Rozdział 6 - Opiekuńczy Luniek

10.4K 687 582
                                    

W chwili, w której Lacerta się obudziła, pierwsze co ujrzała, to były zielone tęczówki głęboko wpatrzone w jej szare oczy. Kąciki ust natychmiast podniosły jej się do góry, przez co poprzecinana bliznami twarz Remusa nieco się rozpromieniła. Brunetka musiała przyznać, iż z całą pewnością blizny te nie odejmowały mu uroku.

— Przyszedłeś — powiedziała zaspanym głosem, przecierając sobie oczy rękoma.

— Wybacz, że nie było mnie wcześniej — oznajmił głębokim i przesiąkniętym smutkiem oraz poczuciem winy głosem, spuszczając przy tym głowę. Jego jasnobrązowe włosy, zwykle opadające w nieładzie na twarz, całkowicie ją zasłoniły.

Brunetka usadowiła się w pozycji siedzącej, po czym ujęła policzek Lunatyka dłonią. Chłopak podniósł głowę i znów utkwił w niej swoje spojrzenie.

— Rozumiem, że czujesz się winny — rzekła spokojnym głosem — ale możesz już przestać. Nie gniewam się na ciebie i ani przez moment cię nie obwiniałam. Pamiętaj o tym.

Lupin uśmiechnął się nieśmiało, wciąż nie odrywając od niej oczu, a Lacerta poczuła, jak serce zaczęło jej mocniej bić. Prędko odwróciła wzrok i odchrząknęła.

— Która jest godzina? — zapytała, poprawiając się na łóżku.

— Ósma trzydzieści — odparł zielonooki.

— Nie powinieneś być teraz na transmutacji? — Black zmarszczyła brwi i rzuciła mu krótkie spojrzenie.

— Myślę, że profesor McGonagall zrozumie, dlaczego mnie nie ma na zajęciach — powiedział Remus.

Dopiero teraz spostrzegła swoje ulubione czekoladki na szafce nocnej. Nie było ich, gdy kładła się spać, a więc stwierdziła, iż to on zapewne je przyniósł. Spojrzała na Lunia pytającym wzrokiem, a ten zachował się, jakby dopiero sobie przypomniał o tych słodyczach.

— To dla ciebie. No wiesz... za to, że byłem kretynem — odparł, drapiąc się po karku.

— Dziękuję, Luniu — rzekła, uśmiechając się radośnie.

Lupin przegadał z Black całą godzinę lekcyjną i chociaż chciał zostać dłużej, dziewczyna nie pozwoliła mu na opuszczanie zajęć z jej powodu. Po chwili przekonywania go obiecał szarookiej, że wróci po obiedzie, po czym wstał i zostawił pocałunek na jej policzku, delikatnie muskając kącik ust. Lacerta wstrzymała oddech z zaskoczenia, gdyż nigdy czegoś takiego nie robił i zanim się zorientowała, Remus zamykał już za sobą drzwi od skrzydła szpitalnego, zostawiając ją w szoku z rumieńcami na twarzy.

Zwlokła się z łóżka i ruszyła do łazienki w celu umycia się. Weszła do środka i ściągnęła z siebie szpitalną piżamę, a następnie weszła pod prysznic. Ciepła woda spływała po jej ciele. Dotknęła lekko ranę, a właściwie już bliznę po ranie. Nie bolała tak bardzo, jak wczoraj. Pani Pomfrey potrafiła zdziałać cuda.

Odgarnęła mokre włosy i zaczęła myśleć o tym niewinnym pocałunku.

Po wyjściu ze skrzydła szpitalnego Remus ruszył szybkim krokiem w stronę sali od historii magii. Jego twarz przypominała teraz kolorem dorodnego pomidora.

— Dlaczego ją pocałowałem? — burknął pod nosem, pukając się pięścią w czoło.

Może uzna to za nic takiego. Pomyśli, że to przez te emocje i tyle... mam nadzieję.

Zbiegł po schodach i już po chwili znalazł się na pierwszym piętrze, gdzie odbywały się lekcje z profesorem Binnsem. Z daleka ujrzał Łapę, Rogacza i Glizdogona w towarzystwie Gryfonów oraz Puchonów, z którymi dzielili te zajęcia.

Black and the Marauders • Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz