Czasami problemy rozwiązują się same.
Tak mógłbym określić ciąg wydarzeń napędzających nas do zakończenia tej jednej historii. George stwierdził zwyczajnie.
- Poszliśmy za smrodem kasy. - Część klientów burdelu dla pedofilów płaciła kartą czując się całkowicie bezkarnymi. Bo przecież żona senatora Alabamy prowadziła ten przybytek. Wysoko postawieni żołnierze zabawiali się tam, nawet kilku oficerów policji.
Jo się nie myliła, Madd był jak wściekły buldog. Złapał trop przy pomocy Furego i o dziwo Venoma i trzeciego typka, którego nikt z nas nie znał. Szybko znaleźli dowody i mimo najlepszych chęci Madd nie zdołał babska wypatroszyć, ale dopilnował, żeby w więzieniu rozeszła się stosowna fama kim owa dama jest i na czym zarabiała.
Z resztą doborowego towarzystwa burdel mamy nie było lepiej. Pozbawieni rang oficerowie trafiający do więzienia za niby lekkie przestępstwa z dziwnych względów dość szybko zostali przeniesieni i dotarła do nich więzienna sprawiedliwość.
Madd pojawił się trzy tygodnie od wyjazdu, trochę poobijany, nadal niechlujny i bardzo z siebie zadowolony. Nam o dziwo spodobała się okolica. Nie mieliśmy obaj nic do stracenia i bylibyśmy blisko dzieciaka. Adam wrócił do domu, dopilnować aresztowań. Miałem z nim minimalny kontakt telefoniczny, on i jego najwierniejsza detektyw po swojemu rozpracowywali sprawy do końca. A ja siedziałem na dupie żyjąc pod namiotem jak jakiś cygan.
- Czy ten teren należy do was? - Zapytałem Jo, któregoś poranka. Spojrzała na mnie znad kubka z kawą zamyślona.
- Do Madda. - Odpowiedziała.
- Mam dla ciebie propozycję. Kiet nie ma rodziny, tak na prawdę chyba nigdy jej nie miał. Potrzebuje kogoś kto sobie poradzi z tym całym szmelcem jaki ma w głowie. Zaoszczędziłem sporo kasy, jestem w stanie kupić wam dom. - Jo roześmiała się jakby miała do powiedzenia całkiem sporo, albo jak by zamierzał nazwać mnie idiotą.
- Nie potrzebuję pieniędzy na dom, bo już go posiadam. Może nie jestem milionerką ale stać mnie na utrzymanie dziecka i nawet posłanie go na studia Richard. - Popatrzyła na bawiącego się z Kietem Madda. - Przyjechałam bo to czas rocznicy, bałam się o niego. Kiet sprawia, że Karl jest spokojniejszy. Mam wrażenie, że ty też tak na niego działasz. Zamierzam tu zostać do czasu aż mały złoży zeznania. Potem wrócimy do domu.
- Ja chętnie ci pomogę. - Zacząłem znowu. Pokręciła głową.
- Nie Moon. Ale w zamian chcę czegoś od ciebie. To jedynie prośba a nie warunek. - Popatrzyła mi głęboko w oczy. - Zajmij się moim bratem, ja wiem, że proszę o wiele. Wiem jaki on jest, czego szuka.
- Szuka śmierci. - Warknąłem do niej, przypominając sobie nasze pierwsze spotkanie.
- Wiem ale mam wrażenie, że jesteś mu potrzebny. Wiesz takie wewnętrzne przeczucie, a ono rzadko się myli. Większość z nas agentów czy jak w moim przypadku profilerów działa kierując się instynktem. Madd potrzebuje zajęcia, celu. Potrzebuje pracy. Nie może żyć z renty i oszczędności. Sam mówiłeś, że chcesz założyć jakiś interes. - Chciałem. Myślałem o siłowni. Brakowało mi ćwiczeń, a nawet okazjonalnego treningu jaki dawałem małolatom na krótkich szkoleniach w terenie.
Kilka dni później stanąłem przed domem, który kupiłem na aukcji. Wszyscy widzieli w nim ruderę, ja widziałem przyszłość i solidne fundamenty. Ostatnie dni były ciężkie. Adam został ranny, próbowano napaść jego matkę. Złe chwile goniły gorsze. Obok domu był zakład naprawy motocykli co przyjąłem jako znak od losu. W końcu ktoś zadba o mój ulubiony pojazd. Zerknąłem jeszcze raz i ruszyłem do półciężarówki. Wracaliśmy do DC, pora pozamykać sprawy i załatwić Jo wyjazd z Kietem. Mały podskakiwał radośnie bo powiedziała mu już, że będzie jego mamą. Madd pozostał sam na odludziu, tak nam się przynajmniej zdawało, do czasu gdy zobaczyłem jego motor na ogonie mojej ciężarówki.
Jo tylko się roześmiała. Ja spojrzałem na nią jak na wariatkę.
- Mówiłam, że cię lubi. - Powiedziała chichocząc. Ja prychnąłem pod nosem. Oczywiście, że mnie lubi, mnie kurwa kocha każdy pokręcony psychopata w okolicy. Pieprzony szczęściarz ze mnie. Miałem swojego stalkera w DC, tu mam kolejnego, żyć nie umierać.
Washington już nie miał tego uroku co dawniej. Mimo natłoku spraw znalazłem czas na odwiedziny u kumpla. Mój dawny szef wyglądał jak wrak. Nadal był leczony a ja kurwa czułem się winny bo wplątałem go w te gówno. Adam leżał w innym skrzydle vis a vis pokoju chłopaków, których odbiłem kilka miesięcy wcześniej. Właśnie się pakowali do wyjścia. Naturalną rzeczą była rozmowa, zanim się obejrzeliśmy w pokoju pojawił się Fury po nim mój stalker Coal. O dziwo wszyscy pracowaliśmy nad jedną sprawą. Chłopcy planowali powrót do domu motocyklami. A ja po chwili umawiałem się z nimi na podróż.
Los to czasami pokrętna dziwka. Strata celu w życiu dała mi coś czego nie miałem wcześniej. Towarzyszy a nawet przyjaciół. Pożegnałem odlatującego z nową mamą Kieta, obiecując mu, że pozostaniemy w kontakcie. Coal przykleił się do mnie jak gówno do buta z zupełnie nie znanego dla mnie powodu. Ale byłem mu dłużny, gdyby nie on i Fury nigdy bym nie zajął się sprawą tych dzieci. Chociaż chwilami budził we mnie nieznany mi bliżej dreszcz i tak ze spokojem znosiłem jego obecność. Rozdzieliliśmy się tuż przed Kolorado. Każdy z nas ruszył w swoją stronę ja do mojego nowego domu.
*********************************************************************
Czekam co powiecie mi ciekawego o tym. Czy treść jest zbyt słaba? Czy bardziej rozpisać ten rozdział? Nie chciałabym robić masła maślanego ale może coś potrzeba dodać? Przydadzą się konstruktywne rady. Buziaki.

CZYTASZ
MOON. MW TOM I. Nowa Droga. √
Romance- Obudź się żołnierzu. - Klepnięcie w twarz pobudziło zamglony umysł. Mięśnie się napięły w oczekiwaniu na więzy, których nie było. Przeszukałem myśli usiłując przypomnieć sobie poprzedni wieczór. - No już, wiem, że nie śpisz. - Męski głos zawarczał...