* 14 cz 2. *

824 77 34
                                    

Uwielbiałem nasze wspólne poranki, bieg z synkiem bezpiecznie schowanym w nosidełku na mojej piersi udowadniał mi, że nie muszę z niczego rezygnować. Mały wyglądał jak prawdziwy twardziel ubrany tak jak my. Fury uwielbiał mu zamawiać wszystkie odpowiedniki naszych strojów w miniaturze, pewnie płacił za nie krocie ale przecież to go nie powstrzymało. Obydwaj mieliśmy pełną kochającą się wzajemnie rodzinę. Nie rezygnowaliśmy z niczego nawet z tego aby nasze dzieciaki się poznały, zabawnie wyglądały nasze comiesięczne pogawędki maluchów przez komunikator, bo Ella córka Rydera przecież musiała znać nasze dzieci, a one musiały poznać ją. Nasza dziecięca gromadka usadzona przed kamerą rozmawiała ze sobą wzajemnie po swojemu. Chłopcy Furego pilnowali ich zabawiając je wszystkie. Ustaliliśmy też fundusz dziecięcy, odkładając cześć zarobków jako ubezpieczenie na przyszłość dla nich wszystkich, na wypadek gdyby, któryś z ojców zginął. Pieniądze to nie było wszystko co zapewniał nasz dokument, najważniejszym punktem było wychowanie naszych dzieci przez resztę naszej gromadki. Nasza praca nie była bezpieczna ani stabilna.

 Amanda i Gabbi pozwalały poczuć Brandonowi jak powinna wyglądać i zachowywać się matka. Obie traktowały go jak swoje potomstwo, poświęcając mu maksimum czasu. Przez pewien okres czasu nawet miałem ochotę znaleźć mu mamę. Dziecko na piersi mężczyzny z jakiegoś powodu pobudzało kobiety do flirtu. Odbębniłem swoją porcję randek i seksu, licząc po cichu, że gdzieś zapali się ta Boża iskra, która da mojemu dziecku matkę a mi kobietę. Niestety nie miałem tego szczęścia. 

Blackie stwierdził, że większość lasek około trzydziestki, które były nadal wolne, zwyczajnie na matki się nie nadawały. Szukały we mnie bardziej zabawki, niż męża. Po roku odpuściłem sobie. Po dwóch już nawet nie reagowałem na zaczepki, zbywając kobiety uprzejmie. Gdy Bran miał prawie trzy lata, jego inkubator zaskoczyła nas zaproszeniem na swój ślub. 

Gapiłem się jak sroka w gnat na elegancki w swej formie kartonik, gdy do biura wpakował się Madd z Brandonem na rękach. 

- Co jest? - Zapytał widząc, że moja twarz jest zacięta i niezbyt szczęśliwa. Postawił Brandona na ziemi podając mu kanapkę i soczek i włączając mu bajeczkę. Mały kochał swoje kreskówki a mi zupełnie nie przeszkadzały ich dźwięki. Sprawdzały się przy jedzeniu w dni, które były dla niego gorsze. Odkryłem to, gdy miał roczek i gorączkę. Wystarczyło włączyć mu to, żeby grzecznie zjadał wszystko z miseczki. Lekarz gdy mu o tym powiedziałem, spojrzał na mnie jak na zbrodniarza. Bo co za ojciec malucha przyzwyczaja  do oglądania telewizji? W dupie miałem jego psychologiczny bełkot, ważniejsze było, że mój syn miał pełny brzuszek. Z zamyślenia wyrwał mnie gest Madda odbierający mi kartonik z dłoni. 

- O ja pierdziu. - Madd starał się mniej przeklinać, chociaż mu to wychodziło marnie. Popatrzyłem na niego zastanawiając się czy mu przykro. Przecież to on ostatni z nią sypiał. Ten wariat wyglądał jednak na zachwyconego. - No zobacz, ktoś się na nią połaszczył. Wyślij kondolencje biednemu frajerowi. - Rechotał. Ten wybuch radości przyciągnął resztę ferajny. Podawali sobie ten skrawek kartonu i śmiali się w najlepsze. Fury taszcząc swój przyrośnięty do ręki tablet skomentował to jako ostatni.

- Ciekawostką jest, że znowu jest w ciąży. - Zatkało mnie patrząc na jej zdjęcie z wyraźnym już brzuchem. - I znalazła sobie Moona 2.0. 

- Co kurwa? - Lux brzmiał na zaszokowanego.

- Wychodzi za żołnierza, chociaż ranga kiepska w porównaniu do naszego chłopczyka. Ledwie sierżant. - Teraz radości wokół było co niemiara. Dopiero głos Brandona wyrwał nas z zaklętego kręgu.

- Tatusiu zjadłem. - Popatrzyłem na ciemne włoski mojego synka i jego niewinne błękitne oczy. Ta suka porzuciła go bez jednego spojrzenia, a teraz sprowadzała na świat kolejne dziecko planując być jego mamą. W jej oczach mój syn znaczył tylko tyle ile mogła za niego wziąć. Obrzydliwa kreatura. Wyciągnąłem do niego ramiona i przytuliłem synka do siebie. Poważne oczy moich braci skupiły się na nas. 

MOON. MW TOM I. Nowa Droga. √Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz