* 9 cz 2. *

875 80 35
                                    

Wariackie papiery. Tylko kurwa tak mogę określić ostatni czas. Wylądowaliśmy w pierdolonym Wyoming. Grupa bawiła się w pieprzonych cowboyów, a wszystko za sprawą nieistniejącej kasy Brooksa. W czasach gdy żył, miał miliony. Nicole jako jego jedyna księgowa miała dostęp do jego kont. Jedno co mogę powiedzieć o tym sukinsynie pewnego to to, że inteligencji mu nie brakowało. Wiedział, że te pieniądze będą zbyt wielką pokusą dla reszty żyjących w bezprawiu towarzyszy. Mafia nie zapomina. Rok to, żaden czas.

Kto by pomyślał, że przyjdą po nasze dzieciaki? Tak naprawdę żaden z nas na to by nie wpadł. To co uznaliśmy za przepychanki o władzę było zwyczajnie wrogim przejęciem. Synalek jednego z szefów Brooksa, postanowił pozbyć się własnego tatusia. Udało mu się to właśnie w tamtym klubie. A Nicole i Ryder byli na listach gończych w Vegas. Josh niewiele z tym mógł zrobić. Machina ruszyła po za jego kontrolą. Na szczęście młody posługiwał się tam nazwiskiem matki, co dawało nam czas na zaplanowanie kolejnego ruchu.

A zaczęło się od tego, że siostry Slade zajęły domek Kellera. Młody zadekował się u Nicole, co dało mu chyba czas na to, żeby ją urobić. Wchodząc do niej rano z niezbyt pomyślnymi wieściami zastałem ją w jego ramionach z pierścionkiem w dłoni. Logicznym było zakładać, że szykują się do życia we dwoje całkiem na poważnie. Ryder nie brał rozwodów za ewentualność, małżeństwo według Kellera to związek na całe życie, tak stanowiła biblia jego rodziny. Jeżeli się oświadczył to z pełną wiarą w to, że im się uda. A ja? Ja czasami lubiłem popychać sprawy w pewnym kierunku. I tak dwadzieścia cztery godziny później stałem przy nim jako drużba. Całe to chore polowanie na te dzieci, zmusiło nas do ucieczki.

Rozpierzchliśmy się jak stado królików, w które wpadł lis. Plany u nas powstawały w sekundach. Kupiliśmy ciężarówki, w miastach oddalonych od naszego. Podróżowaliśmy parami z ukrytymi motocyklami. Fury zaopatrzył nas w dodatkowe maszyny bez żadnego pytania. Ja dysponowałem ziemią, a dokładniej starym ranchem. Od dawna inwestowałem gdzie się dało właśnie w tereny. Kupowałem podupadłe hotele, gospodarstwa a nawet starą kopalnię srebra. Ziemia rzadko kiedy traciła na wartości, a ja zamierzałem szkolić grupę w trudnych terenach. Mogłem też od biedy pobawić się w odbudowę budynków i odzyskać co włożyłem.

Nasza trójka podróżowała razem, wyjechaliśmy na końcu naszej kawalkady nie bez przyczyny. Zatrudnienie na chybił trafił pracowników, żeby przez kilka tygodni lub miesięcy nasza firma działała było zadaniem niełatwym. Cegła zamierzał tego pilnować. Młodzi umilali mi czas żartując między sobą, Ryder śpiewał swoim ochrypłym głosem tak podobnym do dziadka, że ciężko go było odróżnić chwilami. Kiedyś opowiedział mi o tym, że przecież nie łączą ich więzy krwi, ale z jakiegoś powodu bardzo go fizycznie przypominał i miał jego talent. Chociaż, skoro Trey udawał Trippa Duganna, to musieli siebie przypominać i mieć podobny głos. Ten właśnie pakiet dostał nasz Ryder w genach.

Jednego czego bał się młody to zranienie swojej świeżo poślubionej żony. Bał się zbyt intensywnej bliskości. Może postąpiłem źle, rozmawiając z nim o jej lękach, ale wolałem go na to przygotować. Nie spodziewałem się tego, że im się uda. Tamtej nocy trafiliśmy do uroczego pensjonatu, takiego typowego do którego jechałeś na miodowy miesiąc. Poranek zaskoczył mnie widokiem moich małolatów w iście ognistym uścisku, pożerających się nawzajem. Jak typowy starszy brat poczułem się z nich dumny. Bo kurwa kto by się spodziewał, że tak im to świetnie wyjdzie? Ja na pewno nie. Ryder czasami mi to zarzucał. Nazywając mnie człowiekiem słabej wiary. Miał rację, jak zawsze.

Obserwowanie ich uczucia i dojrzałości z jaką podchodzili do siebie i życia ze sobą było jednym z najlepszych doświadczeń jakie miałem. Kogo ja oszukuję, nigdy z żadną rodziną nie byłem na tyle blisko, żebym mógł widzieć jak wygląda codzienność par. To sprawiało, że czułem się żałosny i zazdrosny. Tak naprawdę wszyscy mu zazdrościliśmy. Ta dwójka zawsze się starała sobie przychylić nieba. To nie znaczy, że się nie kłócili. Awantury bywały całkiem głośne. Bo młoda umiała walnąć talerzem w ścianę, gdy bywała nieszczęśliwa. A Ryder znał jedną metodę na to, zarzucał ją na ramię, ładował jej klapsa w tyłek i pędził do sypialni. Metoda zadziwiająco skuteczna, bo zawsze wracali oboje szczęśliwi a afera została wyciszona. Potem rozpoczynali negocjacje i kończyli swój spór.

MOON. MW TOM I. Nowa Droga. √Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz