Rozdział 4 - Pełnia

10.3K 702 589
                                    

— Macie się stawić jutro na szlabanie — oznajmiła McGonagall, gdy chłopcy podeszli do Lacerty i Remusa. — Będziecie czyścić wszystkie toalety w zamku, może to was oduczy jego profanacji.

— Ale... — zaczęła dziewczyna, podnosząc palec wskazujący do góry, chcąc wyjaśnić, iż ta nie miała nic wspólnego z kawałem chłopaków, lecz profesor natychmiast jej przerwała.

— Żadnych "ale" panno Black — rzekła stanowczo nauczycielka, spoglądając na brunetkę surowym wzrokiem. — A teraz proszę wrócić do dormitorium lub na kolację i żebym was nie spotkała włóczących się nocą po korytarzach.

Minerwa odeszła twardym krokiem, mówiąc coś pod nosem, co najpewniej było narzekaniem na chłopaków, jak to miała w zwyczaju. Lacerta spojrzała na swojego brata i przyjaciół oskarżycielskim wzrokiem.

— Wielkie dzięki — fuknęła, a następnie ich wyminęła i ruszyła przodem. — Przez wasze durne kawały mi się oberwało!

Peter westchnął ciężko, po czym razem z chłopakami ruszył za Black w stronę drzwi do Wielkiej Sali.

— Już się nie złość — odezwał się Syriusz. — Zresztą sama się w to wpakowałaś. Mogłaś po prostu iść z innymi na kolację.

Dziewczyna rzuciła mu jedynie mrożące krew w żyłach spojrzenie, które dobrze znał. Oznaczało ono, iż lepiej będzie, jak przestanie się już odzywać. Black podniósł ręce w geście poddania się i kontynuował wędrówkę w ciszy.

— Ja tam lubię, jak się złościsz — rzekł James. — Jesteś wtedy taka seksowna.

Lacerta zniesmaczyła się przez ten komentarz, lecz nie odezwała się ani słowem. Nie musiała nic odpowiadać, gdyż usłyszała, jak Syriusz sprzedał mu kuksańca. Zdusiła w sobie chichot i otworzyła ciężkie drzwi, a następnie ruszyła do stołu, przy którym siedziały dziewczyny. Marlena zauważyła szarooką i szturchnęła siedzącą obok niej Lily. Rudowłosa spojrzała na Lacertę zaciekawionym spojrzeniem, gdyż ta wyglądała na nieźle wkurzoną.

— Co się stało? — zapytała Lily, gdy Black usiadła obok Marleny.

— W skrócie... wpakowałam się w kłopoty — oznajmiła, nakładając sobie naleśnika na talerz. W tym samym czasie dosiedli się obok chłopcy.

— A mówiłam, żebyś tego nie robiła — odparła Dorcas, wywracając oczami.

— Wiem, wiem — powiedziała, po czym zatkała się kawałkiem naleśnika.

Następnego dnia rozpoczął się weekend i zamiast spędzać go, jak wszyscy inni na odpoczynku, chłopaki i Lacerta spotkali się na szlabanie rozpoczynającym się o godzinie szesnastej. Oddali różdżki McGonagall, po które mieli się zgłosić po wykonanej robocie, po czym weszli do pierwszej łazienki. Rzeczy do czyszczenia różnych powierzchni i wiadra z wodą już na nich czekały.

Spojrzeli po sobie i już każdy z nich wiedział, o czym myśli drugi. Otóż nikt nie chciał czyścić muszli klozetowej. Rozpoczął się wyścig do względnie najlepszych sprzętów czyszczących. Tak się złożyło, iż każdy zaczął biec w stronę dwóch mopów.

— Ha! — wydarła się Lacerta, łapiąc jako pierwsza za rączkę mopa. — Wygrałam!

— Oszukiwałaś. Odepchnęłaś mnie — powiedział Pettigrew, załamany wizją czyszczenia muszli.

— To jest wojna mój drogi — odparła brunetka, czyszcząc kafelki w jednym miejscu — tu nie ma miejsca na przyjaźnie.

— Właśnie Peter, idź pucuj kible i nie marudź — zachichotał Syriusz, myjący umywalkę.

Black and the Marauders • Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz