* 14 cz 1. *

821 86 36
                                    

- Na pewno nie chcesz zostać w pobliżu? - Zapytałem ją spokojnie, będąc w zbyt dobrym nastroju, żeby się wściekać na jej bezduszność. 

- Nie. - Tak naprawdę nawet nie trzymała go na rękach. Zachowywała się jak bezduszna surogatka. Chociaż sądząc po  tym co wywijała przez ostatnie miesiące nie powinienem być zdziwiony. - Był tego warty? - Zamrugałem oczami z szokiem odrywając je od mojego skarbu troskliwie otulonego w błękitny kocyk. Przyciągnąłem go do siebie bardziej tak zupełnie odruchowo. - Dwieście pięćdziesiąt tysięcy to dużo. 

- Tak, jest bezcenny. - O dziwo skinęła głową. Nawet jej nie przyszło do głowy, że mógłbym dać i milion bez wahania. Jej plany obrobienia mi konta poznałem w chwili gdy tylko wyszła od swojego kochanka. Wybrała sobie do tego kiepskie narzędzie, bo Madd pomimo jego wad był lojalny i kochał mojego syna. 

Ostatnie miesiące to był pierdolony koszmar. Nie wyjeżdżałem na misje, dowództwo powierzając Blackiemu. Coal pojawił się na jego wezwanie i cierpliwie wyjeżdżał z nimi bez słowa skargi. Woziłem ją nawet ze sobą do sklepu. Po akcji z Neo gdy oskarżyła go o to, że ją molestował nie spuszczaliśmy jej z oczu. Zabrałem ją nawet po odbiór motocykla od Rydera. Do tej pory było mi niedobrze na samo wspomnienie jej zachowania. Praktycznie obmacywała go na moich oczach. Widziałem zniesmaczenie na jego twarzy i jak odrzucił jej niewybredne zaloty kompletnie ją po chwili ignorując. 

Potem przyszli do mnie oni. Ta rozmowa chyba była jeszcze gorsza od jej wcześniejszych wyczynów. 

- Wiesz, to nie jest tak, że chcemy cię skrzywdzić. - Venom zaczął. Blackie westchnął i pokręcił głową uciszając go. 

- Tu nie ma co krążyć. Wiem, że Karen straciła dla ciebie swój urok. Wszyscy widzimy codziennie jej chore akcje. Przeleciała kilku pracowników, jeden się sam zwolnił przez jej awanse. Ostatnio złapałem ją jak podrywała małolatów. To już się robi chore. - Co miałem im kurwa powiedzieć? Brzydziłem się tej larwy jak niczego w życiu. - Dlatego zrobiliśmy losowanie, kto zajmie się jej rozrywką. Nie chcemy, żeby twój syn zachorował na jakieś świństwo, które ona złapie. Swędzi ją to podrapiemy gdzie trzeba. - Mdłości ścisnęły mi żołądek. 

- Kto? - Mój głos był tak zachrypnięty, że ledwie go poznawałem. 

- Madd. - Padła odpowiedź od Luxa. - Bracie jak ja się kurwa cieszę, że to nie byłem ja. 

- Madd? - I wtedy dotarł do mnie komizm tej sytuacji. Najbardziej szalony z nich wszystkich ma opanować szalejącą sukę w rui. Opadłem na siedzenie i zacząłem się śmiać tak bardzo, że leciały mi łzy z oczu. Madd wparował na tą scenę z otwartymi ustami przyglądał się mi, jakbym raptem miał dwie głowy.

- Co z nim kurwa? - Wysapał. Na sam dźwięk jego głosu zacząłem od nowa. Patrzyli na mnie z szokiem.

- Chyba ma napad histerii. - Slade stwierdził po chwili. To wydobyło kolejny krztuszący się dźwięk z mego gardła. Wstałem i podszedłem do Madda przytulając go do siebie.

- Dziękuję kurwa. - Wydukałem usiłując się uspokoić. Cały zesztywniał. 

- Może trzeba wezwać lekarza? - Lux wyszeptał. Pokręciłem głową śmiejąc się dalej. 

- Madd kurwa, jest cała twoja bierz ją tygrysie. - Wysapałem wychodząc. Tak ten dzień zdecydowanie należał do dobrych. 

- Zwariował kurwa. - Usłyszałem za moimi plecami jak szeptali do siebie. A ja kurwa miałem ochotę tańczyć w deszczu. 

Patrzyłem na to jak Madd ładuje jej tyłek do taksówki. Chyba się do niego przywiązała. Nadawała coś do niego z uśmiechem jakby mu zależało. I raptem jej twarz opadła. Zaczęła gestykulować i chyba krzyczeć. Próbowała uderzyć go w twarz. Madd z dzikim uśmiechem złapał jej dłoń, odpychając od siebie. Potem zgarnął ją na ręce i wsadził do taksówki. Nawet zapłacił za podróż. 

- Zostaliśmy sami synku. - Powiedziałem zaglądając w te malutkie nieświadome niczego oczy. Był troszeczkę za chudy, dlatego nadal byliśmy w szpitalu. Suka wymuszała u siebie wymioty do siódmego miesiąca. Wtedy zaczęły jej wypadać włosy i okazało się, że dziecku nic za bardzo nie jest, ale ona sypie się aż miło. Przerażona zaczęła w końcu wszystko jeść, ale mój synek nadal miał za niską wagę. 

- Wcale nie sami. - Dopadł mnie głos Furego. On i jego słodka żona trzymali wielki kosz prezentów. Gabbi była cudowną dziewczyną i uszczęśliwiała naszego brata. - Ten dzieciak nigdy nie będzie tylko twój, wiesz o tym. - Oznajmił mi. Gabbi wyciągnęła do mnie dłonie, spojrzeniem prosząc mnie o pozwolenie dotknięcia mojego synka. 

- Wybrałeś imię? - Zapytał mnie Fury. Przez długi czas szukałem imienia idealnego dla niego.

- Brandon. - Padło od drzwi. Madd wszedł swobodnie do środka  z butelką w ręku.

- Brandon Robert. - Przytwierdziłem jego słowa. Zaskoczyłem go hołdem złożonym jego dziecku. Pokręcił głową.

- Nie musi nosić dwóch imion, powinien mieć własne a nie pamiątkę po zaginionym dziecku, Moon. To by było nie fair. Pozwól mu być po prostu sobą. - Poprosił odbierając małego Gabbi i wkładając mu smoczek butelki do ust. 

 Tak zaczęła się nasza podróż we dwoje. Lub raczej jego podróż z nami. Bywało różnie. 

Pierwsze tygodnie były szokiem, owszem przeczytałem kilka książek uznając siebie na przygotowanego do roli ojca. No cóż. Nikt nie uprzedza, że dzieciaki są rożne. Mój synek w dzień był oazą spokoju, ładnie zjadał  zawartość swoich butelek i grzecznie spał. Kiedy przychodziła noc zaczynały się wrzaski. Czasami trzy godziny snu musiało mi wystarczyć na dobę. Siły zaczęły mi słabnąć po miesiącu. I tu z pomocą przyszli jak zwykle oni. Wyznaczyli sobie nocne dyżury, żebym mógł odespać choć trochę. 

W mądrej literaturze nikt nie napisał, że maluchy umieją wydać z siebie tyle smrodliwej wydzieliny. Gdy po raz pierwszy mój syn obrobił swój tyłek do tego stopnia, że wylało się mu to za kołnierzykiem, myślałem, że zachorował. Wymyłem go i popędziłem do lekarza, czym wzbudziłem ogólną wesołość w gabinecie pediatrycznym. Lekarz się nade mną zlitował i dał mi swój numer telefonu, zezwalając na przerywanie swojej pracy  gdybym miał pytania.  Moim braciom trafiały się takie niespodzianki dość często. Lux zazwyczaj rzygał jak kot gdy miał nieszczęście, że Brandon za dużo zjadł. Venom nakładał maskę przeciwgazową, a Blackie znosił to o dziwo ze stoickim spokojem, wyzywając braci od cipek i mięczaków. 

MOON. MW TOM I. Nowa Droga. √Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz