- Nazywam się Christo Pavlowicz. Chyba jestem Bułgarem, chociaż nie jestem pewien. - Głos Blackiego był suchy jak papier ścierny. Wszyscy zamilkliśmy jak jeden mąż.
- Ale przecież cię sprawdziłem. - Fury się zapowietrzył. Jego mało co było w stanie zaskoczyć. - Jesteś agentem FBI. - Blackie podniósł dłoń uciszając go.
- Daj mi skończyć, potem podejmiecie decyzję czy chcecie mnie i Coala tu nadal. - Zagryzł wargi zastanawiając się co nam przekazać. - Nigdy nie byłem w FBI. To właściciel tej twarzy i życiorysu, był agentem. Ja nie byłem aż tak ładny. Miałem zbyt wiele blizn i nigdy nawet nie miałem włosów na głowie. Od małego przygotowywano nas do tego czym byliśmy, szczerze nawet nie jestem w stanie określić do kogo należeliśmy. Miałem sześć lat gdy trafiliśmy do obozu szkoleniowego. Gdy miałem lat dziesięć umiałem zabić gołymi rekami. Mój starszy brat był tam razem ze mną, dopóki nie zaginął kilka lat temu. Wysyłano nas z konkretnymi zadaniami. Zabić i nie zostawić żadnych śladów. - Pogmerał po swoich dłoniach zrywając jak się wydawało skórę. Jego ręce nie przypominały niczego co znaliśmy, nie miał linii papilarnych. - Lata zajęło nam z Coalem zaplanowanie ucieczki. Stamtąd istniało jedne wyjście. Śmierć. Najpierw uciekł Coal, potem znalazł mi jego. Mamy nawet identyczną grupę krwi. Moja twarz popełniła samobójstwo. Nikogo nie sprzątnęliśmy, żeby im odebrać ich codzienność. Ukryliśmy jedynie ich zgon. Od lat gromadziliśmy forsę w wielu skrytkach. Musicie to zrozumieć, nam nikt nie płacił. Byliśmy grzecznymi sukami. Zawsze wracaliśmy do budy. Te pieniądze zabieraliśmy naszym celom. Dlatego było nas stać na operacje plastyczne i dopasowanie się do sytuacji. Nauczyliśmy się być naszymi twarzami. Coal gdy się pojawił w USA zaczął działać w organizacji poszukującej zaginionych. Potem w takich, które ratują dzieci. Tak trafił na ciebie. - Popatrzył mi w oczy. Przypomniałem sobie ten dzień, gdy ten skurwiel mnie odurzył. Sam nie wiem co czuję teraz. Przecież znałem Blackiego, był z nami długo. Nie raz uratował nam życie. - Tak trafił też na Madda. Nadal szuka Robbiego. - Na te słowa Madd zerwał się na nogi i pierdolnął krzesłem o ścianę. - Stałem się Jacobem Grenne i chciałbym nim pozostać, chciałbym zostać wśród was. Porozmawiajcie, ja pójdę zmienić Luxa. Coal jest na dzwonnicy i obserwuje wjazd do miasta. Jesteście bezpieczni. - Patrzyłem jak wychodzi zgarbiony. Wszyscy patrzyliśmy się na siebie bez słowa. Lux wbiegł do środka łapiąc talerz i nakładając sobie solidną porcję. Usiadł i zaczął jeść. Potem popatrzył po nas, marszcząc brwi.
- A wy co? Zamieniliście się w posągi? - Zażartował.
- Nie. Po prostu Blackie nas zaskoczył. - Młody machnął ręką.
- A jakie ma znaczenie kim był wcześniej? Wszyscy znamy go od dawna. Boicie się go czy coś? - Coś mi się tu nie zgadzało.
- Wiedziałeś. - Stwierdziłem. Wzruszył ramionami.
- Zakręty losu bywają dziwne wiesz. Bo ja poznałem kiedyś prawdziwego Jacoba. Facet był szczurem. Ten nasz Blackie to zupełnie inna osobowość i dużo lepszy charakter. Rozumiem ich wybór i rozumiem dlaczego uciekli. Może wybrali dziwny sposób, ale za to cholernie skuteczny. Jakie to kurwa ma znaczenie, że wzięli sobie życie samotnych nieżyjących facetów? Kurwa żaden z nas nie był na ich miejscu i myślę, że wszyscy byśmy postąpili identycznie jak oni. Żaden z nas nie chciałby być psem na cudzym łańcuchu. - Młody odstawił talerz do zlewu. - Ci faceci nie raz udowodnili nam, że pilnują naszych pleców i dla mnie to wystarczy.
- Masz rację. Na chwilę chyba nas to przytłoczyło. - Podsumowałem sytuację. - Powiedz mu, że więcej o tym nie będziemy rozmawiać. Dla nas sprawa jest zamknięta i tu jest jego dom. Tak samo jak jego włóczącego się po świecie kumpla. Ma ktoś jakieś sprzeciwy? - Odpowiedziała mi cisza. - To mamy skurwieli do ogarnięcia i brata do ocalenia. A potem odpoczniemy. Potrzebujemy urlopu. Żadnych kurwa wyjazdów, żadnej pierdolonej mafii, czy to rządowej czy przestępczej. - Dodałem żartem.
- Pamiętaj o tej w sutannach jeszcze. - Ven dołożył dwa grosze. Wybuchnęliśmy śmiechem bo żaden z nas do żadnego kościoła nie uczęszczał.
- Jak ty lubisz mi grać na nerwach. - Slade się spiął. - Odkąd ci powiedziałem, że miałem zostać księdzem dogryzasz mi aż miło. - Na te słowa wszyscy zamarliśmy.
- O kurwa. - Fury wypluł kawę.
- No chyba żartujesz. - Dojebał mu Madd. Lux poklepał go po plecach.
- Wybacz mi ojcze bo zgrzeszyłem. - Młody zaświergotał i zwiał. Slade się zerwał bordowy jak pomidor i chciał za nim biec.
- To jak pieprzysz jakąś dziwkę z baru to ją od razu rozgrzeszasz? - Madd dogryzł mu.
- Nie rozgrzeszam, nie zostałem kurwa księdzem. - Odpowiedział mu z wściekłością. - Nigdy nim kurwa nie chciałem zostać. To mój wuj mnie zmusił do pójścia do seminarium. Nie tylko wy mieliście zjebane życia, pajace. Odpierdolcie się ode mnie. - No proszę mieliśmy chyba dzień szczerości do końca.
- Spokój kurwa. - Za chwilę skoczyli by sobie do gardeł. Blackie wszedł na ten mój krzyk i chyba sądził, że zmieniliśmy o nim zdanie. Wyglądał nieciekawie.
- Ej, spokojnie to ze Slade się śmiejemy. Ksiądz Mason. Kurwa jak to brzmi? Może zaczniemy mu mówić ojczulku? - Venom dociskał śrubę. Blackie wytrzeszczył oczy i się przeżegnał.
- No kurwa jeszcze i ten. - Mason prawie toczył pianę z pyska. - Ugryź się w dupę. - Warknął w stronę Blackiego.
- Wyspowiadałem się. Czuję się rozgrzeszony. - Blackie szybko doszedł do siebie. I zaczęła się przepychanka.
- Dość tego. - Ryknąłem. - Ustawić się na pozycje jak ćwiczyliśmy wcześniej. - Wydałem rozkaz.
Finał tej nocy zaskoczył tylko jedną osobę. Dawcę spermy Neo. Sasha odchodząc dał mu prezent. Całkowitą wolność od zagrożeń, nawet tych z jego policyjnej przeszłości.
Wrócił tydzień później z zamiarem poznania swojej siostry. Dość szybko stał się dla nich członkiem rodziny. My łaknęliśmy tylko jednego, odrobimy spokoju. W tym aspekcie mieliśmy trochę szczęścia, nie było nowych zleceń. Moon W mogło w końcu odpocząć i wyleczyć swoje rany. Ja i Blackie wspieraliśmy Luxa w terapii, o dziwo pomogła i nam. Obaj pogodziliśmy się z naszą przeszłością i chyba spokojniej patrzyliśmy w przyszłość.
Czas płynął leniwie. Rutyna pomagała nam iść każdego dnia na przód. Neo rozbudowywał domek, my zrobiliśmy sobie parę wypadów na treningi. Wziąłem pod opiekę kilku młodych i rządnych wygranej wojowników. Nie groziła mi nuda.
![](https://img.wattpad.com/cover/248152420-288-k857634.jpg)
CZYTASZ
MOON. MW TOM I. Nowa Droga. √
Romance- Obudź się żołnierzu. - Klepnięcie w twarz pobudziło zamglony umysł. Mięśnie się napięły w oczekiwaniu na więzy, których nie było. Przeszukałem myśli usiłując przypomnieć sobie poprzedni wieczór. - No już, wiem, że nie śpisz. - Męski głos zawarczał...