdę był to Peter, który trzymał parę dzwonków w kieszeni, specjalnie na takie okazje), co tylko doprowadzało Jamesa do białej gorączki.

— Nasze pierwsze święta u Rudolfa. Znaczy się Rogacza. Tak, to właśnie miałam na myśli — zaśmiała się Lacerta.

— NIE JESTEM PIEPRZONYM RENIFEREM, TYLKO JELENIEM DO CHOLERY!

Lily, która akurat siedziała z Dorcas przy stole w pokoju wspólnym, spojrzała się na Jamesa jak na skończonego idiotę, czyli tak właściwie, jak zawsze.

— Już spokojnie, bo zaraz ci się nos zaczerwieni ze złości — zachichotał Syriusz, przybijając za plecami piątkę ze swoją siostrą.

Potter przyłożył sobie dłoń do skroni i zamknął na moment oczy, oddychając głęboko i zastanawiając się, jak jego słowa mogła odebrać Evans. W tym momencie bał się uchylić powieki, aby sprawdzić, czy nadal patrzy na niego tym wzrokiem.

W tym momencie przyjście za portretem Grubej Damy otworzyło się.

— Remus... co ty robisz? — zapytała Lacerta, próbując stłumić śmiech. 

Chłopak potknął się, wchodząc do pokoju wspólnego, a stos paczek kołysał się niebezpiecznie w jego ramionach. Rzucił je na fotel, odsłaniając swój nowy sweter, jaki miał na sobie; rażąca w oczy czerwień z naszytym białym wilkiem na środku, na którego spadał śnieg za każdy razem, gdy Remus się poruszał.

— To jest wspaniałe! — powiedziała Lily, podchodząc bliżej chłopaka, aby móc przyjrzeć się swetrowi jeszcze raz. — Mugolskie świąteczne swetry wcale nie są takie fajne!

— Mama je zrobiła, a mój tata zaczarował, żeby się ruszały.

— Czekaj... "je"? Czyli masz ich więcej? — zapytał James, podejrzliwie spoglądając na paczki obok Lupina.

Okularnik ucieszył się, że jego przyjaciel swoją obecnością w wieży Gryffindoru (nieważne czy specjalnie, czy nie) zmienił temat. Na moment mógł odetchnąć od "renifera".

— Tak, mama zrobiła swetry dla nas wszystkich — odparł Remus, zaczynając je rozdawać. 

Sweter dla Lacerty wylądował na jej kolanach. Ochoczo rozerwała opakowanie i prawie podskakując ze strachu przez nagły, głośny śmiech Syriusza, siedzącego obok niej.

— Dostałem z reniferem! — zawołał podekscytowany, po czym podniósł swój granatowy sweter ze srebrnym zwierzakiem, który biegał między choinkami. — Podoba ci się Jamesie Czerwononosy? — zwrócił się do Pottera, który nie uraczył Syriusza spojrzeniem i puścił ten komentarz mimo uszu (a te zrobiły się lekko czerwone ze złości).

Black and the Marauders • Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz