* 15 cz 1. *

852 83 35
                                    

Uśmiechnąłem się pomimo zmęczenia na widok połączenia przychodzącego. Roześmiana twarz Rydera podskakiwała na moim ekranie. Dawno nie rozmawialiśmy, cały tydzień.

- Bracie. - Mój głos był pełen ciepła. - Czyżby kolejne dziecko w drodze? - Lubiłem mu dokuczać znając jego plany posiadania szóstki dzieci.

- To nie to. - Głos Rydera był zdarty i zgaszony, jakbym rozmawiał z obcym człowiekiem. - Możecie dla mnie zarezerwować swój czas? - Zamrugałem zaskoczony. Wiedział, że planujemy wyjazd z rodzinami pod namiot. Kupiliśmy nowe tereny leśne i zamierzaliśmy zrobić sobie trening przetrwania.

- Pewnie, że mogę. Stało się coś? - Jakieś złe przeczucie ścisnęło moje serce. Ojciec Nicole od dawna gryzł piach. Pomagaliśmy wtedy naszemu bratu ogarnąć to wszystko.

- Niestety. - Wyszeptał. - Za godzinę przylecę helikopterem. Odbierz mnie z hangaru jak możesz. - Teraz moje brwi podjechały do góry. Ryder był jednym z tych, którzy unikali pokazywania swojego bogactwa. Wiem, że jego wujek ma własny helikopter i korzysta z niego sporadycznie. Widocznie sprawa była pilna.

- Jasne. Zresztą Lux jest na miejscu, załapał się na jakieś szkolenie. Po prostu go znajdź, ja dam mu znać. - Mruknął coś i się rozłączył. Wysłałem SMS Alert do wszystkich. Zadzwoniłem do Luxa dając mu krótkie instrukcje, że ma odebrać Rydera.

Po pół godzinie wszyscy zziajani pojawili się w sali konferencyjnej. Większość z nich była na zakupach uzupełniając garderobę na wyjazd, bo nie zabieraliśmy strojów taktycznych.

- Co się dzieje? - Fury wyglądał na zaspanego. Ostatnio chyba czas remisji się skończył i znowu był osłabiony.

- Nie wiem, Ryder poprosił o nasz czas. Leci tu. - Fury podniósł brwi równie zaskoczony jak my.

- Na miotle? - Madd oczywiście wykazał się swoim humorkiem.

- Miotłą to zaraz ty oberwiesz. - Neo odwarknął. Victor miał napad złego humoru bo jego córeczka była chora, opiekuńczy jak zawsze chciał do niej wrócić.

- Madd zamów jakieś jedzenie, trzeba brata ugościć a nie pierdoły opowiadasz. - Ven jak zwykle usadził naszego wariata. Ostatnio był znowu nie do wytrzymania.

- Nic nie wiesz? - Blackie nie wydawał się rozluźniony.

- Nie, ale chyba nie jest dobrze sądząc po jego głosie. - Odpowiedziałem.

- Włącz to. - Ryder nawet się z nami nie przywitał. Podał Furemu jedynie przenośny dysk i opadł na najbliższe wolne krzesło. Wyglądał strasznie, jakby się postarzał o dziesięciolecia w ciągu jednego dnia. Przekrwione oczy utkwił w ekranie nic nam nie mówiąc. O dziwo tam pojawił się reportaż, jeden z tych, które emitowane są około północy.

- Dzisiaj w godzinach porannych naszego rozmówcę spotkał niemały szok. Był pewien, że odnalazł ciało kobiety. Okazało się, że ofiara bestialskiego napadu żyje. - Wyłączyłem się gdy na ekranie pojawiło się zdjęcie Evy. Pięknie uśmiechniętej cudownej dziewczyny. - Oto Eva Keller, wnuczka osławionego Treya Kellera i córka Erica Kellera słynnego fotografa. Tak przynajmniej wyglądała jeszcze kilka dni temu. - Mój mózg z trudem przetrawiał dane, które pokazały się na ekranie i wypowiedź chłopaka, którego pies ją odnalazł.

- Co? - Wyszeptałem, patrząc na zdjęcia chyba ze szpitala. Moja Eva nie miała twarzy, jej skóra była jednym wielkim siekanym kotletem, bo raczej trudno to inaczej nazwać. Jej piękne włosy pokryte były krwią, gdzieniegdzie odstawały od czaszki. Bliżej nieokreślone rany pokrywały obleczone w skąpą osłonę ciało. Popatrzyłem na braci nadal nie wierząc w to co widzę.

Blackie zatkał usta i miał spływające po policzkach łzy, Lux płakał otwarcie, Fury cały się trząsł a Ven patrzył w podłogę zaciskając pięści.

- Czy ona żyje? - Neo zapytał szeptem, który brzmiał w ciszy jak uderzenie pioruna.

- Tak. - Ryder odszepnął. - Lekarze nie wierzyli, że przeżyje. Te bydlęta skrzywdzili ją tak bardzo jak tylko się da. Na jej ciele nie ma miejsca bez rany, miała obrażenia wewnętrzne, została wielokrotnie zgwałcona, do tego stopnia, że prawdopodobnie nigdy nie będzie mieć dzieci. Musiano jej zrekonstruować nawet odbyt. Przeszła już tyle operacji, że lekarze boją się jej podawać kolejną narkozę. Muszą zaczekać zanim podejmą inne działania. - Ryder wyrzucał z siebie te wszystkie okropności z wielkim trudem. A ja pękłem. Musiałem się stamtąd wydostać bo mógłbym zabić kogokolwiek, kto wpadłby pod moje ręce. Przyjaciel czy wróg nie ważne, zmiótłbym z powierzchni ziemi każdego. Nawet nie wiem jak wydostałem się z tego pomieszczenia, Brandon bawił się w korytarzu.

- Idź do cioci Amandy, Brandon. - Mój głos był zduszony a w płucach brakowało powietrza, widziałem tylko czarne płaty latające mi przed oczami. - Natychmiast synku. - Mały złapał zabawkę i wybiegł. Dzięki kurwa Bogu. Wpadłem do sali ćwiczeń na dole i złapałem ławeczkę odrywając ją od podłogi i rzucając nią w ścianę. Nawet się nie zastanawiałem nad kolejnymi rzeczami leżącymi tam. Gdy oprzytomniałem, pokoju już nie było, spadł nawet sufit a ze ścian wystawała wata szklana, służąca do ocieplenia. Dyszałem tak intensywnie, że zacząłem się obawiać zawału. Serce waliło mi intensywnie a w ustach miałem pustynię.

- Moon. - Madd wyszeptał. - Przestań, jesteś nam potrzebny. Musimy złapać tych bydlaków, którzy jej to zrobili. Ta dziewczyna przeżyła, żeby tego doczekać. Nie możemy jej zawieść. - Błagał mnie z płaczem. Odetchnąłem zdzierając z pleców mokrą od potu koszulkę.

- Wiem. - Odpowiedziałem. Sam słyszałem jak mój głos stał się martwy jak u jakiegoś obcego człowieka. - Spiszcie wszystko ja muszę się umyć.

- On i tak to wszystko słyszał Moon. - Madd zatrzymał mnie w drzwiach. Popędziłem do sali konferencyjnej tak jak stałem.

- Ogarniemy to. Daj nam wszystko co masz. Złapiemy tych skurwieli. - Popatrzyłem twardo po moich braciach. Każdy z nich skinął głową i żaden nie skomentował niczego.

- Kupię wam helikopter, moja rodzina się złożyła. Nie chcemy waszego czasu za darmo. To może potrwać. - Prawie prychnąłem. Bo Fury kupił go ledwie tydzień temu. Spojrzał na mnie bezradnie. Skinąłem do niego głową, żeby wziął od niego kasę. Kellerów są dumna rodziną, muszą czuć, że zapłacili za to o co proszą. - Muszę wracać. Ja i ona mamy tę samą grupę krwi, potrzebują mnie tam Moon.

- Znajdziemy ich, obiecuję ci. - Powiedziałem. Podszedł do mnie i zgarnął mnie w ramiona. Jego ciało się całe trzęsło . - Ona da radę bracie. To wojowniczka, ocalała.

- Musi, bo ja nie przetrwam bez niej. Już nawet nie mam łez bracie. - Załkał. Oderwał się ode mnie i wybiegł. Cisza jaka nastała w sali była koszmarna. Wszyscy patrzyli na zdjęcia przeskakujące jak w kalejdoskopie.

- To kurwa niepojęte. - Warczał Blackie. - Dzwonię po Coala i po Gringe. Chuj mnie kurwa obchodzą ich plany.

- Gringe wyślij do szpitala, do niej. Ma posadzić tam swój zadek i jej kurwa pilnować. - Warknąłem w odpowiedzi.

- Ile ci dał? - Fury ściskał czek w ręku. Jakby od tego zależało jego życie.

- Dziesięć milionów bracie. - Odpowiedział.

- Załóż jej konto. Nie mam kurwa zamiaru na tym zarabiać. Grupa poniesie koszty, a jeżeli się nie zgodzicie sam zapłacę. 

- Pierdolą mnie te srebrniki, schwytajmy tych chujów. - Venom warknął. 

- Uczyła się w NYC, trzeba by było zdobyć ślady. - Neo powiedział cicho. - Znaleźć światków.

 
- Lux za godzinę lecisz z Neo do Nowego Jorku. - Oznajmiłem. - Fury i Moss internet. Nie muszę wam tłumaczyć co robić.

MOON. MW TOM I. Nowa Droga. √Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz